W zrozumieniu tego, co wczoraj stało się na Białorusi w związku z samolotem linii lotniczych Ryanair lecącym z Aten do Wilna, ważne są fakty, kontekst i interpretacja. Zacznijmy zatem od faktów.
Wczoraj (23.05) około godziny 13.30 opublikowana została informacja, że samolot lecący z Aten do Wilna przymusowo lądował w białoruskim Mińsku. Zaraz pojawiły się doniesienia, że w powietrze wzbił się uzbrojony samolot białoruskiego lotnictwa MiG-29, który przechwycił i zmusił do zamiany trasy przelotu i lądowanie w Mińsku rejsowy samolot linii Ryanair. Specjalizująca się w kwestiach wojskowych holenderska grupa analityczna Oryx opublikowała nawet fotografie na których widać, że białoruski MiG uzbrojony był w cztery rakiety typu R-73 i dwie R-23.
Paweł Łatuszka, jeden z liderów opozycji powiedział, że z informacji posiadanych przez niego wynika, iż białoruscy kontrolerzy zagrozili pilotom, iż samolot zostanie zestrzelony jeśli nie wyląduje w Mińsku. To pozwala wyjaśnić dlaczego maszyna znajdująca się w okolicach Lidy, niedaleko od Wilna zawróciła i poleciała do Mińska, co z pewnością nie jest wyborem krótszej trasy. Jest to o tyle istotne, że jedna z wersji tego, co się stało, w tym kolportowana przez Łukaszenkę i oficjalne media mówiła o alarmie bombowym i samodzielnie podjętej przez pilotujących samolot decyzji o lądowaniu w Mińsku. W białoruskiej stolicy aresztowany został przebywający na pokładzie samolotu Roman Protasiewicz, były redaktor naczelny opozycyjnego kanału NEXTA, który ma ponad 1,2 mln subskrybentów, a przez reżim uważany jest za wroga nr 1, wręcz inspiratora i organizatora protestów. Sam Protasiewicz, który oskarżany jest w związku ze swoją działalnością przez władze o terroryzm zagrożony jest nawet najwyższym wyrokiem, czyli karą śmierci, która na Białorusi nadal jest wykonywana. Zanim samolot wystartował z Aten Protasiewicz wspominał przyjaciołom, iż ma wrażenie, że jest śledzony. Potwierdziły to późniejsze wydarzenia, bowiem w Mińsku z listy pasażerów ubyły jeszcze 4 osoby, co świadczy o tym, że tak liczna była „grupa realizacyjna” towarzysząca białoruskiemu dziennikarzowi. Rosyjski opozycjonista Ilja Jaszyn napisał, że tych czterech pasażerów, nie licząc narzeczonej Protasiewicza, zresztą Rosjanki, którzy „wysiedli” w Mińsku, miało rosyjskie paszporty, co jego zdaniem może świadczyć, iż mamy do czynienia ze wspólną operacją białoruskiego KGB i rosyjskiego FSB.
Franak Viačorka, główny doradca Swietłany Cichanouskiej, napisał, że tydzień wcześniej tym samym lotem z Aten leciał wraz z liderką białoruskiej opozycji, co może być ostrzeżeniem również pod jej adresem.
W całej sprawie dość dwuznaczna jest też postawa przewoźnika, czyli linii Ryanair. Protasiewicz, jak wynika z informacji przekazanych przez współpasażerów, miał powiedzieć pilotom, że lądowanie w Mińsku oznacza dla niego śmierć, jako że jest on przedstawicielem opozycji, ale ci mieli odpowiedzieć, że nie mają wyboru, bo „takie są prawne zobowiązania Ryanair”.
Co to dokładnie oznacza zapewne będzie kwestią wyjaśnianą w trakcie dochodzenia, jednak oficjalne oświadczenie przewoźnika w tej sprawie, w którym linie piszą, niezgodnie z prawdą, że lądowały w obliczu zagrożenia na najbliższym lotnisku, co w sposób oczywisty nie odpowiada prawdzie, ożywia spekulacje w tej kwestii.
Ryanair po kilku godzinach zdecydował się na zmianę swego oświadczenia. W jego nowej wersji mowa jest już o akcie „terroryzmu państwowego”.
Aby wyczerpać wątek lotniczy to warto dodać, że na pojawiające się propozycje ze strony m.in. Polski ale również przewoźników z Państw Bałtyckich aby zamknąć przestrzeń powietrzną nad Białorusią pierwsze odpowiedziały państwowe linie holenderskie KLM. Ich rzecznik prasowy poinformował, że po konsultacjach z przedstawicielami rządu „nie widzą powodów dla takiego kroku”. Wygląda zatem, że postawa bussines as usual, co w przypadku Holandii jest raczej normą, i teraz ma szansę zwyciężyć.
Warto nieco uwagi poświęcić też kontekstowi tego, co się stało, umieszczając całą operację w nieco szerszej perspektywie. Pytaniem otwartym jest udział w niej rosyjskich służb specjalnych, czy wiedza samego Kremla na ten temat, ale wydaje się mało prawdopodobne aby wobec bliskiej i zacieśniającej się współpracy resortów siłowych obu krajów na poziomie kierownictw służb Rosja nie orientowała się w tym co się dzieje. Tym bardziej, że zastosowane „modus operandi” do złudzenia przypomina przygotowywaną przez zachodnie i ukraińską służby specjalne operację przeciw Wagnerowcom. Jak niedawno ujawnił ukraiński dziennikarz Jurij Butusow, a na publikację Billingcat w tej sprawie jeszcze czekamy, samolot z Wagnerowcami na pokładzie lecący z Mińska do Istambułu planowano „posadzić” w czerwcu ubiegłego roku na jednym z ukraińskich lotnisk pod pretekstem znajdującej się na pokładzie bomby. Agenci tureckich i ukraińskich służb specjalnych mieli być na pokładzie tego lotu po to aby uniemożliwić Rosjanom ewentualne przejęcie kontroli nad samolotem. Cała operacja nie doszła do skutku w efekcie, jak twierdzi Butusow, telefonu z bezpośredniego zaplecza Zełenskiego do Łukaszenki, ale sposób działania miał być podobny. Oczywiście Wagnerowców, którzy są najemnikami i przestępcami wojskowymi nie można porównywać z białoruskim dziennikarzem, ale służbom specjalnym obydwu krajów mogło chodzić też o pokazanie Zachodowi, że są w stanie przeprowadzić skutecznie analogiczną operację, mało tego nie byli pierwsi.
Kontekst polityczny jest jeszcze ciekawszy, bo narzuca się pytanie o związek tego co się stało z samolotem linii Ryanair i stanowiska amerykańskiego Departamentu Stanu w sprawie sankcji na firmę budująca Nord Stream 2. W Rosji informację o „zawieszeniu ich wykonania” w związku z interesem narodowym odebrano jako potwierdzenie słabości Stanów Zjednoczonych i możliwość domagania się kolejnych ustępstw. Świadczy o tym wyraźna sekwencja wypowiedzi rosyjskich urzędników wysokiego szczebla w ostatnim tygodniu, w których pojawiły się nowe żądania pod adresem kolektywnego Zachodu. Najpierw minister Ławrow przed spotkaniem Rady Arktycznej w Reykjaviku i przed rozmowami z Antonym Blinkenem, powiedział, że „Arktyka jest naszym terytorium” i Rosja działa tam zgodnie z prawem międzynarodowym, co związane było przede wszystkim z zaniepokojeniem Oslo w związku z prowadzonymi przez Moskwę na ogromną skalę inwestycjami wojskowymi na Dalekiej Północy. Nieco później, rosyjski wiceminister spraw zagranicznych Riabkow komentując w wywiadzie efekty rozmów Ławrowa z Blinkenem, które nota bene strona amerykańska oceniła bardziej optymistycznie niźli rosyjska, powiedział, że prócz przywrócenia możliwości normalnego działania rosyjskich służb dyplomatycznych w Stanach Zjednoczonych problemem między oboma krajami pozostaje amerykańska praktyka ścigania i aresztowania rosyjskich obywateli w państwach trzecich. Chodzi między innymi o takie przypadki jak słynna sprawa Wiktora Buta, ale to, że Rosja teraz podnosi temat równa się zaostrzeniu stanowiska i domaganiu się ustępstw ze strony Waszyngtonu. W tym samym czasie rosyjskie media poinformowały, że na wyposażenie Floty Bałtyckiej wchodzą nowe łodzie podwodne, które wyposażone mają być w hipersoniczne rakiety Cyrkon. Mają one w świetle oficjalnej wersji „pilnować bezpieczeństwa” Nord Stream 2, co pozwala zrozumieć zarówno to po co Rosjanom potrzebna była kampania fake newsów w których dowodzono, jakoby to polskie jednostki utrudniały budowę gazociągu jak i przewidzieć, że to dopiero początek a nie koniec kłopotów z gazociągiem. Zaraz po tym Władimir Putin w typowy dla siebie sposób powiedział, że „powybija zęby” wszystkim tym, którzy chcieliby, jak się wyraził „ukąsić Rosję”, co z pewnością trudno uznać za zapowiedź zmiany generalnej linii politycznej Federacji Rosyjskiej w przeddzień rozmów ze Stanami Zjednoczonymi.
Jeśli chodzi o Białoruś, to mamy do czynienia w ostatnim tygodniu z podobną sekwencją agresywnych posunięć. Kontynuowana jest walka z niezależnymi mediami, a reżim rozpoczął akcję, pod pretekstem dochodzenia podatkowego, przeciw głównemu portalowi informacyjnemu kraju jakim jest założony, przez nieżyjącego Jurija Zissera tut.by. Kwestie podatkowe są w tym wypadku oczywiście pretekstem, podobnie jak było w przypadku aresztowania Romana Babaryki, któremu też zarzucono „defraudacje na wielką skalę”. W tym wypadku, jak się spekuluje chodzi nie tyle o zniszczenie popularnego portalu, który generuje 60 % ruchu białoruskich użytkowników Internetu, ale o przejęcie go i obsadzenie własnymi ludźmi. W tym samym czasie pojawiła się informacja o podejrzanej śmierci w jednej z kolonii karnych skazanego w styczniu na 5 lat więzienie opozycjonisty Witolda Aszuroka. Podobno zmarł na serce, z którym nigdy nie miał, zdaniem żony, problemów. Być może pewną wskazówką dlaczego tak nagle pogorszył się jego stan zdrowia jest fakt, iż Aszurok wchodził w skład kierownictwa Białoruskiego Frontu Narodowego, formacji, której lidera reżim oskarża o współuczestnictwo w słynnym „zamachu stanu” Fieduty i Ziankowicza który to „spisek” zdemaskowany został wspólnymi siłami białoruskiego KGB i rosyjskiego FSB. W tym samym czasie białoruskie władze w ramach porządkowania ustawodawstwa dopuściły użycie ostrej amunicji przeciw protestującym. Ten wyraźny wzrost asertywności białoruskiego reżimu może mieć związek zarówno z przeświadczeniem władzy, o czym już pisałem, że Europa reaguje słabiej na obecne represje niźli miało to miejsce po wyborach w 2010 roku. Innym z motywów może być to, że Łukaszenka spodziewa się wzrostu, w związku z trudną sytuacją gospodarczą aktywności protestacyjnej i zawczasu się do tego przygotowuje.
Przed niecałym tygodniem specjalistyczny portal finanz.ru poinformował, powołując się na branżową agencję analityczną Argus, że Białoruś zaczyna mieć problemy ze sprzedażą artykułów ropopochodnych produkowanych przez jedną z dwóch rafinerii. W tym wypadku chodzi o Naftan objęty amerykańskimi sankcjami, które co prawda zaczynają obowiązywać dopiero w czerwcu, ale już obecnie banki, w tym i europejskie, obawiają się retorsji i odmawiają finansowania transakcji z udziałem Naftanu. Skądinąd wiadomo, że dochody ze sprzedaży artykułów ropopochodnych dają reżimowi w Mińsku od 20 do 40 % przychodów z eksportu. Jeśli zatem szukamy możliwości wywarcia presji na Łukaszenkę i pośrednio na Moskwę, bo jeśli gospodarka Białorusi zacznie się walić to wzrosną wydatki Rosji w związku z jej utrzymaniem, to winniśmy domagać się europejskich sankcji na obydwie białoruskie rafinerie. Pośrednim środkiem, od którego być może należałoby zacząć, jest spowodowanie aby Ukraina, która dziś pokrywa swe zapotrzebowanie na olej napędowy w 40 % importując go z Białorusi zaczęła zaopatrywać się gdzie indziej. Modne dziś „przesunięcie łańcuchów zaopatrzenia” ze względów bezpieczeństwa winno w pierwszej kolejności dotyczyć tego sektora i Ukrainy. Są tez inne możliwości, np. liczącym się klientem Mińska jest Serbia, która zabiega o wsparcie swoich starań akcesyjnych do Unii Europejskiej. Niezależnie od tego, która droga zostanie wybrana trzeba pamiętać, iż zastosowane środki muszą mieć charakter kompleksowy i uderzyć tam gdzie Łukaszenkę najbardziej boli. W przeciwnym razie mamy do czynienia z czczymi demonstracjami, które na Wschodzie wywołują raczej pogardę i odczytywane są jako przejaw słabości.
Raczej nie liczyłbym w tym wypadku na solidarność w skali całej Unii Europejskiej, ale wydaje się, że Polska, Państwa Bałtyckie i Ukraina, choćby z racji swego geograficznego położenia mają możliwości „odciąć” Łukaszenkę od rynku europejskiego. Białoruski dyktator jesienią ubiegłego roku groził, że jeśli Polacy i Litwini nie zmienią swej polityki, to mogą zacząć latać do Chin dookoła. Wydaje się, że teraz należałoby sformułować odpowiedź w podobnym duchu – jeśli Łukaszenka nie zmieni swej polityki, nie wypuści więzionych Polaków i innych więźniów sumienia, to białoruskie TIR-y być może będą jeździć do Europy przez Finlandię.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS