Z ustaleń portalu w Polityce.pl wynika, że Raman Pratasiewicz, którego porwano na lotnisku w Mińsku, mógł mieć niewystarczającą ochronę kontrwywiadowczą. Nasi rozmówcy zastanawiają się dlaczego zaryzykował niepewny lot przez terytorium Białorusi? Gdyby Pratasiewicz nadal przebywał w Polsce, mógłby wciąż korzystać ze wsparcia polskich służb specjalnych, które wzorowo zabezpieczały jego bezpieczeństwo. Wybrał jednak Wilno.
CZYTAJ TAKŻE: Rzeczywisty cel porwania samolotu na Białorusi? Messing: „Wywołać skrajny ostracyzm, który zalegitymizuje plan wchłonięcia Białorusi przez Rosję”
CZYTAJ RÓWNIEŻ: UE chce międzynarodowego śledztwa ws. lądowania w Mińsku! „Władze Białorusi zagroziły bezpieczeństwu pasażerów i załogi”
Nie ma już wątpliwości, że służby specjalne Białorusi i Rosji osaczyły białoruskiego dziennikarza, który był pilnie obserwowany przez agentów. Ci doskonale wiedzieli, który lot wybrał Pratasiewicz, a na pokładzie samolotu zapewne znajdowali się agenci Putina lub Łukaszenki. Czy porwanie opozycyjnego reportera, to wpadka litewskich służb specjalnych? To one miały mu gwarantować bezpieczeństwo. Z naszych ustaleń wynika, że Pratasiewicz, a także inni opozycjoniści z Białorusi, którzy w ubiegłym roku (Pratasiewicz jeszcze w 2019 r.) znaleźli opiekę w Polsce, byli pilnie chronieni przez nasze służby specjalne. Dotyczy to także samego dziennikarza, który został zatrzymany w niedzielę, po bandyckiej prowokacji reżimu w Mińsku.
Dlaczego Litwini pozwolili mu lecieć?
Z informacji przekazanych nam przez informatorów wynika, że służby specjalne Litwy powinny powstrzymać Pratasiewicza przed lotem w przestrzeni powietrznej Białorusi. Brak wystarczającej ochrony kontrwywiadowczej ze strony litewskich służb, mógł ułatwić działania rosyjskiej i białoruskiej bezpieki. Na taką opiekę mógł liczyć białoruski dziennikarz, gdy przebywał w Polsce. Wybrał jednak Litwę na miejsce swojej działalności. Dlaczego?
Białoruska opozycja w Polsce nie jest monolitem. Może to tarcia wewnątrz spowodowały, że Raman Pratasiewicz wybrał właśnie Litwę? Z drugiej strony Litwini bardzo zaangażowali się w walkę z białoruskim reżimem. Źle się stało, że polskie służby nie mogły już chronić Pratasiewicza. Na Litwie to zadanie przeszło na tamtejsze służby
– mówi jeden z naszych rozmówców.
Możliwe też, że Pratasiewicz zignorował ostrzeżenia litewskich służb i samodzielnie zaryzykował niebezpieczny lot. Dziś nie sposób odpowiedzieć na to pytanie. Jedno jest pewne. Dziś dziennikarz Nexty słusznie drży o własne życie. Jako „terrorysta” może zostać skazany na śmierć przez białoruski reżim.
Szokująca prowokacja
Samolot z Ramanem Pratasiewiczem, który leciał z Aten do Wilna, został zmuszony do lądowania wczoraj w Mińsku. Powodem miał być rzekomy alarm bombowy, ale samolotowi linii Ryanair towarzyszył uzbrojony po zęby myśliwiec białoruskich sił powietrznych. Los dziennikarza jest nieznany. Prawdopodobnie przebywa w jednym z mińskich aresztów.
WB
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS