A A+ A++

”Musimy niestety przewidywać kolejne wstrząsy, co najmniej z udziałem wojskowego szantażu, jeśli nie agresji rosyjskiej w naszym regionie, a im więcej będzie znaków słabości i gotowości do ustępstw ze strony Zachodu, tym skala akcji rosyjskich, ich częstotliwość i drastyczność będzie rosła. Sytuacja rozwija się w złym kierunku” – ocenia w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski, politolog z Uniwersytetu Łódzkiego.

CZYTAJ RÓWNIEŻ:

-Nord Stream 2 powstanie. Co robić? Saryusz-Wolski: Zwiększyć wydatki na obronę do poziomu krajów frontowych, do 4-5 proc.

-USA nie nałożą sankcji na firmę budującą Nord Stream 2. Departament Stanu zasłania się… bezpieczeństwem narodowym

-NASZ WYWIAD. Rezygnacja z sankcji ws. NS2? Guzy: Może mieć dalekosiężne konsekwencje zarówno dla USA, jak i naszego regionu

wPolityce.pl: Niestety potwierdziły się informacje o tym, że Amerykanie odstąpili od sankcji na Nord Stream 2. Pytanie, jakie będą tego konsekwencje dla Polski i dla krajów tego regionu?

Prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski: Będzie to ukończenie niemiecko-rosyjskiej inwestycji i otwarcie zdolności Rosji do szantażu Europy Środkowej, oczywiście przede wszystkim Ukrainy. Przy czym trzeba pamiętać, że Ukraina nie czerpie już gazu z Rosji, natomiast tranzyt przez Ukrainę nadal istnieje i on dotąd był pewnym hamulcem wszczęcia rosyjskiej operacji wojskowej na dużą skalę, bo trudno nie przypuścić, żeby w trakcie takiej operacji Ukraina nie przerwała tranzytu, a to oczywiście z racji faktu, że ten gaz jest sprzedawany dalej, na Zachód, przez Słowację biegnie i na Bałkany i do Czech i do Bawarii, częściowo do Niemiec, częściowo do Austrii. Rosja straciła by z tego powodu dużo pieniędzy i dotąd był to hamulec jej akcji wojskowej.

Jeśli Rosjanie ukończą drugą nitkę, Nord Stream 2, to będą mogli cały ten tranzyt przerzucić do owej nitki, a przynajmniej jego istotną część i tym samym hamulec zniknie. To jest oczywiście także element zwiększający prawdopodobieństwo szantażu wobec czy to Polski, czy Białorusi, czy wszystkich krajów tranzytowych po drodze. W mniejszym stopniu zatem państw bałtyckich, bo one nie są „po drodze”, ale generalnie cały region wobec faktu, że ten tranzyt pójdzie przez Bałtyk do Niemiec, a nie przez Europę Środkową, to ryzyko naciskania na Europę Środkową spadnie, bo nie będą istniały koszty utraty dochodów z gazu sprzedawanego Niemcom, czy innym, pomniejszym państwom na zachód od Polski. I taki jest tego rezultat bezpośredni, materialny.

Natomiast oczywiście ma to też wymiar polityczny. Osłabia prestiż i wiarygodność Stanów Zjednoczonych jako sojusznika w Europie Środkowej i zapewne wpłynie na osłabienie orientacji proamerykańskiej w naszym regionie. Oczywiście nie jakoś dramatycznie, bo wiadomo, że kwestie wojskowe pozostają w mocy, Amerykanie się z nich nie wycofują i miejmy nadzieję, że tak zostanie. Podobnie zainteresowanie wejściem amerykańskiego gazu na rynek Trójmorza. Niemniej jednak ucierpi również skala zaufania w deklaracje amerykańskie, bo przecież od dłuższego czasu USA – i to zarówno administracja prezydencka, jak i Kongres – wypowiadały się i retorycznie nadal wypowiadają się przeciwko Nord Streamowi, ale faktycznie jest to drugi z sygnałów poszukiwania porozumienia z Rosją. Pierwszym było przedłużenie traktatu New START o strategicznej broni jądrowej de facto na rosyjskich warunkach, których Trump nie chciał przyjąć, a Biden przyjął – to była jedna z jego pierwszych decyzji. Teraz mamy drugą, idącą w tym samym kierunku i dywagacje na temat konieczności poszukiwania wspólnych pól współpracy z Rosją w rodzaju kwestiach klimatycznych, czy antycovidowych, czy antyterrorystycznych i to jeszcze w sytuacji, gdy potwierdza się wyraźnie, że Rosja stoi za częścią zamachów terrorystycznych. To wszystko pokazuje, że polityka Stanów Zjednoczonych na kierunku rosyjskim jest polityką poszukiwania jakiegoś modus vivendi, jakiegoś porozumienia, co w sumie jest tradycyjnym zachowaniem na początku kadencji kolejnych prezydentów. Jak pamiętamy był reset w czasach Obamy i słynne spojrzenie w oczy Putina i dostrzeżenie tam szczerego demokraty przez Busha. Każdy z ostatnich prezydentów próbował jakiegoś rodzaju porozumienia z Rosją w nadziei na oderwanie jej od Chin. Tu, przy Nord Stream 2 mamy jeszcze element polityki wobec Niemiec. Innymi słowy pójście drogą, którą zresztą amerykańscy eksperci sformułowali, drogą rozumowania, że jedność transatlantycka jest wyższą wartością niż twarda polityka wobec Rosji, czyli że odbudowa stosunków z Niemcami jest więcej warta niż ukaranie Rosji za agresję.

Ta polityka się nie powiedzie. Amerykanie, jak widać, nie będąc zdolnymi do przewidzenia tego, muszą nabyć tą wiedzę drogą doświadczenia. Innymi słowy, spróbować zbliżenia z Niemcami i zobaczyć, że Niemcy nie chcą odgrywać tej roli, którą Amerykanie chcieliby, żeby odgrywali, czyli nie chcą przejąć ciężaru bezpieczeństwa i stabilizacji w Europie Środkowo-Wschodniej. Świadczą o tym posunięcia niemieckie z przełomu poprzedniego i obecnego roku czyli parcie do porozumienia UE z Chinami i później wysłanie Borrella do Moskwy w momencie, gdy Amerykanie byli sparaliżowani chwilą tranzytu władzy między poprzednim a obecnym prezydentem, tak że nie mogli zareagować na czas. To moim zdaniem świadczy o celach polityki niemieckiej. Amerykanie się rozczarują, ale póki co cenę tej nauki, że jest inaczej, niż im się wydaje, będzie płaciła Europa Środkowa, bo ta decyzja amerykańska, czyli zniesienie sankcji na Nord Stream 2, jest oczywiście zachętą dla Rosji do kolejnej agresji.

Przyrównał Pan Profesor obecną sytuację do resetu z czasów Obamy. Tylko że reset z czasów Obamy jednak miał dużo mniejszy ciężar właściwy niż zgoda de facto na dokończenie Nord Stream 2. Gazociąg ten jest niewątpliwie nie tylko gospodarczym, ale i geopolitycznym projektem. Pytanie, na ile wspomnianą decyzję Amerykanów Kreml może uznać za „zielone światło” do objęcia swoją strefą wpływów tej części Europy?

Jak najbardziej tak. Zgadzam się. Wtedy nie było kontekstu rosyjskiej inwazji na Ukrainę, okupacji Krymu. Teraz mamy świeży kontekst ostatniego napięcia wojskowego wokół ukraińskich granic i wręcz można snuć tezy – jak otworzą się archiwa za kilkadziesiąt lat, to będziemy wiedzieli, czy prawdziwe, ale wysoce prawdopodobne – że owa operacja budowy napięcia wojskowego wokół Ukrainy była po to, żeby deeskalację, wycofanie wojsk sprzedać za amerykańską zgodę na ową niemiecko-rosyjską inwestycję, a to oznacza, że szantaż militarny co najmniej, jeśli nie agresja wojskowa są skutecznym instrumentem oddziaływania na Zachód, tak na Niemcy, jak i na Stany Zjednoczone, a skoro są skutecznym instrumentem, to będą powtarzane. Tym samym musimy niestety przewidywać kolejne wstrząsy, co najmniej z udziałem wojskowego szantażu, jeśli nie agresji rosyjskiej w naszym regionie, a im więcej będzie znaków słabości i gotowości do ustępstw ze strony Zachodu, tym skala akcji rosyjskich, ich częstotliwość i drastyczność będzie rosła. Sytuacja rozwija się w złym kierunku.

Co będzie dalej z inicjatywą Trójmorza w tym momencie?

To w tej chwili nie dotyka bezpośrednio inicjatywy Trójmorza. Mamy z jednej strony bardzo pozytywny sygnał z 18 listopada, zatem sprzed przejęcia władzy, ale już po faktycznym rozstrzygnięciu, i to ponadpartyjny. Myślę tutaj o uchwale Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych, przyjętej jednomyślnie i przez Demokratów i przez Republikanów z poparciem dla Trójmorza i ze wskazaniem potrzeby rozszerzenia współpracy na Ukrainę, Mołdawię i Bałkany Zachodnie. Na pewno potężne lobby, czyli amerykański przemysł energetyczny, wydobywczy, gazowy jest zainteresowany w przejęciu tego rynku, w wyparciu wpływów rosyjskich i te dwa elementy pozostają w grze. Natomiast trzeba pamiętać, że jednak politykę zagraniczną prowadzi prezydent a nie Kongres, może on zatem czynić pewne naciski, tworzyć atmosferę, wzywać, apelować, uchwalać fundusze itd., ale samych decyzji strategicznych nie będzie podejmował.

Kalkulując po układzie interesów, w interesie Stanów Zjednoczonych leży utrzymanie poparcia dla Trójmorza. Natomiast oczywiście, że w interesie Stanów Zjednoczonych leżało także skuteczne zatrzymanie Nord Stream 2, podtrzymanie swojego prestiżu w Europie Środkowej i niepozwolenie na to, żeby Rosjanie wymanewrowali Amerykanów, a oni zostali jednak wymanewrowani, więc to, że coś jest w czyimś interesie nie znaczy, że on to widzi i że to dopełni. Są zatem nadal podstawy do optymizmu w odniesieniu do amerykańskiego poparcia dla Trójmorza, ale historia z Nord Stream 2 – jak powiedziałem – generalnie obniża prestiż Stanów Zjednoczonych jako czołowego mocarstwa stabilizującego sytuację w Europie Środkowo-Wschodniej i tę cenę prestiżową będą Amerykanie płacić w wyobraźni opinii publicznej w naszym regionie na wszystkich płaszczyznach, na których będą przez tą opinię oceniani. Niewątpliwie jest to wizerunkowa strata Stanów Zjednoczonych w oczach i Polaków, i Bałtów, i Ukraińców, i pewnie Białorusinów – generalnie wszystkich zainteresowanych czy raczej odczuwających zagrożenie rosyjskie.

Ale jednak ten tandem rosyjsko-niemiecki okazał się skuteczny. Co będzie z Trójmorzem w dalszej perspektywie? Jestem w stanie sobie wyobrazić, że ów tandem będzie usiłował zdusić tę inicjatywę, a przynajmniej doprowadzić do tego, żeby ona była martwa.

Być może. Ale tu byłbym optymistą. Mamy obecnie bardzo dynamiczny rozwój współpracy na temat Trójmorza. Mamy naprawdę głębokie zainteresowanie i Polski i Rumunii, i to nie deklaratywne, ale finansowe, z powołaniem Funduszu Inwestycyjnego Inicjatywy Trójmorza. Do tego Funduszu zdążyło przystąpić w ostatnim roku dziewięć państw na dwanaście państw członkowskich. Mamy ostatnio wyraźne zainteresowanie japońskie, z dużymi perspektywami inwestycyjnymi, perspektywy rozwoju współpracy na kierunku tureckim, który lada moment będzie zapewne opinii publicznej szerzej ujawniany z racji wizyty pana prezydenta w Turcji. Bułgaria właśnie też się stara o włączenie Turcji do tej inicjatywy. Duże zainteresowanie – włączenie oczywiście w ramach współpracy partnerskiej, pełne członkostwo jest możliwe tylko dla państw członkowskich UE – wykazuje Ukraina. To razem jest bardzo potężny rynek. Trzeba pamiętać o rynku gazowym, który przyciąga zainteresowanie amerykańskie. To w sumie jest sto kilkadziesiąt milionów ludzi, licząc bez Turcji – razem z Turcją, kolejne osiemdziesiąt parę. Jest zatem moim zdaniem nadal duża dynamika pozytywna i Amerykanie musieliby zacząć zwalczać Trójmorze, nie tyle nie popierać, co aktywnie zwalczać, żeby doprowadzić do upadku. Tego, jak sądzę, nie zrobią. Sami Niemcy natomiast nie dadzą rady rozbić tej struktury, w związku z czym uważam, że nadal są podstawy do optymizmu.

Zresztą całość gry w Europie trzeba rozpatrywać zawsze całościowo, to znaczy nie jest tak, że jakiś problem rozwija się sam, bez wpływu innych czynników, które się rozwijają, a które będą zajmowały uwagę i pochłaniały energię polityczną aktorów tej gry. Trzeba pamiętać, że mamy we wrześniu wybory w Niemczech, że do czerwca następnego roku będzie się toczyła konferencja o przyszłości Europy, która będzie głównym polem teatru politycznego, jeżeli nie prawdziwej walki o kształt przyszłej Unii. Mamy nadchodzące wybory we Francji itd., w związku z czym tych zagadnień jest sporo – teraz konflikt znowu marokańsko-hiszpański się rozpala – to wszystko nawzajem będzie na siebie oddziaływało i Trójmorze nie będzie głównym obiektem polityki niemieckiej. Będzie jednym z wiodących projektów Polski czy Trójmorza, ale dla aktorów zewnętrznych będzie tylko jednym z problemów i to raczej trzeciorzędnym niż pierwszo- czy drugorzędnym.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Anna Wiejak

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSpecyfikacja Moto 360 trzeciej generacji. Nowy smartwatch na horyzoncie
Następny artykułKalisz. Kierująca Volkswagenem zmieniała pas ruchu. Zjechała wprost pod ciężarówkę [FOTO]