Jedni mówią, że takiego słowa, jak „przedept” w ogóle nie ma. Innym, chociażby prof. Jerzemu Bralczykowi, nawet się podoba. Anglicy na przedept mówią: „desire path”. Celnie.
Oczywiście, że nie powinno ich być. Ale są i nie sposób odebrać im uroku. Są nieoficjalne i konspiracyjne. A to, co konspiracyjne, w oczach Polaka zawsze ma dużą wartość. Przedepty.
Kiedyś się mawiało „na sagę” albo „na skóśkę”, czyli skrótem, np. przez pole. I stąd przedepty. Żeby było bliżej. Proste.
Pojawiają się pomiędzy blokami. Na przełaj. Na przekór chodnikom, które wytyczono, zanim ludzie zaczęli chodzić. I teraz są. Mocne, nie do zdarcia, jak każda prowizorka.
Co jakiś czas ktoś im wytacza wojnę. Zagradza taśmą, wzrusza ziemię, sieje trawę. Taki stan rzeczy potrafi przetrwać nawet kilka dni. A potem jest po staremu. Znowu na sagę.
A płońskie przedepty? Jest ich niemało. Szczególnie na blokowiskach w północnej części miasta. Ciągną się prostymi liniami i malowniczo od dziesięcioleci.
Przez trawnik byle bliżej do sklepu. Albo do kontenera na śmieci. Czy na parking. Wszystko zależy od położenia bloku. Zresztą, każdy przedept jest inny. Inną ma historię.
Tak się utarło w naszej świadomości, że najlepiej, jeśliby wszystko w przestrzeni było kwadratowe. Jak przecznice w mieście. Trzy razy w lewo i jesteśmy w punkcie wyjścia.
Niestety nie wszystko może być kwadratowe i przewidywalne. Są sprawy, które nijak się mają do planów urbanistów. Żyją własnym życiem.
W przedeptach jest, jak wspomniano powyżej, jakiś rodzaj konspiracji. Że jeśli „nie wolno”, to… wolno. Taka przekorna, polska wolność.
Recepta na przedepty? Żeby ich nie było, trzeba by najpierw pozwolić ludziom pochodzić, a dopiero potem wytyczyć chodniki. I tyle. Proste, jak… przedept.
Krzysztof Martwicki
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS