A A+ A++


Białoruskie władze uderzyły w największy miejscowy portal internetowy. Jeśli jednak reżim ma nadzieje na to, że Białorusini zaczną czytać państwowe media, to zapewne się przeliczy. Ci którzy interesują się polityką, będą częściej zaglądać na finansowane z zagranicy portale, jak Biełsat, Radio Swaboda, czy Euroradio. Reszta może zacznie czytać media rosyjskie.

TUT.by został założony w 2000 roku. W 2018 roku, pod względem liczby użytkowników na Białorusi, wyprzedził on rosyjskie portale takie, jak Yandex, czy Mail.ru. Z Sieci korzysta 83 procent Białorusinów – Białoruś jest krajem o poziomie „internetyzacji” nieodbiegającym od polskiej.

  • Dziennie z portalu TUT.by korzystało 3,3 miliona unikatowych internautów.
  • Regularnie robiło to 63% Białorusinów, a w czasie najgorętszego okresu po sfałszowanych w sierpniu wyborach – 68 procent.
  • Miesięcznie liczba unikalnych użytkowników wynosiła około 20 milionów – liczba jest tak duża ponieważ jedna osoba może wchodzić z różnego rodzaju urządzeń: telefonu, tabletu, czy komputera stacjonarnego.
  • 70 procent czytelników TUT.by to osoby z Białorusi, najczęściej mieszkańcy miast w wieku 25-44 lata.

Portal ten to nie tylko wiadomości polityczne, ale też wiele artykułów na różne tematy, począwszy od gotowania, poprzez wydarzenia kulturalne, aż do porad dla działkowców i kierowców. Najbardziej przypomina on polską WP, czy Onet. Na TUT.by jest jest serwis pocztowy.

Historia prześladowań

Już w 2018 roku reżim próbował walczyć z TUT.by. Była to tak zwana „sprawa BiełTA”. Dziennikarze portalu mieli jakoby korzystać z informacji państwowej agencji BiełTA nie płacąc za dostęp do serwisu. Redaktor naczelna Maryna Zołatawa na podstawie decyzji sądu musiała zapłacić wówczas 7650 rubli grzywny i 6 tysięcy rubli kosztów sądowych. Razem równowartość niemal 25 tysięcy złotych.

Redaktorka największego białoruskiego niezależnego portalu TUT.by skazana na ogromną grzywnę

W 2020 roku, gdy dziennikarze i reporterzy TUT.by szeroko informowali o protestach przeciwko sfałszowanym wyborom, reżim uderzył po raz drugi. 1 października portal stracił status medium. Oznaczało to, że oprócz pozbawienia dostępu do instytucji państwowych, dziennikarze nie mogli relacjonować protestów. Jako że nie mieli statusu pracownika mediów, byli uznawani za uczestników manifestacji. Na marginesie: ten wybieg reżim umiał stosować także wobec innych mediów.

W listopadzie zatrzymano dziennikarkę TUT.by Kaciarynę Barysiewicz. Została skazana na pół roku więzienia za „ujawnienie tajemnicy lekarskiej”, informując, że pobity na śmierć przez reżimową bojówkę zwolennik opozycji Raman Bandarenka nie był pijany w czasie zatrzymania, jak informowały władze, w tym sam Alaksandr Łukaszenka. Reżim uznawał to za uzasadnienie brutalnego potraktowania zatrzymanego.

Dziennikarka TUT.by wyszła na wolność po pół roku. Wczoraj do aresztu trafiło 13 pracowników jej portalu

Ogółem w 2020 roku, pracowników portalu zatrzymywano 38 razy. Najczęściej działo się to poza Mińskiem, gdzie byli oni lepiej znani organom ścigania. Nawet, jeśli spędzali oni na komisariacie kilka godzin, utrudniało to funkcjonowanie portalu.

Ostatni taki przypadek miał miejsce w tym tygodniu, dziennikarka TUT.by, Lubou Kaspiarowicz, została skazana na 15 dni aresztu za „udział w nielegalnym zgromadzeniu” – relacjonowała proces polityczny stołecznych studentów. Została zatrzymana przed budynkiem sądu. Warto zaznaczyć, że od czasu sfałszowanych wyborów reakcji TUT.by nie opuścił żaden spośród 70 dziennikarzy – zwolniła się tylko jedna osoba, która planowała zrobić to wcześniej.

Władze uderzyły też w serwis Hoster.by zajmującą się hostingiem, czyli obsługą stron internetowych. To firma-córka TUT.by.

Sprawa karna przeciwko największemu białoruskiemu portalowi internetowemu. Służby weszły do redakcji TUT.by

Co dalej z białoruskim rynkiem mediów?

Słowo „rynek mediów” jest być może zbyt szerokim pojęciem. Faktycznie na Białorusi istniał TUT.by i długo długo nic. Konkurentem mógł być jedynie Onliner, który ma podobny profil, ale o wiele mniejsze zasięgi. To ten portal zapewne zyska na obecnych działaniach reżimu. Oczywiście, jeśli nie stanie się kolejnym jego celem.

Naiwnością ze strony władzy byłoby jednak myślenie, że Białorusini zaczną teraz czytać portale reżimowe.

Przede wszystkim, z jednej prostej przyczyny: są one po prostu nudne. Dlatego, gdy dziennie TUT.by notował 3,3 miliony użytkowników, to portal gazety Administracji Prezydenta SB.by około 85 tysięcy. Tam też można przeczytać o znanych aktorkach i uprawie ogródka, ale jest to przeplatane jadem prołukaszenkowskich propagandystów, typu Andreja Mukawozczyka, czy Alaksandra Szpakouskiego.

Ryhar Azarionak przyznaje Order Judasza w STW, zdj.: stv
Ryhar Azaronak przyznaje redakcji TUT.by „Order Judasza” na antenie reżimowej telewizji STV, zdj.: stv

Wtorkowe działania prokuratury wywołały u nich jedynie pozytywne reakcje. Pracownik telewizji STW Ryhar Azaronak, znany ze swojego oddania reżimowi, jeszcze kilka dni temu „nagrodził” TUT.by nadawanym przez siebie “Orderem Judasza” i porównał portal do pedofila, który daje dziecku przed gwałtem cukierek.

– Tutaj cukierkiem były afisze, ogłoszenia o pracy i informacje plotkarskie – perorował.

Można przypuścić, że wielu Białorusinów zwróci się teraz w stronę rosyjskich portali.

Oznacza to cofnięcie się rozwoju białoruskich mediów online o co najmniej 3 lata, czyli do momentu, gdy TUT.by wyprzedził na krajowym rosyjskich kolegów. Będzie to miało konsekwencje i dla rynku reklam – teraz zarobi na nich Moskwa, a nie Mińsk.

Prześladowanie portalu TUT.by. Reakcje

Uderzenie w Tut.by to też kolejne uderzenie w biznes.

Reżim zarzuca portalowi, że korzystał z ulg podatkowych rejestrując się w Parku Wysokich Technologii (PWT). Komentatorzy nie mają wątpliwości, że uruchomienie teraz sprawy karnej wobec TUT.by właśnie z tego paragrafu to działanie czysto polityczne. Biznes na pewno poczuje się mniej bezpiecznie, gdy w każdym momencie firma może być zamknięta, a pracownicy zatrzymani, pod byle pretekstem.

Ekonomiści zwracają uwagę, że dotyczy to nie tylko firm IT zarejestrowanych w PWT, ale ogółem prywatnego sektora. Ekonomista Wadzim Josub powiedział Euroradiu, że na interwencję funkcjonariuszy muszą być gotowi wszyscy.

– Gdy budżet potrzebuje pieniędzy, a tak jest teraz, to oni przyjdą do każdego. Szczególnych przyczyn i powodów nie trzeba – dodał.

Cichanouskaja, zdj.: TG SC

Cichanouskaja o prześladowaniu TUT.by: To zabójstwo mediów

Prześladowanie TUT.by ma też działać jako ostrzeżenie dla innych portali.

Z takich o podobnym profilu, choć o wiele mniejszym zasięgu, jak już wspominałem, został właściwie tylko jeden: Onliner. Ale są także mniejsze, czasem lokalne, strony internetowe, do których na pewno dotrze ostrzeżenie przed publikacją informacji z prześladowanych przez władze źródeł. Prokuratura Generalna oskarżyła przecież TUT.by nie tylko o niepłacenie podatków, ale też o „publikację zakazanej informacji” dotyczącej BYSOL – funduszu wsparcia dla prześladowanych przez reżim Białorusinów.

– W środkach masowej informacji, w internecie, zakazane jest publikowanie informacji w imieniu organizacji, które nie zostały zarejestrowane przez państwo – przypomniało Ministerstwo Informacji.

Dziennikarze zastanowią się parokrotnie zanim coś opublikują. Zwiększy się mechanizm autocenzury.

Co traci reżim?

Wbrew pozorom władze też tracą. I nie chodzi tutaj o międzynarodowe oburzenie, czy możliwe kolejne sankcje, które zapewne zamknięcie TUT.by, tylko przyspieszy.

Władze tracą potężny kanał rozpowszechniania informacji o swojej działalności.

TUT.by był obiektywnym portalem, gdzie opisywano także pozycje reżimu. Dzięki temu docierała ona do sceptycznych wobec rządzących odbiorców. Za to redakcja spotykała się z krytyką niektórych czytelników.

– Odpowiadamy tak: nie pisać o tym, to brak profesjonalizmu. To co Alaksandr Łukaszenka mówi i robi, wpływa na nasz kraj i życie ludzi. Jak to można ignorować? – mówiła w jednym z wywiadów Zołatawa.

Nawet jeśli ta linia będzie kontynuowana, to informacje dotrą do mniejszej liczby odbiorców.

Rada Bezpieczeństwa, Łukaszenka, zdj.: president.gov.by

Łukaszenka chce zwiększyć rolę Rady Bezpieczeństwa

Reżim powtarza działania z sierpnia.

Po blokadzie dostępu do TUT.by, to nawet ci, którzy chcieli zapoznać się z kalendarzem prac na daczy, nie mają takiej możliwości. Trochę przypomina to łapanki, które reżim organizował na początku protestów, kiedy w aresztach znaleźli się nawet ci, którzy wyszli do sklepu po zakupy. Obecnie władze zraziły do siebie kolejną grupę Białorusinów, która być może nawet nigdy nie zajrzała do działu wiadomości politycznych w TUT.by. Teraz na pewno zainteresują się, dlaczego ich ulubiona strona się nie otwiera.

Oczywiście te dwa punkty mają sens tylko przy założeniu, że reżimowi w ogóle zależy jeszcze na sympatii Białorusinów.

Co dalej?

TUT.by znalazł się obecnie w bardzo trudnej sytuacji. Część jego kierownictwa została zatrzymana. Dlatego naturalnym krokiem pozostało zwrócenie się w kierunku portali społecznościowych. Ma on 490 tysięcy subskrybentów w komunikatorze Telegram, który jest bardzo popularny na Białorusi. Jeszcze rok temu ta liczba wahała się w granicach 40-50 tysięcy. Portal obecnie działa tak: w Telegramie zamieszczony jest link to strony telegra.ph, gdzie znajdziemy czysty artykuł. Bez reklam. A właśnie z reklam TUT.by się utrzymywał. Być może jest to rozwiązanie przejściowe, ale zapewne wpływy reklamowe spadną, co rodzi pytanie, z czego będą żyć jego pracownicy.

Redakcja TUT.by może też opuścić Białoruś. Podobnie jak zrobiła to część dziennikarzy rosyjskiego portalu lenta.ru, którzy po odgórnej zmianie szefostwa na lojalne wobec władz, pozostawili moskiewską redakcję. Nowy portal – o nazwie Meduza – założyli na Łotwie.

Piotr Pogorzelski, belsat.eu

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMarcin Kierwiński w “Gościu Wydarzeń
Następny artykułOto Poco M3 Pro 5G. Nowy król średniej półki?