A A+ A++

Czy prof. Adam Strzembosz wystawi „świadectwo moralności” czynom Józefa Iwulskiego, sędziemu stanu wojennego.

Poniedziałkowa rozprawa przed Izbą Dyscyplinarną SN o uchylenie immunitetu prezesowi Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych sędziemu Józefowi Iwulskiemu nie przyniosła rozstrzygnięcia. Została odroczona do 1 lipca.


Świadkiem ma być wtedy prof. Adam Strzembosz. Pełnomocnicy sędziego Iwulskiego, wśród których jest sędzia SN Włodzimierz Wróbel, argumentowali potrzebę przesłuchania byłego I prezesa SN m.in. „koniecznością szczegółowego wskazania okoliczności historycznych tej sprawy i metod łagodzenia represji”. IPN chce postawić Iwulskiemu zarzut popełnienia zbrodni komunistycznej polegającej na bezprawnym skazaniu 21-letniego robotnika za kolportowanie ulotek wymierzonych we władze PRL.

Czytaj także:

Wezwanie Adam Strzembosza przez pełnomocników jest czytelnym sygnałem, że profesor swoim autorytetem i wiedzą ma wzmocnić linię obrony Iwulskiego. To zresztą nie pierwsza sytuacja, kiedy jego autorytet jest wykorzystywany w sporze o sądownictwo, którego sprawa Iwulskiego jest przecież odpryskiem, a dla wielu kolejną linią frontu, którą trzeba bronić przed PiS.

Prof. Adam Strzembosz to postać wybitna. Człowiek o pięknej opozycyjnej karcie. Członek władz Solidarności, usunięty z pracy w Sądzie Wojewódzkim w Warszawie podczas stanu wojennego, uczestnik i lider prawnego Okrągłego Stołu, pierwszy opozycyjny wiceminister sprawiedliwości i I Prezes SN w wolnej Polsce. To jest życiorys, który trudno kwestionować.

Jednocześnie na pięknej biografii Adama Strzembosza od wielu lat ciąży jedno zdanie, które przez lata jest wyciągane przez przeciwników i krytyków „Sądownictwo oczyści się samo”. Tak w okresie przełomu profesor zdefiniował proces transformacji w wymiarze sprawiedliwości, za którym miało iść rozliczenie sędziów ze złą przeszłością. Dla wielu, zdanie to stało się symbolem klęski „oczyszczenia sądownictwa” wybiciem piłki na aut, nieudźwignięciem tej sprawy przez Strzembosza, który miał być przecież nową niosącą sprawiedliwość twarzą odradzającej się Temidy.

Zredukowanie idei oczyszczenia sądownictwa jedynie do czasu i biologii, było jednak od samego początku nie do obrony. Do tego rodzaju samooczyszczenia dochodzi zawsze. W każdej grupie zawodowej: u polityków, dziennikarzy czas robi swoje, następuje wymiana pokoleniowa. Pytanie jednak, czy nowe pokolenie jest kształtowane przez to odchodzące, czy przejmuje jego wzorce, wizje świata i nawyki. Ale nie to w tej sprawie jest najistotniejsze. Zredukowanie oczyszczania sądownictwa do biologii, nie pozostawia żadnej przestrzeni dla kwestii moralnych. A to one są przecież kluczowe, bo to na nich- tak naprawdę opiera się ta idea.

W czasach przełomu, kiedy dobro triumfuje nad złem, przedstawiciele starego świata nie zostają zaproszeni do budowania nowego ładu, bez weryfikacji ich postaw moralnych przez strażników nowego porządku. Zło jest rozliczane, a nowy ład wybudowany jest na gruzach starego. Taka konstrukcja oparta jest na moralnych zasadach, które górują nad zasadami potępionymi, które kłócą się z moralnością. To istotna rozliczenia, także sądownictwa. Tu jednak takich podstaw zabrakło.

Prof. Adama Strzembosza, w tym wymiarze można nazwać jednak postacią wręcz tragiczną. A razy, które na niego od lat spadają, jako siły sprawczej całej sytuacji w sądownictwie, są nie do końca zasłużone. Historia rzuciła go, jako tego jednego z niewielu – sprawiedliwych, w miejsce, w którym miał budować nowy ład w sądach, nie dając mu jednak realnej siły, narzędzi, aby tego dokonać.

Strzembosz na żadnym etapie swojej kariery w 1989 i 1990 r. nie miał siły sprawczej na kształt kadrowy wymiaru sprawiedliwości. Ani przy okrągłym stole, zblatowanym ustaleniami politycznymi z Magdalenki, ani gdy był samotną enklawą Solidarności, jako wiceminister w resorcie sprawiedliwości Aleksandra Bentkowskiego, ani już jako I prezes SN, gdzie nie miał żadnego wpływu na przybyłe do SN w 1990 r. nowe/stare kadry sędziowskie, o sądownictwie powszechnym nawet nie wspominając.

To, co miał to swój krzyk, swoje „non possumus”, którego w kluczowych momentach jednak nie użył. Realna wina za brak rozliczenia leży jednak po stronie nowych politycznych, solidarnościowych elit, które skrępowane wcześniejszymi ustaleniami, nie wykazały nawet najmniejszej inicjatywy, żeby do oczyszczenia w wymiarze sprawiedliwości doszło.

Dziś historia znowu nie oszczędza prof. Strzembosza. Znowu rzuca go do przeszłości, tym razem w roli recenzenta, a może i tego sprawiedliwego, od którego środowisko sędziowskie oczekuje wystawienia „świadectwa moralności” jednemu ze swoich.

Ma je wydać sędziemu Józefowi Iwulskiemu.

I pewnie mają rację jego pełnomocnicy, wsk … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMakaronowa sałatka z tuńczykiem [BLOG]
Następny artykułSzybciej dojadą w miejsce interwencji. Nowy radiowóz dla Straży Miejskiej