W coraz bardziej napiętej sytuacji geopolitycznej potrzebujemy rozwoju współpracy między Nowe Delhi a Brukselą. Niezbędnego impulsu powinien dostarczyć szczyt UE-Indie, planowany na 8 maja. Swoją aktywną rolę wobec Azji i Indii musimy jednak określić również w Warszawie.
Czemu Szanghaj, a nie Bombaj, czyli trzeba gonić sąsiada
Tektoniczną zmianę w układzie sił w Azji widać w perspektywie ostatnich dekad. Przed obecną epoką globalizacji siła gospodarcza Indii i Chin była podobna. Bank Światowy szacuje wielkość obu gospodarek w wartościach bieżących w 1978 r. na, odpowiednio, 137 i 149 mld dol. Jednak po otwarciu na świat i reformach zapoczątkowanych w erze Deng Xiaopinga (1978-1989) Chiny dokonały błyskawicznego skoku rozwojowego, stając się najpierw fabryką świata, a następnie jednym z dwóch najistotniejszych motorów globalnego wzrostu i innowacji.
Rozwijające się Indie osiągały wzrost gospodarczy, tyle że przeciętny. Ich otwarcie na świat na początku lat 90. było o dekadę spóźnione i wybiórcze. Indyjskie firmy wyspecjalizowały się raczej w świadczeniu usług niż produkcji.
Efektem tych dwóch trajektorii rozwoju jest przepaść w zamożności. W 2019 r. Państwo Środka było już prawie pięciokrotnie bogatsze od swego sąsiada zza Himalajów (14,2 bln do 2,9 bln dol.). Średni dochód na głowę mieszkańca wyniósł wtedy ponad 10 tys. dol. w Chinach i 2 tys. dol. w Indiach.
Taki rozwój wypadków nie był oczywisty. Przecież zachodnie korporacje w końcu lat 70. teoretycznie powinny postawić na Indie. Były demokracją, miały system rządów i prawa wzorowane na anglosaskim, a rozpowszechnienie języka angielskiego wśród elit ułatwiało komunikację z Zachodem. Dlaczego więc biznes wybrał Szanghaj, a nie Bombaj?
Richard Verma, były amerykański ambasador w Indiach obecnie pracujący dla Mastercard, odpowiedział krótko na podobne pytanie: „Nie było warunków dla biznesu”. Indyjskie elity nastawione były wtedy raczej na ochronę własnego rynku i pozycji społecznej niż ściąganie produkcji i otwieranie innych rynków dla swoich producentów. Legendarna indyjska biurokracja przyprawiała o ból głowy biznesmenów, nie tylko zagranicznych. Regulacje międzystanowe powodowały, że w praktyce nie było jednego rynku indyjskiego, a co najmniej kilka równoległych. Do tego kultura strajków i oporu społecznego nie obiecywały przedsiębiorcom sukcesu.
Jednak coraz wyraźniejsza przewaga Chin, z którymi Indie toczą spory graniczne i rywalizują o pozycję w Azji Południowej, mobilizuje elity do reform. Zmiany wprowadzane od pięciu lat przez obecny rząd Narendry Modiego spowodowały, że kraj jest znacznie przyjaźniejszy dla przedsiębiorców. Dla przykładu, w rankingu łatwości prowadzenia biznesu (Ease of doing business) Indie awansowały z drugiej setki państw na 63. pozycję.
UE i Indie potrzebują siebie nawzajem
Do rozwoju Delhi potrzebuje jednak partnerów, którzy dostarczą nowoczesnych – zwłaszcza zielonych i cyfrowych – technologii oraz kapitału. Jak zauważył Nandan … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS