A A+ A++

“Żadna to patologia nie czytać”

W tekście pt. „Fałszywy kult czytelnictwa” pisze: „żadna to patologia nie czytać: żeby czytać, trzeba mieć elementarny spokój”. A dalej autor tych przemyśleń leci już po całości i bez trzymanki: „Co kogo obchodzą nowości wydawnicze, fabuły nawet najwymyślniejsze, kiedy się straci pracę, dzieciom trzeba kupić buty, a rata kredytu za dom niezapłacona”.

Co ciekawe, mimo iż Skarżyński uważa czytanie za formę „eskapizmu, migania się od życia”, to jednak przyznaje się do własnej ułomności. Wyznaje: „Ja sam lubię książki, czytam książki i o książkach, książki są moim zdaniem fajne (…) Niektóre książki kupuję, bo mają ładne okładki”.

Innymi słowy, Skarżyński sugeruje, że nie stracił pracy, kupił dzieciom buty i pospłacał wszystkie kredyty, również te we frankach. W związku z tym może sobie pozwolić na odrobinę nagannego szaleństwa w postaci sięgnięcia po jakąś książkę.

Dywanowy nalot argumentów

No i poszło! W obronie słowa drukowanego i jego czytelniczej konsumpcji ruszyli ci, dla których książka stanowi, nazwijmy to górnolotnie, istotny składnik duchowej egzystencji. Skarżyński został solidnie zhejtowany w internecie, a także zalany falą poważnych prasowych publikacji. Między innymi sporym tekstem Jacka Dehnela i Zygmunta Miłoszewskiego („Gazeta Wyborcza”, 4 maja 2021 r.). Autorzy artykułu „O pewnym rasizmie, którego nie ma”, zamiast potraktować Skarżyńskiego z należytym dystansem, czyli po prostu obśmiać go lub posłać na drzewo, potraktowali jego przemyślenia z powagą należną opracowaniom naukowym. Przykryli Skarżyńskiego dywanowym nalotem argumentów tak głęboko fundamentalnych, że autor „Fałszywego kultu czytelnictwa” już w życiu niczego nie napisze i co gorsza, popadnie w samotność oraz chorobę dwubiegunową.

Wdeptywanie Skarżyńskiego w ziemię Dehnel i Miłoszewski zaczynają delikatnie: od wyjaśnienia mu – bo on tego nie kuma – czym jest rasizm, antysemityzm, homofobia i seksizm. Następnie, już bez znieczulenia, masakrują Skarżyńskiego takimi dokonaniami ludzkiego umysłu jak „O powstawaniu gatunków”, „Kapitał”, „Wstęp do psychoanalizy”, „Traktat logiczno-filozoficzny” i „Ulisses”; do tego Dickens, Czechow, Dostojewski, Balzac, DeLillo… A także Emanuele Castano i Dawid Kidd, którzy w piśmie „Science” „na dużej próbce około tysiąca osób [wykazali] wpływ czytania na umiejętności rozumienia cudzych myśli i emocji”, a zatem pośrednio udowodnili, że Skarżyński bredzi. Odkrycie szokujące, fakt. Obawiam się jednak, że dla Skarżyńskiego nie do przyswojenia – w odróżnieniu od Dehnela i Miłoszewskiego. Czasami pozornie zgadzają się oni z brawurową tezą o szkodliwości czytania, ale tylko po to, żeby tym bardziej Skarżyńskiemu dokopać. Powiadają: „Jasne, książka książce nierówna. Zdarzają się nijakie, a nawet szkodliwe, jak »Mein Kampf«, »Protokoły Mędrców Syjonu« czy »Krótki kurs historii WKP(b)«”. I żeby nie było niedomówień, puentują krotochwilnie: „Ale z tego, że istnieje muchomor, nie wynika, że nie należy jeść kurek i pieczarek”. Faktycznie, nie wynika…

Siła stwierdzeń i argumentacji naszych autorów jest czasami obezwładniająca. Oto kilka przykładów, moich „ulubienych”: „Czytanie bowiem zawsze jest pracą podwójną: pisarza i czytelnika”, „Umiejętność czytania to umiejętność zdobycia wykształcenia”, „Lektury w edukacji szkolnej są po prostu potrzebne”, „Czytanie zatem męczy, bo jest wysiłkowe”, „Mnóstwo książek, w tym książek wybitnych, to nieprzyjemność” itd.

Kultura obrazkowa wypiera kulturę słowa

Polacy nie czytają. Precyzyjniej rzecz ujmując: czytający są w mniejszości. Trudno uwierzyć, ale badania OECD nad stanem czytelnictwa w Unii Europejskiej wskazują, że ledwie 1,5 proc. naszych rodaków deklaruje, że w ciągu roku bierze do ręki więcej niż 10 książek. Co gorsza, na tle innych krajów unijnych Polska ma tę specyficzną cechę, że w naszym kraju nie czytają całe grupy społeczne! Często dlatego, że po prostu nie mają dostępu do książek; dotyczy to zwłaszcza mieszkańców tzw. Ściany Wschodniej.

Żyjemy w świecie czytelniczego paradoksu. Warto sobie uzmysłowić, że w ciągu ostatnich dwóch dekad wyprodukowano więcej informacji niż przez poprzednie 5 tys. lat, a ilość tego, co się pisze, rośnie wykładniczo. Nie jesteśmy już w stanie sensownie poruszać się w tym bezmiarze. Jednocześnie kultura obrazkowa wypiera kulturę słowa. Jeszcze w XIX w. ok. 80 proc. informacji docierało do naszych umysłów poprzez słowo drukowane; dzisiaj owe 80 proc. to obrazek, nie słowo. Czy zatem czas książek dobiega końca? Nie! Ale staroświeckie czytanie powoli, nieubłaganie staje się dobrem luksusowym, dostępnym dla elit – w czasach wszechogarniającego populizmu.

Kto to wszystko przeczytał?

Polemika Dehnela i Miłoszewskiego ze Skarżyńskim przywodzi na pamięć pewne zdarzenie w jednej z podkrakowskich gmin w początkach polskiej transformacji. Wójt postanowił zlikwidować gminną bibliotekę i – dla dobra nieczytających mieszkańców – „odzyskać” lokal. Książki oddał na makulaturę. Jego decyzja wywołała oburzenie wśród krakowskich elit, a zwłaszcza pisarzy zrzeszonych w jednej z branżowych organizacji. Dwóch z nich złożyło wizytę rzeczonemu wójtowi z pytaniem: jak tak można?! Jak można wyrzucić na przemiał pomnikowe dzieła ludzkości, a przy okazji zestaw lektur szkolnych?! Na to wójt z uśmiechem politowania: – W tej bibliotece było ok. 10 tys. książek. Czy panowie znają kogoś, kto to wszystko przeczytał? Bo ja nie znam. Ja dbam o interes moich mieszkańców, a zwłaszcza młodzieży. W odzyskanym lokalu jest teraz wypożyczalnia wideo i to ma wzięcie.

Od redakcji: w tekście znalazło się sformułowanie, które mogło urazić osoby z chorobą afektywną dwubiegunową. Nie było intencją autora ani redakcji obrażanie kogokolwiek. Przepraszamy.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKoronawirus – co się zmienia od 15 maja?
Następny artykułTorunianie wreszcie mogli zjeść i wypić w restauracjach na Starówce