Buta, arogancja, mobbing, nepotyzm i kolesiostwo, ignorancja, to tylko część określeń lekarzy i pielęgniarek opisujących destrukcję płońskiego szpitala w okresie gdy dyrektorem podległej powiatowi placówki został Marcin Ozdarski. Samorząd miejski podjął w tej sprawie uchwałę.
Radni miejscy podjęli uchwałę o przyjęciu stanowiska wsparcia w sprawie sytuacji w płońskim szpitalu. Trzygodzinne obrady miały miejsce w czwartek 13 maja. Sesję zwołano na prośbę trzech lekarzy ordynatorów, którzy interweniowali w sprawie dyżurującego w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym oraz Nocnej Pomocy Lekarskiej doktora z ubytkami neurologicznymi. Jak się okazuje, na podstawie wypowiedzi medyków, to tylko wierzchołek góry lodowej.
Informacje jakie przedstawili odważnie i otwarcie lekarze i pielęgniark, są porażające. Stworzono “strukturę”, w której dobro, życie i zdrowie pacjentów jest na ostatnim miejscu… Przytaczamy wypowiedzi zaproszonych na miejskie obrady wyjątkowych gości.
W sali obrad jako pierwszy głos zabrał ordynator oddziału anestezjologii i intensywnej terapii Michał Ziółkowski – autor wniosku do Naczelnej Izby Lekarskiej i zawiadomienia o możliwości popełnieniu przestępstwa do prokuratury. – Żaden z nas, którzy wystąpiliśmy jako pierwsi w tej sprawie nigdy nie był zaangażowany politycznie – powiedział podczas miejskich obrad dr specjalista, koordynator oddziału anestezjologi i intensywnej terapii płońskiego szpitala Michał Ziółkowski. – Poruszamy stricte sprawy medyczne, które leżą nam na sercu. Kruk krukowi oka nie wykole i lekarz na lekarza też nie donosi. Szczególnie zwracam się do osób, którzy mają sceptyczny stosunek do sytuacji w szpitalu. Decyzja zwrócenia się do Naczelnej Izby Lekarskiej w sprawie pozbawienia prawa wykonywania zawodu, to decyzja dramatyczna. Tak naprawdę ta decyzja nie była podjęta przeciwko temu lekarzowi, bo ten pan jest chorym człowiekiem, któremu należy głęboko współczuć. Mam kogoś bliskiego w rodzinie, który przeżył podobną chorobę i jest w bardzo podobnym stanie jak ten pan doktor, tylko, że on jest dzisiaj na rencie, a nie leczy ludzi. Ten pan, z tego powodu, że jest kolegą dyrektora medycznego, zamiast przebywać na rencie, leczyć się w sanatorium, przyjechał do Płońska leczyć ludzi. Próbowaliśmy w naszym środowisku załatwić tę sprawę polubownie, nie robiąc mu krzywdy. Próbowaliśmy wytłumaczyć to dyrekcji, próbowaliśmy wytłumaczyć to doktorowi. To co zrobiliśmy wysyłając pisma, jest wyrazem skrajnej determinacji. Zaryzykowałem całe swoje życie zawodowe w Płońsku. Jestem z Warszawy. Dwadzieścia lat temu związałem swoje życie zawodowe z Płońskiem i jest mi tu dobrze. Wybudowałem dom w okolicy. 14 lat kieruję oddziałem intensywnej terapii i szczerze mówiąc mógłbym spokojnie pracować jako przed emeryt. Od 30 kwietnia żyję w ogromnym stresie związanym z tą sytuacją, a tak naprawdę ten stres trwa już co najmniej od kilku miesięcy – mówił dr Michał Ziółkowski.
Lekarz stwierdził również, że dyrekcja szpitala kompletnie ignoruje całą sytuację. – Odkąd przyszła nowa dyrekcja, wszystko wymyka nam się spod kontroli. Nie mamy żadnego wpływu na podejmowane decyzje, jesteśmy ignorowani, nikt nas nie pyta o zdanie, nikt się z nami nie liczy. Decyzje są podejmowane poza osobami, które angażują się tą pracę najbardziej. Można powiedzieć, że nie ma ludzi niezastąpionych. Zapewniam państwa, że odchodzą ludzie, którzy całym swoim sercem angażowali się w pracę, nie pytając ot, czy i kiedy będzie przelew. Nam zależy na dobru tego miejsca. Wiadomo, że każdy chce zarabiać. Nie można budować kadry na osobach dojeżdżających. My związaliśmy się z tym miejscem. To jest nasza lokalna ojczyzna i o nią chcemy dbać – powiedział szef anestezjologii.
Michał Ziółkowski ocenił też sesję nadzwyczajną samorządu powiatowego w sprawie szpitala. – Niestety w sposób wyrazisty było widać, jaki jest problem z dyrekcją szpitala. Dyrektor żyje w jakiejś innej rzeczywistości. Do każdego zdania pana dyrektora mógłbym napisać aneks, który co najmniej poddaje w wątpliwość to, co pan dyrektor wypowiada mijając się z prawdą – powiedział lekarz i dodał, że z płońskiego personelu medycznego odeszła bardzo dobra kierowniczka poradni przyszpitalnej. Odszedł dr Piotr Gryglas, który własnym zaangażowaniem uratował oddział wewnętrzny.
– Stanąłem do tej walki nie dla siebie, nie dla swoich apanaży. Wielu ludzi namawiało mnie żeby nie puszczać tych 14 lat w niepamięć i pozostawić ten szpital na pastwę niekompetencji. Zdecydowałem się też zgłosić zaistnienie procesu mobbingu mojej osoby. Gdybym był szanowany w pracy, gdybym był doceniany, gdyby były przydzielane mi zadania na poziomie moich kompetencji, gdybym mógł się rozwijać, to przecież nie odchodziłbym z tej pracy. Tymczasem konsekwentnie od kilku miesięcy jestem w pracy mobbingowany. Nie odbieranie telefonów notoryczne, nieodpisywanie na pisma. Wywieranie nacisków na obniżanie wypracowanych dotychczas standardów opieki nad chorymi operowanymi, pomijanie drogi służbowej w procesie decyzyjnym Znalazłem 9 punktów mobbingu. Był bardzo silny nacisk na utrącenie mojego programu znieczuleń pacjentek do porodów. Jak dyrektor był już prawie pewien, że się zwolnię, za wszelką cenę próbował „utrącić” ten program, poprzez zakaz zapisywania do mnie pacjentek, które chciały mieć znieczulenie wewnątrzoponowe na konsultacje – konsultacje, które są zupełnie bezpłatne, ani z NFZ, ani ja nie dostaję żadnych pieniędzy za te konsultacje – stwierdził lekarz.
Zmarła pacjentka. Była to sprawa kontrowersyjna. Chciałem zrobić sekcję. Ponieważ ta pacjentka długo leżała na SOR, chciałem się zapytać dyrektora medycznego, co sądzi na ten temat. Nie odbierał ode mnie telefonów i nie odpisywał na esemesy, Nie ma go w SOR, nie ma też w dyrekcji. Samochód jest, a dyrektora nie ma. Przekazałem sekretarce, aby przekazała dyrektorowi informację, że chcę rozmawiać w sprawie zmarłej pacjentki. Sekretarka przekazała, a dyrektor nie reagował. Czas mijał, a rodzina chce pochować ciało. Zadzwoniłem do dyrektora naczelnego kilkakrotnie. Przed godz. 15 w końcu udało mi się porozumieć z dyrektorem i uzyskać jakąś konstruktywną decyzję. To przypomina pewne okropne metody operacyjne pewnych służb. Powiem państwu dlaczego oni wybierają sobie takie osoby, jak my – dlatego, że nie siedzimy cicho, dlatego, że mamy odwagę i czelność mówić, jak jest. Ci, co siedzą cicho, jakoś tam przeżyją tą dyrekcję. Różnym ludziom na różnych rzeczach zależy – mają kredyty, mają dzieci. Nie mogą sobie pozwolić na dojazdy. Ja akurat mogę sobie pozwolić na walkę, której wcale nie chciałem. Chciałem spokojnie pracować i na tym mi tylko zależy. Nie chcę mówić za dużo szczegółów. Sprawa jest w prokuraturze. Stopień bezczelności tej dyrekcji, buty, arogancji jest taki, ze sobie nie wyobrażacie. Jeśli my od kilku miesięcy zwracamy uwagę, że ten człowiek nie powinien tam pracować. Jeśli mówię dyrektorowi, że napiszę do odpowiednich służb. W odpowiedzi słyszę trzykrotnie: ”To pisz”. No to musiałem napisać. Jak napisałem 30 kwietnia, okazało się, że to jeszcze za mało. Jeszcze całą majówkę ten człowiek dyżurował, stanowiąc zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi. Dalej stanowisko dyrekcji było takie samo. Są dowody na to, że dyrekcja dokładnie wie o sytuacji zdrowotnej tego lekarza, ponieważ ten człowiek pracował w innym szpitalu razem z obecnym dyrektorem medycznym, gdy zachorował. Są na to świadkowie. Obaj pracują ze sobą od 20 lat – powiedział długoletni szef oddziału anestezjologii i intensywnej terapii podczas czwartkowych obrad samorządu miejskiego.
“Odłóżcie na chwilę politykę, pomóżcie nam w tej dwuipółletniej walce o godność, dobro naszego pacjenta”
Głos zabrała pielęgniarka płońskiego SOR Agata Piasecka, która, jak zapowiedziała reprezentuje stanowisko wszystkich pielęgniarek SOR. – pielęgniarki SOR poinformowały, że nie wezmą udziału w dzisiejszych obradach, ponieważ już zaczęły ponosić karę za to, że odważyły się zabrać głos w sprawie lekarza – mówiła Agata piasecka. Niedzielny dyżur w SOR był koszmarny. Pani doktor urządzała pielęgniarkom ciągłe awantury. Wszystko działo się w obecności pacjentów. Były ciągłe awantury z zespołami ratownictwa przez cały dzień. To był po prostu koszmar. W swojej 30-letniej karierze zawodowej takiego dnia nie przeżyłam. Wszystko z powodu, że pielęgniarki odważyły się powiedzieć głośno co myślą. Pani doktor powiedziała po wejściu na dyżur, że absolutnie nie wyobraża sobie, że mogliśmy to zrobić – relacjonowała pielęgniarka.
– W 2019 roku pielęgniarki SOR-u upoważniły przewodniczącą Związków Zawodowych, aby na radzie społecznej szpitala poruszyła temat dramatycznej sytuacji pacjentów szpitalnego oddziału, bo już wtedy było dramatycznie. Niestety, sprawa została wyciszona, pod pretekstem złamania ustawy o RODO. Wszystko się rozmyło. Wygrała może polityka? Może nasze niekompetencje? Postanowiłyśmy, że nie poprzestaniemy na tym. Poszłyśmy do pani starosty. Złożyłyśmy oficjalne pismo, prosząc o pochylenie się nad problemem Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Wyjaśniłyśmy, na czym polega problem i co się dzieje w SOR. Cóż, zmieniła się dyrekcja, zmienił się koordynator SOR, zmieniła się pani koordynator do spraw pielęgniarstwa. Nie zmieniły się losy naszych pacjentów. Jest jeszcze gorzej. Nie zmieniła się nasza walka o pacjenta. Od dwóch lat próbujemy porozmawiać z dyrekcją poprzednią i tą. Próbujemy zainteresować problemem koordynatora do spraw pielęgniarstwa. Nie udaje nam się. Nasze dwukrotne próby rozmowy za pośrednictwem oddziałowej spełzły na niczym, ponieważ pan dyrektor powiedział, że z pielęgniarkami rozmawiał nie będzie… Może nie jesteśmy dobrymi partnerami do rozmowy, ale myślę, że aby coś naprawić, trzeba zacząć od początku, od dołu. Nie da się ustaleniem, nakazem i poleceniem „wyciszenia emocji” naprawić sprawy SOR-u – mówiła o dramatycznej sytuacji oddziału Agata Piasecka.
– Jesteśmy od ponad dwóch lat gotowe do rozmowy, gotowe do powiedzenia o tym, co jest bolączką tego oddziału, bo to my na dyżurach mamy ten problem. Ekipa lekarska, która przyjeżdża i wyjeżdża, kompletnie nie jest zainteresowana ty, czym zainteresowane są – pielęgniarki. Pomagamy sobie tak, gdy nie podoba nam się zdjęcie rentgenowskie na monitorze, potajemnie dzwonimy do ortopedów i prosimy: doktorze, zerknij na to zdjęcie, bo pacjent ma być wypisany, a my nie do końca jesteśmy pewne… Kiedy jest ciężka rana do szycia, dzwonimy do chirurgów i prosimy – doktorze zejdź tu do nas ponieważ jest problem. Pomagają nam, ale ile można?… a poza tym nie wszyscy. Uznałyśmy, że musimy zabrać dziś tutaj głos. Musimy państwu powiedzieć, że nie jak piszą media, błąd w komunikacji jest problemem tego szpitala, a już na pewno nie SOR-u. Jest całkowity brak komunikacji między personelem, a dyrekcją. Nie doszło do żadnych rozmów. Jesteśmy bardzo rozczarowane i zawiedzione. Kiedy złożyłyśmy poprzez pielęgniarkę oddziałową raport w niedzielę o tym, co się działo na tym niedzielnym dyżurze, do dzisiaj pani koordynator do spraw pielęgniarstwa nie przyszła do pielęgniarek i nie zapytała – co się dzieje, jak to było, dlaczego? Informowała radnych pielęgniarka SOR-u. – Wszystkie sytuacje, o których mówili lekarze, my znamy z autopsji. Jeśli ktoś z państwa był pacjentem SOR-u, to wie ile czasu czeka się na konsultację kardiologiczną, internistyczną. Wie, że czasami jest tak, że zanim się doczeka nie ma jak wrócić do domu, a w SOR nie ma ma miejsc… Drodzy państwo, nie na wszystko trzeba nakładów finansowych, żeby coś zmienić. My pielęgniarki SOR-u jesteśmy gotowe do rozmów, jesteśmy gotowe do zmian. Dlatego też zdecydowałyśmy się murem stanąć za tymi trzema ordynatorami, którzy naprawdę walczą o dobro tego szpitala i dobro naszych pacjentów. Walczą o godziwe warunki. Szanowna rado, w imieniu wszystkich pielęgniarek SOR zwracam się do państwa z prośbą i apelem- odłóżcie na chwilę politykę, pomóżcie nam w tej dwuipółletniej walce o godność, dobro naszego pacjenta, o możliwość pomagania zgodną ze standardami i w ludzkich warunkach. Dziękuję bardzo, że państwo wysłuchaliście – zakończyła swą wypowiedź pielęgniarka płońskiego Szpitalnego Oddziału Ratunkowego Agata Piasecka.
Gorzkie słowa samorząd miejski usłyszał również od pielęgniarki przychodni Marzanny Karajewskiej. – Już nie pracuję w szpitalu i przychodni, ale postanowiłam pomóc, ponieważ panowie ordynatorzy i pielęgniarki mają byt małe wsparcie. Obecnie mam już inną pracę. Było mi bardzo przykro, ponieważ czułam się zmuszona odejść z pracy, która lubiłam i z czystym sercem jestem w stanie powiedzieć bardzo dużo na temat tego, jak się traktuje pracowników w szpitalu – mówiła pielegniarka. – Od około roku byłam źle traktowana. Za poprzedniej dyrekcji zostałam zatrudniona w przychodni przez pana dyrektora Obermeyera i włożyłam bardzo dużo seca w to, żeby ta przychodnia funkcjonowała tak, jak trzeba. Byłam obcą osobą, jestem nietutejsza, ale nie znając nikogo, w ciagu dwóch lat nawiązałam myślę, że dobrą współpracę ze wszystkimi. Myślę, że takie osoby, jak ja będą odchodziły dalej. Pierwszy problem z obecnym dyrektorem szpitala zaczął się gdy przebywałam na zwolnieniu lekarskim po operacji. Będąc na zwolnieniu dowiedziałam się, że na moje miejsce jest już nowa osoba i że zostałam bez pracy. Po czy osoba, o której mowa również poszła na długie zwolnienie lekarskie, a dyrekcja zaczęła mnie prosić abym jak najszybciej wróciła do pracy. Miałam niesprawną, bolącą rękę. Najpierw z dnia na dzień dowiedziałam się, że nie mam pracy, po czym poproszono mnie mimo niesprawniej ręki, abym stawiła się do pracy ogarnąć tą przychodnię. Nie miałam wyjścia. Musiałam wrócić, ponieważ czułam, że ta pracę stracę. Nie spodziewałam się tego wszystkiego, co później mnie spotka… – stwierdziła.
– Pierwszego września 2020 roku zostałam wezwana do pana dyrektora, który przydzielił mi obowiązki dot. współpracy z lekarzami. Chciałam nadmienić, że oprócz przychodni, którą się zajmowałam do moich obowiązków należała też praca na NPL, w Płońsku, w Raciążu, w transporcie sanitarnym. Stopniowo dyrektor zaczął dokładać mi kolejnych obowiązków. Miałam angaż pielęgniarki oddziałowej, a miałam nadzorować pracę lekarzy, układać im grafiki, podpisywać rachunki, kontrolować kompletnie całą pracę i w sytuacjach trudnych rozwiązywać wszystkie problemy. Przy czym nie miałam zmienionej umowy. W moich kompetencjach podległość służbową miały pielęgniarki, rejestratorki, sanitariusze i panie sprzątające. Dostałam obowiązki tak, jakby ordynatora, bez zmiany umowy, bez żadnego dodatkowego wynagrodzenia. Kiedy upomniałam się będąc u pana dyrektora, wezwana nagle na rozmowę, w odpowiedzi usłyszałam, że się pan dyrektor zastanawia się , co ze mną zrobić. Jak zapytałam, czy pan dyrektor ma mi coś do zarzucenia, odpowiedział, że nie. Rozmowa skończyła się na tym, że powiedział mi, że ma na moje miejsce osoby. W tym momencie nogi się pode mną ugięły i zadałam sobie sprawę, że będzie robił wszystko, żebym ja sama odeszła, albo znajdzie coś, za co mnie zwolni – mówiła pielęgniarka.
“Darł się tak, że nie dawał mi dojść do głosu”…
– Otrzymywałam od dyrektora telefony, również po godzinach pracy, jak i w trakcie zwolnień lekarskich po wypadkach. Wydawał mi polecenia i kazał oddzwaniać, czy wykonałam polecenie.
Gdy zwracałam się z tymi problemami do pani koordynator, otrzymywałam jedną odpowiedź: „Musisz sobie poradzić” I wierzcie mi państwo, że radziłam sobie, kosztem zdrowia. Ja to wszystko robiłam do ostatniego momentu krytycznego, kiedy to pan dyrektor zaczął do mnie dzwonić i po prostu drzeć się przez telefon na mnie. Darł się tak, że nie dawał mi dojść do głosu. Wykrzyczał, co miał wykrzyczeć i rozłączał się. Powodem czasem takiego zachowania był fakt, że panie w rejestracji nie odebrały telefonu, bądź zarzut, złej współpracy z lekarzami. Poprosiłam o konfrontację. Jak się okazało, jeden lekarz był niezadowolony ze współpracy, oczywiście ściągnięty przez pana dyrektora z Warszawy, który przyszedł i też na mnie się darł, bo miał za mało zapisanych pacjentów. – przybliżała kulisy pracy w płońskiej placówce Marzanna Krajewska. Złożyłam wypowiedzenie, które zostało natychmiast podpisane. Pan dyrektor za wszelką cenę próbował mnie zmęczyć, albo znaleźć coś, za co mnie wyrzuci. Zachowując resztki swojej godności postanowiłam sama odejść i pokazać, kto ma tutaj klasę – zakończyła pielęgniarka Marzanna Krajewska.
Głos zabrał szef oddziału ortopedii Arkadiusz Garbacki z 20- letnim stażem w płońskim szpitalu, który przeprowadził się do Płońska z Płocka. – Pracowałem w różnych szpitalach z różnymi dyrektorami, z taki – nigdy… – zwrócił się do radnych dr. Garbacki. Zacznę może od tego, że pan dyrektor jest moim młodszym kolegą, którego pamiętam ze stażów. Kiedy został dyrektorem przez dwa, trzy tygodnie nie spotkał się z kadra kierowniczą. Był Covid. Nie wiedzieliśmy nic o tej pandemii, ale mógł przeprowadzić spotkanie na parkingu w maskach, przywitać się z nami itd. z mojej własnej inicjatywy chciałem z nim się spotkać, ponieważ chciałem porozmawiać o sprawach bieżących. Wtedy był lockdown, mieliśmy przerwane operacje. Chcieliśmy wiedzieć, na czym stoimy, czy mamy te operacje dalej kontynuować. Powiedziałem, że mam pomysł na tą sytuację, jak wyjść z tego patu. Jest literatura na świecie, która przekazuje, że nawet w czasie lockdownu można operować, wykonywać planowe zabiegi, tym bardziej, że mamy kilkaset operacji i ludzie się dopytują, czy można się zoperować, ponieważ są też inne choroby… stwierdził, żebym przedstawił mu to na piśmie. Napisałem. Straciłem jeden dzień. Napisałem 11 stron na podstawie literatury światowej, w jaki sposób testować ludzi. To była nowość w kwietniu zeszłego roku. Do dnia dzisiejszego nie otrzymałem odpowiedzi – informował dr Garbacki.
Takiej buty i arogancji w życiu nie widziałem
Lekarz stwierdził, że chciałby, aby w jego umowie kontraktowej znalazł się zapis, że w przypadku zamykania szpitali i zaniechanie planowych zabiegów i operacji, my lekarze nie ponosimy stuprocentowej odpowiedzialności za ten stan. – Napisałem to w dokumencie. Pan dyrektor wziął długopis, wykreślił te zdania zamaszyście i powiedział: „przecież, jak podpisywaliście umowę kilka lat temu, to powinien wziąć pan pod uwagę ryzyko biznesowe…. Takiej buty i arogancji w życiu nie widziałem – powiedział Szef ortopedii.
– My stworzyliśmy oddział ortopedii sami. Ci ludzie pracują od 20 lat. Dostajemy niższą stawkę niż ten niepełnosprawny lekarz na SOR. Za doktora z zaburzeniami neurologicznymi który nie pracował tak, jak powinien wykonywali pracę ortopedzi i chirurdzy, a on brał za to wynagrodzenie i dodatki covidowe, których nam nie przyznano. Dyrektorowi w papierach wszystko się zgadzało, w życiu, nic… Nie będę państwa zanudzał. Moglibyśmy tak rozmawiać jeszcze przez parę godzin – powiedział na zakończenie dr Garbacki.
Poniżej stanowisko miejskiego samorządu w sprawie SPZZOZ
Większość radnych Rady Miejskiej przyjęło stanowisko w sprawie funkcjonowania Samodzielnego Publicznego Zespołu Zakładów Opieki Zdrowotnej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Płońsku:
“Rada Miejska w Płońsku wyraża duże zaniepokojenie sytuacją w płońskim szpitalu w związku z oświadczeniami pracowników Samodzielnego Publicznego Zespołu Zakładów Opieki Zdrowotnej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Płońsku adresowanymi m.in. do Starosty Powiatu Płońskiego, Rady Powiatu Płońskiego, Rady Miejskiej w Płońsku, Wojewody Mazowieckiego, Marszałka Województwa Mazowieckiego i Burmistrza Miasta Płońska, debatą podczas sesji Rady Powiatu Płońskiego (11 maja 2021 r.), zarzutami przedstawionymi przez lekarzy płońskiego szpitala, a także komentarzami w mediach społecznościowych.
Uważamy, że z oświadczeń pracowników SPZZOZ w Płońsku wyłania się niepokojący obraz źle funkcjonującej placówki medycznej, która w niewystarczający sposób zapewnia bezpieczeństwo zdrowotne mieszkańców Płońska i powiatu płońskiego. Martwi fakt uzyskiwania rozbieżnych danych dotyczących sytuacji finansowej szpitala. Kwoty podawane przez Dyrektora placówki znacząco różnią się od informacji przekazywanych przez lekarzy w trakcie spotkań i sesji Rady Powiatu Płońskiego.
Podkreślamy, że szpital nie jest ani powiatowy, ani miejski, choć to powiat jest organem założycielskim i odpowiada za jego działalność. Jest nas wszystkich. Nie powinien też mieć żadnych barw politycznych. Wszyscy, bez względu na nasze poglądy, potrzebujemy dobrze działającej placówki medycznej, w której życie i zdrowie pacjentów są wartościami nadrzędnymi.
Domagamy się, by pracownicy SPZZOZ – lekarze, pielęgniarki, położne i salowe – byli traktowani przez dyrekcję szpitala podmiotowo i z należytym szacunkiem. Medycy, zwłaszcza w tym trudnym czasie pandemii, zasługują na szacunek swoich przełożonych, uznanie za ciężką pracę, a przede wszystkim na wysłuchanie swoich racji. Chcielibyśmy, aby tak było w płońskim szpitalu.
Niepokoi nas bardzo, że płońska placówka sukcesywnie traci doświadczony personel. Z płońskiego szpitala odchodzą uznani lekarze, pełniący szczególne funkcje w placówce, a kolejni rozważają poważnie swoje odejście. Dotyczy to również pielęgniarek, a także personelu pomocniczego. Często są to osoby, które “budowały” płoński szpital, szkoliły kadry i przez wiele lat pracowały na jego renomę. Ten wyraźny kryzys zagraża funkcjonowaniu szpitala w Płońsku.
Apelujemy do Zarządu i Rady Powiatu Płońskiego o podjęcie niezwłocznych i zdecydowanych działań, włącznie ze zmianami kadrowymi, chroniących szpital i zapewniających bezpieczeństwo pacjentów z terenu powiatu płońskiego. Domagamy się też transparentnego działania w tej kwestii i bieżącego informowania opinii publicznej o podjętych krokach. Zasadnym również byłoby przeprowadzenie audytu szpitala przez niezależnych audytorów, w tym zbadanie zjawiska zlecania usług i zadań podmiotom spoza Płońska np. wydzierżawienie prosektorium.
Rada Miejska w Płońsku wyraża wolę współpracy i wsparcia w celu zapewnienia bezpieczeństwa zdrowotnego mieszkańców Płońska i wszystkich potencjalnych pacjentów szpitala w naszym mieście!
Jednocześnie my Radni Rady Miejskiej w Płońsku w pełni solidaryzujemy się z pracownikami medycznymi szpitala i popieramy przedstawione przez nich postulaty”.
(DK)
Na zdjęciu: screen z obrad samorządu miejskiego 13 maja
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS