A A+ A++

Bandai Namco to ogromna firma, która może poszczycić się prawami do wielu bardzo głośnych i rozpoznawalnych marek. To przecież oni odpowiadają za takie tytuły jak Tekken czy Soulcalibur oraz za całą masę produkcji na licencjach popularnych serii anime – jak choćby Naruto czy One Piece. Zna ich każdy fan japońskiej popkultury i prawdopodobnie większość graczy. Nic więc dziwnego, że kolejne produkcje obijają się szerokim echem w branży.

Tak jest również w przypadku Scarlet Nexus, które zapowiedziano podczas Inside Xbox – równo rok temu. Ta pozycja cieszyła się jednak sporym zainteresowaniem jeszcze z jednego powodu… Była (i dalej jest) reklamowana, jako pierwsza pozycja ze stajni Bandai Namco, która trafi wyłącznie na nową generację konsol – zagramy na PlayStation 5, Xboksach Series X i Series S, a także PC.

I mogę już napisać, że miałem oficjalnie możliwość zagrać w rzeczony tytuł! Dostałem szansę spędzenia sześciu godzin w nowym świecie od japońskiego studia z siedzibą w Tokio. Wreszcie mogę się podzielić moimi wrażeniami, przemyśleniami i uwagami, które zrodziły mi się, gdy przez pół dnia przesiadywałem w wirtualnym świecie – pozornie podobnym do naszego, ale jednak zupełnie innym. Zacznijmy jednak od początku!

Scarlet Nexus – o co chodzi?

Nie mam cienia wątpliwości, że są osoby, które pierwszy raz słyszą więcej o tym tytule, czytając ten tekst. Pozwolę sobie więc, słowem wstępu, napomknąć nieco o tym, z czym właściwie mamy do czynienia. Nie jest to bowiem tak proste, jak mogłoby się pozornie wydawać – dostajemy typową japońską produkcję, gdzie pomieszanie przecina się z poplątaniem. Chwila nieuwagi i możemy się zgubić.

Scarlet Nexus jest japońskim RPG, w którym kontrolujemy jedną z dwóch wybranych postaci: młodego chłopaka Yuito lub dziewczynę o imieniu Kasane. Początek przygody (około trzy godziny na każdą z nich) to wątki dość podobne i rozwijające się w nieco bliźniaczy sposób. Fundamentalną różnicą jest oczywiście styl walki obu bohaterów – mężczyzna używa do tego miecza i wszelkiego rodzaju cięć, a kobieta ma coś na wzór sztyletów, które kontroluje za pomocą psychokinezy.

Właśnie – psychokineza. Ta jest tu kluczowa. Wszystko rozgrywa się bowiem w futurystycznym mieście New Hamiuka, gdzie odkryto specjalny hormon, który pozwala ludziom używać mocy psychicznych na większą skalę (od przenoszenia przedmiotów przy pomocy siły umysłu, aż po telekinezę). A tego typu możliwości bardzo mocno przydają się w walce z licznymi przeciwnikami, których spotykamy po drodze.

JRPG pełną parą

Tak, podtytuł świetnie to obrazuje. Scarlet Nexus to jRPG pod prawie każdym względem – począwszy od historii, przez sposób walki, aż po największą oczywistość, a więc samą grafikę i styl wizualny postaci. O tej pierwszej bardzo trudno powiedzieć coś konkretnego. Bez znaczenia na to, którą ścieżkę wybierzemy (Yuito czy Kasane), zaczniemy jako członkowie organizacji ONF – specjalnie powołanego wojska, która ma mierzyć się z „Innymi” (org. Others).

Scarlet Nexus - ONf

I właściwie w obu przypadkach pierwsze trzy godziny to przemierzanie różnych części miasta (do których się teleportujemy), przedzieranie się przez półotwarte plansze i ciachanie potworów, niczym w rasowym slasherze. Właściwie miewałem wrażenie, że więcej tu właśnie z tego gatunku niż z RPG (charakterystyczne dla tego typu były głównie punkty rozwoju, które mogliśmy pakować w ulepszenia bohaterów).

Wracając jednak do Innych – w kwestii monstrów warto przejść do samego tematu wizualnego. O ile postaci w stylu anime są dość sztampowe (nie różnią się od tych, które znamy z ekranów), to potwory wypadają kapitalnie! Naprawdę – bez znaczenia, czy mówimy o bossach, czy małych mobach, wszystkie robią wrażenie. Widać, że naprawdę przyłożono się do ich projektowania, a to przecież dobra decyzja, albowiem mamy z nimi styczność prawie cały czas.

Przerwa od scen przerywnikowych

Cut-scenki zdają się odgrywać tu ogromną rolę. I choć jest to standard w japońskich grach tego typu, to w tym przypadku byłem nieco zirytowany. Dlaczego? Z kilka powodów. Po pierwsze sama liczba scen potrafi irytować – trzy godziny jedną postacią to około 1-1.5 godziny słuchania dialogów bohaterów (gdzie oczywiście nie podejmujemy żadnych wyborów). Wiem, że są ludzie, którzy to lubią, ale ja się wynudziłem.

Scarlet Nexus - miasto

Miałem wrażenie, jakbym oglądał anime (średnio angażujące) i co jakiś czas przeplatał to graniem. Druga sprawa to sposób ich wykonania. Choć muszę pochwalić voice acting (mamy pełne udźwiękowianie postaci, które mogłem spotkać przez te kilka godzin), to aspekt wideo pozostawia wiele do życzenia. Niestety sceny nie są w pełni animowane – dostajemy albo stop-klatki, albo tło i gadające głowy.

Prawdę mówiąc, liczyłem na więcej, jeśli mówimy o tak dużej firmie, jak właśnie Bandai Namco. No i skoro już zajmują nam tak dużo czasu, który spędzamy w grze, to powinny być zrealizowane znacznie lepiej. Jak wspomniałem, fabuła nie była przesadnie angażująca (miałem wrażenie, że jest dość schematycznie – przynajmniej na samym początku), więc bardzo szybko zaczęło mnie nudzić oglądanie klatek i słuchanie podręcznikowych zwrotów ze strony bohaterów, niczym z shonenów.

Walka na piątkę z plusem

I mimo kilku przywar, spędziłem tam przecież blisko sześć godzin, a nie byłem wcale kierowany tym, że po prostu muszę, bo to moja praca. Nic podobnego – naprawdę dobrze się bawiłem. A wszystko dlatego, że prozaizmy fabularne, niedociągnięcia w przerywnikach i schematyczność znikały, gdy tylko na drodze pojawiali się wrogowie! Walka w Scarlet Nexus jest po prostu miodna.

Scarlet Nexus - walka

Ogromnie satysfakcjonujące jest obijanie zmutowanych bestii bronią białą i doprawianie wszystkiego przy pomocy psychokinezy, dzięki której wykorzystujemy wszelakie elementy otoczenia – trochę niczym w Control od Remedy Entertainment. Rowery, samochody, metalowe części rusztowania, czy nawet automaty z napojami – wszystko, co tylko jest twarde, może być dobrą bronią w pojedynku z wrogiem.

Intrygująco, ale nie bez skazy

Reasumując – było poprawnie i przyjemnie. Jestem bardzo ciekaw, w jakim kierunku rozwinie się Scarlet Nexus i jaką częścią gry były trzy początkowe godziny. Znając produkcje z gatunku JRPG, mogłem być dopiero na 3% postępu fabularnego. Być może dalej fabuła nabiera rumieńców, a sceny przerywnikowe spełniają założenia wynikające z ich nazwy. Być może. No właśnie, niestety obecnie muszę opierać się na założeniach i nadziei.

Oceniać mogę natomiast to, co dostałem. A dostałem grę, która ma ogromny potencjał. Jeśli jednak całość dobiegłaby końca po tych trzech godzinach, czułbym niedosyt. Po części dlatego, że liczyłem na więcej, a po części przez to, że po prostu chciałbym więcej. Do samego działania nie mogę się przyczepić, a pomysł na wykreowany świat bez wątpienia kiełkował w głowach twórców od dłuższego czasu.

Niemniej, jest pozytywnie. Po prawdzie to nie diament, na którym znajdziemy parę rysek, ale bardzo ładny kamień, który można ociosać. Największą zaletą jest bez wątpienia lekkość walki i opcje płynące z psychokinezy – wadą natomiast to, że przez pierwsze godziny trudno stwierdzić, w jakim kierunku idzie gra i czym chce w ostatecznym rozrachunku być. Na pewno jestem zachęcony do premiery, albowiem chcę zweryfikować, w którą stronę wszystko pójdzie.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułCzarnek: Nie ma zagrożenia powtórzenia matury z powodu przecieku
Następny artykułPremier w Porto: Szczepionki powinny być dobrem wspólnym