A A+ A++

Arkadiusz Wiśniewski: Takim, w którym dobrze się żyje. Temu celowi podporządkowane są nasze działania. Wbrew pozorom perspektywa 2040 roku nie jest wcale odległa. Chciałbym, żeby Opole było wtedy miastem zielonym, szczęśliwym, pełnym zadowolonych mieszkańców i młodszym o 20 lat niż dzisiaj. Widzę w Opolu mnóstwo młodych rodzin wychowujących dzieci. Widzę też miejsce dla innych pokoleń i seniorów, którzy mają tu wiele możliwości spędzania wolnego czasu, ale chciałbym, żeby rozwijało się też demograficznie. Musi być miastem realizującym na wysokim poziomie różne miejskie usługi, mającym dobre szkoły, sprawny transport publiczny, miejsca do rekreacji i wydarzeń sportowych i kulturalnych na wysokim poziomie. Kluczem do sprawnego funkcjonowania będzie natomiast stabilny rynek pracy, opierający się i na mniejszych rodzinnych firmach, ale też na wiodących pracodawcach z międzynarodowych branż funkcjonujących w strefie ekonomicznej. Bezrobocie nie przekraczające dziś 3 proc., za 20 lat nie może być wyższe.

By dojść do takiego ideału, kilka problemów trzeba jednak będzie rozwiązać. Obserwatorium Polityki Miejskiej przygotowało niedawno raport, z którego wynika, że Opole należy do najmniej zielonych wśród miast powyżej 100 tys. mieszkańców.

Cieszą inicjatywy, które mają na celu badanie poziomu zazieleniania polskich miast. W tej dobrano jednak „oryginalną” metodologię. Złą do zakładanych celów. Raport przygotowano na podstawie analizy zdjęć satelitarnych. W żaden sposób nie odzwierciedlał działań na rzecz rozwoju zieleni w mieście. Można stworzyć mnóstwo podobnych rankingów, w oryginalny sposób dobierając wskaźniki, w których Opole będzie mistrzem świata. Może być nawet mistrzem świata w piłce nożnej, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że słynny Mirosław Klose pochodzi z Opola. Dlatego pozwoli pan redaktor, że powiem o konkretach. Niedawno powstał park 800-lecia na wyspie Bolko i nie przypominam sobie podobnej „zielonej inicjatywy” zrealizowanej ostatnio gdzieś w Polsce. Jako jedyni zrealizowaliśmy duży projekt nasadzeń – w sumie prawie 5 tys. drzew przy drogach. Opole szczyci się mianem „miasta zielonego” i ten kierunek będziemy konsekwentnie rozwijać. Stawiamy na powstawanie nowych ogrodów miejskich i łąk kwietnych. W ramach modernizowanych placów miejskich oraz rewitalizowanej ulicy Krakowskiej sadziliśmy drzewa i krzewy, a na dachu powstającego dworca autobusowego stworzymy wspaniały ogród. Trwają prace nad rewitalizacją kamionki Piast. W sercu Opola powstanie więc kolejne wyjątkowe miejsce do rekreacji i rodzinnych spacerów. To, co powiedziałem, odnajdujemy w prowadzonych od lat statystykach Głównego Urzędu Statystycznego. A tam stoi czarno na białym, że Opole wśród miast wojewódzkich wyróżnia się dodatnim bilansem między nasadzeniami drzew a ich ubytkami. W ostatnich trzech latach plasowaliśmy się na drugim miejscu w kraju. Drogą do tego, by Opole było miastem zielonym, nie może być więc manipulowanie statystykami, ale podejmowanie realnych działań na przestrzeni wielu lat.

Co jeszcze można zrobić? Bo łąki na kółkach wiele w tym względzie nie pomogą.

Łąki kwietne są pięknym i nowatorskim dodatkiem do tego wszystkiego, o czym mówiłem wcześniej. Zazielenianie miasta to proces, który konsekwentnie realizujemy. Zwróciliśmy się do Nadleśnictwa Opole o wyłączenie dwóch kolejnych obszarów lasu znajdujących się na terenie miasta z tzw. produkcji leśnej. Od strony Zawady i Suchego Boru mogą być one dzięki temu bardziej dostępne dla spacerujących, są pomysły stworzenie szlaków do jazdy konnej czy nawet warunków do nocowania w lesie. Trzeba sobie jednak jasno powiedzieć, że miasto musi też spełniać inne swoje funkcje. Tysiące ludzi przyjeżdża tutaj do pracy, do szkół, na uczelnie wyższe, powstają więc drogi, centra przesiadkowe i ścieżki rowerowe.

Musimy mieć miejsce na miejskie imprezy, stąd trwa rewitalizacja placów. To jest właśnie ten zrównoważony rozwój, o którym tak często mówię. Nie możemy przecież zamienić miasta w las.

Jeszcze przed 2040 rokiem wielkim problemem Opola może stać się elektrownia. W wyniku transformacji energetycznej w mieście może pozostać bezużyteczny moloch.

To na pewno będzie wyzwanie. Bardzo żałuję, że województwa opolskiego nie uwzględniono w Funduszu Transformacji Energetycznej, bo wielcy pracodawcy z Opola będą jej podlegać. To nie tylko elektrownia, ale też np. cementownia. Choć jestem spokojny o to, że w perspektywie 20 lat pracowników tych zakładów uda się zagospodarować. Dla rynku pracy nie będzie to wielki problem przy założeniu, że nadal będziemy skutecznie prowadzić politykę pozyskiwania inwestorów i tworzenia miejsc pracy. To oczywiście jest wyzwanie, które należy mieć na horyzoncie, bo priorytetem powinna być ochrona przeciwko zmianom klimatycznym.

>>> Głosuj w Plebiscycie Supermiasta i Superregiony 2040. Wybierz najważniejsze wyzwania dla Opola do 2040 roku. Głosować można tutaj:

Zamknięcie elektrowni to nie tylko problem miejsc pracy, ale też znacznego ograniczenia wpływów do budżetu miasta.

Większym wyzwaniem jest to, by Polska pozostała krajem wolnorynkowym, gdzie działa się w oparciu o konkurencję, a nasze pieniądze nie są transferowane do Warszawy i marnotrawione na różne dziwne wydatki. Myślę, że z zaradnymi mieszkańcami Opola, funkcjonującymi tu firmami rodzinnymi poradzimy sobie z tym problemem. Opole przez wiele lat nie miało elektrowni, więc za 20 lat też sobie bez niej poradzi. Aczkolwiek pozytywnego wpływu elektrowni na finansemiasta nie można bagatelizować i to, że dziś elektrownia jest naszym podatnikiem, jest bardzo dobre dla miejskich finansów.

W kampanii wyborczej 2014 roku przyznawał pan, że jeżeli w czasie pana prezydenckiej kadencji nie powstanie w Opolu nowa przeprawa przez Odrę, to będzie to można uznać za pana porażkę. Kwestia budowy trasy średnicowej utknęła w GDOŚ i finału nie widać. Zaczyna pan szukać nowego rozwiązania?

Skoro kolej otrzymała zgodę na inwestycję, którą prowadzi w ciągu planowanej trasy średnicowej, to uzyskanie zgody na budowę samej trasy też jest możliwe i uzasadnione. Ale jestem też przekonany, że Opolu potrzebna jest nie tylko trasa średnicowa, ale także obwodnica południowa z nowym mostem nad Odrą. Nie rezygnuję z żadnego z tych wariantów, ale trudno dziś ocenić, co może przynieść przyszłość w kwestii różnych rozwiązań. Za parę lat może się okazać, że przy zwiększającej się ilości samochodów elektrycznych hałas i emisja spalin nie będą już problemem dla środowiska, więc nie będzie też przeciwwskazań, by budować trasę średnicową. Na razie jednak idzie to powoli, bo 5 lat czekamy na zielone światło od Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w sprawie pozwolenia środowiskowego. W przypadku obwodnicy południowej jesteśmy bardziej zaawansowani. Czekamy teraz na zakończenie procedury wydawania pozwolenia budowlanego i zakończenie przygotowywania dokumentacji. Rozpoczniemy poszukiwania możliwości dofinansowania tej inwestycji ze środków zewnętrznych.

Niewykluczone, że do 2040 roku w Opolu powstaną dwie nowe przeprawy przez Odrę, i kolejnych rozwiązań pan nie szuka?

I trasa średnicowa, i obwodnica południowa od wielu lat są w planach miasta. Rezygnacja z każdej z tych opcji byłaby zawracaniem Wisły kijem. Przeprawa przez Odrę w Opolu jest potrzebna i należy konsekwentnie o niej myśleć.

O tym, jak ważne dla Opola są wyższe uczelnie, właściwie nie ma co dyskutować. Jednak konkurencja w kraju jest coraz większa, więc coraz trudniej będzie o ściągnięcie studentów do miasta. Widzi pan zagrożenie utraty przez Opole tej właśnie funkcji akademickiej?

Nie zmieniam w tej kwestii zdania. Uważam, że Opole stać i na politechnikę, i na uniwersytet. Jestem przeciwnikiem koncepcji łączenia tych uczelni. Powinniśmy wzmacniać obydwie. To wyzwanie przede wszystkim dla samych środowisk akademickich. Na szczęście wizja obniżenia rangi opolskich uczelni odchodzi już chyba w zapomnienie. Została jakiś czas temu zarysowana przez premiera Jarosława Gowina, który parł do tego, by stworzyć w Polsce system nauki dwóch prędkości, czyli jeden elitarny w największych ośrodkach akademickich, a drugi dla ośrodków mniejszych.

Funkcjonowanie ośrodków akademickich w średnich miastach, takich jak Opole, jest powszechne w Europie czy Stanach Zjednoczonych. Trzeba oczywiście odpowiedzieć sobie uczciwie na pytanie, czy uczelnie w Opolu są w stanie przeskoczyć Uniwersytet Jagielloński czy Uniwersytet Warszawski?

Odpowiedź jest oczywista. Nie zbudujemy w Opolu Uniwersytetu Oksfordzkiego czy Jagiellońskiego, bo dzielą nas setki lat różnicy w akademickiej tradycji i doświadczeniu. Nie powinniśmy więc tak wysoko zawieszać poprzeczki. Musimy ustawić ją wysoko, ale w naszym zasięgu. Zadbać, by uczelnie nadal ściągały do Opola młodych ludzi, którzy chcą się tutaj osiedlać, zapewniają działającym tu firmom wspaniałych pracowników i włączają się aktywnie w życie miasta. Już wkrótce przekonamy się, jak na opolską ochronę zdrowia wpłynie stworzenie na Uniwersytecie Opolskim Wydziału Lekarskiego. Jestem pełen optymizmu i nadziei, bo w naszym regionie dramatycznie brakuje lekarzy.

Do opolskich uczelni należy przykładać adekwatną miarę, nie przesadzać w oczekiwaniach i to wcale nie jest deprecjonujące. Dokładnie tak jak z samym Opolem, które też nie jest największym miastem w Polsce i jest logiczne, że nie aspiruje do bycia Warszawą. Stadion Narodowy może być tylko jeden, ale za to w Opolu mamy fantastyczną zieleń na wyciągnięcie ręki, wyróżniony przez National Geographic ogród zoologiczny, najważniejszy w kraju festiwal piosenki polskiej i jeszcze wiele innych wspaniałych rzeczy, których nie odnajdziemy w stolicy, we Wrocławiu czy w Krakowie.

Wciąż krążymy wokół tematu zatrzymania w Opolu młodych ludzi. Bez zaoferowania im mieszkań w realnej cenie nie ma na to szans. Te budowane przez OTBS nadal są drogie i z pewnością nie na kieszeń kogoś, kto chciałby tutaj rozpoczynać zawodową karierę.

TBS buduje taniej niż deweloperzy. Na dodatek w pełni wykończone mieszkania, często z lepszym dostępem do placów zabaw czy zieleni i w dobrej lokalizacji. To wpływa na cenę. Rynek mieszkaniowy najbardziej determinuje jednak polityka ogólnokrajowa. Ceny mieszkań rosną drastycznie w całej Polsce. Główny powód to wysoka inflacja, która sprawia, że nie opłaca się trzymać pieniędzy na koncie. Mieszkania więc kupują nie ci, którzy ich potrzebują, tylko ci, którzy mają pieniądze. Stąd nawet potężna podaż mieszkań na lokalnych rynkach nie zmniejsza ich ceny. W Opolu buduje się ponad 1000 mieszkań rocznie. Czyli tyle, ile rodzi się dzieci. To wystarczy, by zaspokoić nawet największy popyt. Aby jednak te mieszkania były tańsze, potrzebne jest wsparcie rządowe dla takiego budownictwa. I to zaczyna być możliwe. W zapomnienie odchodzi nieudany program „Mieszkanie +”, a pojawiają się dopłaty do czynszów czy preferencyjne kredyty na budowę mieszkań komunalnych. Już zaczęliśmy z tego korzystać. Taką dopłatę otrzymują np. seniorzy mieszkający na osiedlu senioralnym TBS na os. Dambonia.

Kolejne inwestycje, które w tej formule chcemy zrealizować, to mieszkania przy ul. Wrocławskiej czy w Winowie. Chcemy adresować je głównie do młodych rodzin. Zaznaczę jednak, że kwestia dopłacania do czynszów i budowy jest kontrowersyjna i wrażliwa społecznie. To nie moja ocena, ale opinie mieszkańców, z którymi się spotykam. Oni mają prawo pytać: dlaczego, skoro ja płacę za swoje mieszkanie 100 proc., to jeszcze z moich podatków funduje się mieszkanie komuś innemu?

Terenów pod mieszkania w Opolu z pewnością nie zabraknie, zwłaszcza po rozszerzeniu granic miasta. Nie ma pan jednak wrażenia, że te tereny i ich mieszkańcy wciąż są mało zintegrowani z samym miastem?

Gdy spojrzę na oferty sprzedaży nieruchomości, widzę na przykład informacje: Opole-Czarnowąsy czy Opole-Winów. Wszyscy podkreślają, że to nieruchomości znajdujące się na terenie miasta, gdzie dojeżdża miejska komunikacja, a w pobliżu jest szkoła. Moim zdaniem ta integracja nie tylko następuje, ale przynosi też wiele korzyści mieszkańcom z niedawnych podopolskich miejscowości, a teraz już dzielnic peryferyjnych Opola. Ta peryferyjność też jest niejednoznaczna, ponieważ z Winowa do ratusza jest bliżej niż z wielu innych dzielnic, które od lat są na terenie miasta, że wspomnę Grotowice czy Groszowice. Jestem w kontakcie z radami dzielnic, które są chętne i gotowe do współpracy. Mają wiele pomysłów, które możemy wspólnie zrealizować. Choć oczywiście cały czas pozostają malkontenci, którzy byli zaangażowani w walkę przeciwko powiększeniu Opola i będą szukać okazji, żeby pokazać, że nie jest tak idealnie, jak mogłoby być.

W obcokrajowcach, którzy przyjeżdżają do Opola w poszukiwaniu pracy, widzi pan szansę dla miasta? Co możemy im zaoferować?

Często spotykam obcokrajowców na placach zabaw, podczas spacerów na Bolko, są już w naszych szkołach i myślę, że się z nami fantastycznie integrują. Ich obecność jest dla nas bardzo ważna, wzmacniają rynek pracy, korzystają z usług miejskiej komunikacji, odmładzają Opole i wszyscy na tym korzystamy. I oczywiście mamy dla nich dokładnie taką samą ofertę, jak dla pozostałych mieszkańców Opola.

Jeszcze przed pandemią zaczęliśmy organizować w Centrum Dialogu Obywatelskiego specjalny punkt do obsługi i współpracy z naszymi nowymi mieszkańcami, by czuli się tutaj jeszcze lepiej i jeszcze łatwiej się tutaj odnajdywali. Zamierzamy im także pomagać w nauce języka polskiego. Pandemia to przedsięwzięcie zatrzymała, ale w najbliższych miesiącach do tego wrócimy. Także dlatego by zachęcać ludzi do przyjeżdżania i zostawania w Opolu, do pracy na rozwój miasta. Największym bowiem potencjałem i wartością Opola są właśnie jego mieszkańcy. Ludzie zakochani w Opolu, którzy, tak jak ja, nigdy nie chcieli z niego na stałe wyjechać. Oby było nas jak najwięcej. Wtedy z jeszcze większym optymizmem będę patrzył w przyszłość – w ten 2040 rok.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułEurowizja z udziałem publiczności. Jest decyzja
Następny artykułChiny wezwały USA do zmniejszenia aktywności wojskowej na pobliskich morzach