Piłkarze Legii przystępując do meczu w Gdańsku znali wynik Pogoni Szczecin (porażka 0:1 ze Stalą Mielec) i wiedzieli, że wygrywając z Lechią będą już niemal pewni mistrzostwa Polski (matematycznie wyprzedzić mógł ich jeszcze Raków Częstochowa). Jednak spotkanie zaczęli spokojnie, jakby zdając sobie sprawę ze swojej jakościowej przewagi.
Gdański zespół ostatnio spisywała się słabo i do meczu z Legią przystąpił z dużą dozą ostrożności, żeby nie powiedzieć bojaźni. Skupił się niemal wyłącznie na defensywie, a jedyny pomysł na zawiązanie akcji opierał się na zagrywaniu długich piłek w kierunku Flavio Paixao i Łukasza Zwolińskiego. Przy tak prostych środkach zaskoczenie defensywy gości było praktycznie niemożliwe.
Legia Warszawa nieskuteczna
Dużo bardziej pomysłowa była gra Legii. W środku pola dobrze rozdzielał piłki Bartosz Slisz, który był motorem napędowym większości akcji gości. Mniej aktywne były tym razem bałkańskie skrzydła (Josip Juranović i Filip Mladenović), ale legioniści i tak potrafili sobie stworzyć kilka dogodnych sytuacji. Brakowało jednak wykończenia. Tomas Pekhart, Bartosz Kapustka (po świetnej akcji Slisza) czy Mateusz Hołownia oddawali nieprecyzyjne strzały, z kolei uderzenie Luquinhasa – po kapitalnej kombinacji z Kapustką – obronił Kuciak.
O ile Słowak miał trochę roboty, o tyle Artur Boruc mógł rywalizować z Kuciakiem jedynie na moc strun głosowych – obaj byli bowiem bardzo aktywni “wokalnie”. Czysto bramkarskich umiejętności zaprezentować nie miał okazji, gdyż piłkarze Lechii grali w ofensywie zbyt prymitywny futbol. A kiedy już jakimś cudem znaleźli się z piłką w okolicach pola karnego rywala, dramatycznie brakowało im precyzji – czy to przy dośrodkowaniach czy bardzo rzadkich próbach podań prostopadłych.
Mario Maloca znów to zrobił
Druga połowa zaczęła się od potężnej śnieżycy, a najciekawszym wydarzeniem była… wymiana futbolówki z białej na pomarańczowej. Sama gra zrobiła się niezwykle chaotyczna, na boisku więcej było mieszanych sztuk walki (od zapasów po kung-fu) niż gry w piłkę. Legia dostosowała się poziomem do Lechii, przez co wszyscy oglądający dostali solidną dawkę antyfutbolu.
Z tego całego chaosu nagle urodziła się bardzo dobra sytuacja – oczywiście po dalekim kopnięciu na uwolnienie Flavio Paixao uprzedził Hołownię, znalazł się sam przed Borucem, ale uderzając z ostrego kąta trafił w słupek.
Dopiero ta sytuacja wyrwała z letargu legionistów, którzy znów przesunęli grę pod pole karne Lechii. Nic wielkiego z tego nie wynikało, ale w końcu doczekali się błędu gospodarzy. A konkretnie Mario Malocy, który w drugim meczu z rzędu sprokurował rzut karny. Jego wślizg w nogi Luiquinhasa, był spóźniony i kompletnie bezsensowny, gdyż Brazylijczyk już chwilę wcześniej pozbył się piłki. Sędzia Jarosław Przybył jeszcze sprawdził sytuację na monitorze, ale decyzja mogła być tylko jedna. Jedenastkę na bramkę pewnym strzałem zamienił Pekhart, dla którego było to 22 trafienie w sezonie.
Po stracie bramki Lechia została zmuszona, żeby podjąć jakąś inicjatywę. Trener Stokowiec zrobił w sumie cztery ofensywne zmiany, zwłaszcza Żarko Udovicić i Kenny Saief trochę rozruszali grę gospodarzy. Jednak dobrych sytuacji wciąż brakowało. Aktywny w polu karnym był Łukasz Zwoliński, ale obrońcy Legii zachowywali czujność. Raz dobrze zachował się także Boruc.
Jednak to Legia wciąż miała więcej jakości (m.in. kapitalny zwód i strzał Rafaela Lopesa obroniony przez Kuciaka) i kiedy wydawało się, że bez większych wzruszeń dowiezie zwycięstwo do końca, w ostatnich sekundach stuprocentową sytuację stworzyła Lechia. Udovicić precyzyjnie zagrał do Karola Fili, który przyjął piłkę na klatkę piersiową, ale, mając przed sobą tylko Boruca, fatalnie skiksował i nawet nie trafił w bramkę. Tym samym gdański zespół zakończył mecz bez celnego strzału. Wymowne…
To była okazja na wagę remisu, który dałby Lechii awans na 4. miejsce w tabeli. Porażka oznacza spadek na pozycję 7., ale szansa na europejskie puchary wciąż jest. Inna sprawa, że z taką grą strach pokazywać się poza granicami kraju. Z kolei Legia jest już o krok od mistrzostwa Polski.
Lechia Gdańsk – Legia Warszawa 0:1 (0:0)
Bramka: Pekhart (71. karny)
Lechia: Kuciak – Fila, Maloca Ż, Kopacz, Conrado (65. Udovicić) – Biegański Ż (74. Gajos) – Ceesay (46. Musolitin), Kubicki, Makowski (87. Żukowski), Zwoliński – Flavio Paixao (74. Saief).
Legia: Boruc – Jędrzejczyk, Wieteska, Hołownia Ż – Juranović, Slisz, Martins (46. Lopes), Mladenović – Kapustka (61. Gwilia), Luquinhas (90.+1. Wszołek), Pekhart Ż.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS