A A+ A++
Wiadomość
gry
25 kwietnia 2021, 10:13

Mortal Kombat powraca na filmowe ekrany – sprawdziłem, czy warto go obejrzeć. W nowym przeglądzie przeczytacie też m.in. o bijatykach Virtua Fighter, Street Fighter 5 i Hellish Quart.

Najważniejsze informacje:

  1. Powrót Virtua Fightera;
  2. Ryu i Chun-Li w Power Rangers;
  3. Pierwszy zwiastun Melty Blood: Type Lumina;
  4. Mortal Kombat – recenzja filmu.

Bijatyki mogą pochwalić się ponadprzeciętną liczbą ekranizacji. Tekken doczekał się dwóch filmów aktorskich, anime oraz animacji komputerowej. Street Fighter dwóch typowych filmów oraz większej liczby animacji i pomniejszych projektów, niż jestem w stanie zliczyć. Virtua Fighter ma swoje anime. Dead or Alive i King of Fighters mają po filmie. Nawet Battle Arena Toshinden trafił na ekrany!

W całym tym imponującym inwentarzu od przeszło 25 lat wyróżnia się Mortal Kombat, które osiągnęło coś niewyobrażalnego dla całej reszty – doczekało się adaptacji, która była dobra. A teraz spróbowało powtórzyć ten sukces. Czy „smoczej serii” się udało? Między innymi o tym przeczytacie w czwartym już przeglądzie wieści ze świata bijatyk. Tradycyjnie zachęcam do komentowania i wskazywania, o czym chcielibyście przeczytać następnym razem. Zapraszam również do zapoznania się z podobnymi inicjatywami pisanymi przez kolegów i koleżankę z redakcji:

  1. Elite: Odyssey to zderzenie marzeń z rzeczywistością – Tbone’owy przegląd
  2. Plotki o F1 2021, postępy prac nad SimRail 2021 i inne wieści – przegląd Agi
  3. Gorący marzec Drauga, czyli przegląd gier niedostrzeżonych i niekochanych
  4. Kosmiczny Crusader Kings, Fantasy General 2, strategie 4X i retro, czyli co w Duchu gra

Natomiast jeśli przegapiliście poprzedni przegląd bijatyk i chcielibyście nadrobić zaległości, to materiał znajdziecie pod tym adresem.

Virtua Fighter powraca

Minirecenzja filmu Mortal Kombat i powrót Virtua Fightera - wilczy przegląd bijatyk - ilustracja #1

W ostatnich latach wielkie powroty do życia zaliczyły niemal wszystkie najważniejsze serie bijatyk. Wielkim nieobecnym pozostawał jednak dziadek bijatyk trójwymiarowych, Virtua Fighter, z którym ostatni raz mieliśmy do czynienia w 2012 roku, a którego ostatnia pełnoprawna numerowana odsłona debiutowała jeszcze dawniej, w 2007 roku. Ta rażąca niesprawiedliwość w końcu zostanie naprawiona – Virtua Fighter powraca!

Niestety, nie będzie to taki powrót, na jaki wielu liczyło. Choć na oficjalne potwierdzenie tych informacji wciąż musimy poczekać, wygląda na to, że pierwszy „wirtualny wojownik” od 9 lat będzie zaledwie kolejną rewizją stareńkiego Virtua Fightera 5, tym razem nastawioną na rozgrywki esportowe. Według jednych źródeł, gra otrzyma tytuł Virtua Fighter 5: Ultimate Showdown, według innych Virtua Fighter eSports. I to w zasadzie wszystko, co wiemy – na szczęście więcej konkretów powinniśmy poznać już niebawem.

Ryu i Chun-Li transformują się w Power Rangers

Minirecenzja filmu Mortal Kombat i powrót Virtua Fightera - wilczy przegląd bijatyk - ilustracja #2

Żyjemy w erze najwspanialszych bijatykowych crossoverów. Negan rozbija czaszki w Tekkenie, cały arsenał ikon kina akcji lat 80-tych wyrywa sobie kręgosłupy w Mortal Kombat 11, 2B w jedyny słuszny sposób ukazuje swoją wyższość Geraltowi w Soulcaliburze VI, a Smash Bros konsekwentnie udowadnia, że hasło reklamowe „Everyone is here!” to nie mrzonka. Teraz do tej wyliczanki możemy dopisać ikony Street Fightera, Ryu i Chun-Li, którzy zdobyli jakoś morfery, zamiast HADOUKEN zakrzykną TRANSFORMACJA i dołączą do obsady Power Rangers: Battle for the Grid.

Battle for the Grid to stworzona przez nWay bijatyka oparta na licencji kultowego również w naszym kraju serialu dla młodzieży. Tytuł debiutował w 2019 roku i zebrał przeciętne noty od ekspertów – o ile system walki i klimat były w większości chwalone, tak sporo recenzentów narzekało na skromną ilość zawartości. Od tego czasu tytuł został rozbudowany m.in. o darmowy tryb fabularny oraz trzy płatne przepustki sezonowe, co dość skutecznie wypełniło wspomniane braki.

Ryu i Chun-Li w swoich rangerowych formach dołączą do gry 25 maja 2021 roku. Wyceniony na 12 i pół dolara „Street Fighter Pack” zaoferuje dostęp do obu postaci oraz dodatkowych skórek. Pojedynczo za każdą z tych postaci zapłacimy po 5,99 dolara. Przy okazji tego samego dnia w sklepach cyfrowych (a dwa miesiące później także w wersji fizycznej) zadebiutuje Power Rangers: Battle for the Grid Super Edition – specjalne wydanie gry, w którym oprócz podstawowej wersji bijatyki znajdziemy wszystkie trzy przepustki sezonowe, Street Fighter Pack oraz 4 dodatkowe skórki. Wydanie to wyceniono na $49,99.

Rose trafia do Street Fightera V

Minirecenzja filmu Mortal Kombat i powrót Virtua Fightera - wilczy przegląd bijatyk - ilustracja #3

Sezon piąty w Street Fighterze V trwa w najlepsze. Po tym, jak w lutym zainaugurował go debiut Dana – postaci, która wbrew przewidywaniom nie okazała się ledwie żartem, a bardzo technicznym i interesującym wojownikiem – teraz dostaliśmy drugą wchodzącą w skład przepustki postać, ulubienicę fanów Street Fighter Alpha Rose. Przewidująca przyszłość mentorka Menat zadebiutowała 19 kwietnia. Po kilku pierwszych dniach zabawy nią (oraz z nią) profesjonaliści wstępnie oceniają Rose jako bardzo techniczną i ciekawą postać o umiarkowanie wysokich zdolnościach ofensywnych. Spore zamieszanie wywołał tryb fabularny wojowniczki, w którym fani doszukują się budowania fundamentów pod ewentualny reboot całej fabuły cyklu w kolejnej odsłonie.

Przy okazji Capcom pochwalił się również nową porcją informacji o kolejnych dwóch postaciach, jakie trafią do gry w najbliższych miesiącach. Stary pustelnik Oro dostanie nowy atak specjalny – kopnięcie zwane Tsuranekeashi. Jego pierwszym V-Skillem będzie niewielki pocisk, drugim zaś krótki skok, z którego będzie można bezpośrednio przejść do ofensywy. Krótki zwiastun pozwala nam też zobaczyć po raz pierwszy w akcji Akirę Kazama, która trafi do SFV po tym jak ostatni raz widzieliśmy ją w niemal zapomnianych dziś bijatykach z lat dziewięćdziesiątych z cyklu Rival Schools.

Kobiety podbijają The King of Fighters XV

Minirecenzja filmu Mortal Kombat i powrót Virtua Fightera - wilczy przegląd bijatyk - ilustracja #4

Wygląda na to, że do krótkiej listy rzeczy pewnych w życiu możemy dopisać comiesięczne ujawnienia kilku postaci, jakie trafią do obsady piętnastej numerowanej odsłony cyklu The King of Fighters XV. Żeby jednak nie było sztampowo, tym razem trafił nam się motyw przewodni – wszystkie trzy postacie to panie.

I tak, do gry trafi adeptka Muay Thai o dość konfundującym (zarówno w kontekście nazwy gry, jak i konkurencyjnego Tekkena) pseudonimie King. Oryginalnie debiutowała ona w serii Art of Fighting, ale od 94 roku pozostaje także stałą bywalczynią głównego bijatykowego cyklu firmy SNK. Do tradycyjnej formuły Muay Thai wojowniczka dodaje od siebie sporo akrobacji i imponująco wysokich kopnięć.

Twórcy gry postanowili pochwalić się również tym, jak w grze będzie prezentować się ikoniczna Mai Shiranui. W tym wypadku jej obecność nie jest żadną niespodzianką – Mai była jedną z postaci, które pojawiły się na pierwszym zwiastunie gry. Teraz jedynie możemy bliżej przyjrzeć się, jak wygląda w najnowszej odsłonie cyklu. I nie da się ukryć, że większych rewolucji w tej materii nie stwierdzono. Ostatnią zapowiedzianą w ciągu ostatniego miesiąca postacią jest zapaśniczka Shermie, która podobnie jak kilkoro innych wojowników powraca do serii po kilkunastoletniej nieobecności.

W sumie wiemy już o szesnastu postaciach, jakimi przyjdzie nam zagrać w The King of Fighters XV. Są to Shun’ei, Kyo Kusanagi, Benimaru Nikaido, Leon Heidern, K’, Meitenkun, Iori Yagami, Joe Higashi, Chizuru Kagura, Terry Bogard, Yuri Sakazaki, Yashiro Nanakase, Andy Bogard oraz wspomniane wyżej trzy panie. Data premiery oraz platformy, na które zmierza gra, wciąż pozostają nieznane.

Melty Blood: Type Lumina na pierwszym zwiastunie

Nie musieliśmy długo czekać na pierwszą okazję do zobaczenia najnowszej odsłony Melty Blood w akcji. Udostępniony przez French Bread zwiastun nie jest może szczególnie bogaty w treści, ale pozwala przekonać się, że nowa bijatyka nie ma się czego wstydzić pod kątem wizualnym (no chyba że macie alergię na Japońszczyznę) i najwidoczniej położy spory nacisk na warstwę fabularną. Melty Blood: Type Lumina zadebiutuje jeszcze w 2021 roku, więc w najbliższych miesiącach powinniśmy spodziewać się wysypu informacji o tym tytule. Gra zmierza na PlayStation 4, Xbosa One oraz Switcha.

Fighting EX Layer atakuje Switcha

Fighting EX Layer to wydana w 2018 roku na PS4 i PC bijatyka od studia Arika – twórców trylogii Street Fighter EX, będącej pierwszą (i bardzo udaną) próbą przeniesienia capcomowej bijatyki w trójwymiarowy świat. Gra mogła pochwalić się bardzo udanym systemem walki oraz unikatowym w skali gatunku (i polaryzującym odbiorców) systemem Gougi – predefiniowanymi taliami kart dającymi aktywowane w określonych sytuacjach wzmocnienia, które nadawały rozgrywce dodatkowej głębi taktycznej. Głównym problemem tytułu była natomiast szkieletowa zawartość w premierowej edycji. Arika stanęła na wysokości zadania i rozwiązała ten kłopot, z czasem uzupełniając grę m.in. o garść darmowych postaci.

27 maja Fighting EX Layer trafi również na Nintendo Switcha – i nie będzie to po prostu zwykły port. Posiadacze hybrydowej konsoli otrzymają specjalną wersję o podtytule Another Dash, która całkowicie pozbywa się wspomnianego wyżej systemu Gougi, w zamian oferując większą różnorodność ciosów. Niestety, transfer na słabszy sprzęt nie obył się bez kosztów – nie da się ukryć, że na zwiastunie wersja na „pstryczka” wygląda na tle poprzednich edycji bardzo, bardzo brzydko.

Na szczęście grę wypróbujemy za darmo – obok wycenionej na 25 dolarów pełnej wersji, w maju zadebiutuje również edycja darmowa, w której zagramy czterema postaciami w trybach Arcade i Versus. Nie wiadomo jeszcze, czy zmiany wprowadzane przez Fighting EX Layer: Another Dash zostaną udostępnione również w wersjach na PS4 i PC, czy pozostaną zawartością dostępną na wyłączność Nintendo.

Samurai Shodown wzbogaca się o kolejną crossoverową postać

Minirecenzja filmu Mortal Kombat i powrót Virtua Fightera - wilczy przegląd bijatyk - ilustracja #5

Ledwie miesiąc temu świętowaliśmy początek trzeciego sezonu Samurai Shodown i inaugurujący go debiut w grze Cham Cham, a na horyzoncie już majaczy kolejna wojowniczka mająca dołączyć do gry. Już 28 kwietnia obsada gry powiększy się o Hibiki Takane – posługującą się tyleż zabójczym, co eleganckim stylem walki Battojutsu ulubienicę fanów klasycznej bijatyki The Last Blade 2. Za przyjemność wcielenia się w Hibiki zapłacimy około 25 zł. Lub około 80 zł, jeśli zdecydujemy się na zakup trzeciej przepustki sezonowej, gwarantującej również dostęp do Cham Cham oraz dwóch nieznanych na ten moment postaci, spośród których jedna pochodzi z serii Guilty Gear (wciąż mam nadzieję, że będzie to Baiken).

Eustachy rozbija się po Granblue Versus. Chojraka dalej nie widać

Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, w drugiej połowie kwietnia obsada Granblue Fantasy Versus rozszerzyła się o kolejnego wojownika. Eustace jest oficjalnie dostępny w grze od 20 kwietnia, kosztuje ok. 30 zł (albo ok. 140 zł jeśli zdecydujemy się na zakup pełnej drugiej przepustki sezonowej) i trzeba przyznać, że prezentuje się całkiem kozacko. Samo to, że jego podstawowym orężem jest broń palna mocno wyróżnia go na tle posługującej się głównie mieczami obsady, a arsenał jego możliwości uzupełniają jeszcze ataki granatami i nożami.

Hellish Quart rozwija się powoli, ale stabilnie

W zeszłym miesiącu rozpisałem się nieco mocniej o wczesnej wersji Hellish Quart, podkreślając że polski tytuł ma potencjał i fundamenty, by stać się w przyszłości całkiem udaną grą. Na obecnym etapie gra oferuje jednak zwyczajnie zbyt mało treści i brakuje jej zbyt wielu podstawowych funkcji, by zaangażować na więcej niż kilka chwil czy wzbudzić jakiekolwiek zainteresowanie sceny esportowej.

Prace na szczęście posuwają się w odpowiednim kierunku. Oprócz wprowadzenia garści drobnych poprawek, studio Kubold pochwaliło się również większymi nowościami, jakie planuje dodać do gry w przyszłości – możliwością zmiany ubrań postaci oraz trybem fabularnym. Ten ostatni zapowiada się bardzo ciekawie i wzbudza we mnie skojarzenia z kultowym „Edge Master Mode” z Soulcaliburów, krzyżując ze sobą bijatykę z prostymi mechanikami z gier przygodowych oraz perspektywą rodem z izometrycznych RPG.

Zanim dostaniemy właściwą, główną kampanię fabularną, twórcy zamierzają udostępniać krótkie scenariusze skupiające się na poszczególnych postaciach. W ich trakcie nie tylko stoczymy pojedynki z kontrolowanymi przez SI przeciwnikami, ale podejmiemy także szereg decyzji, które doprowadzą do różnorodnych finałów opowieści. Brzmi to i wygląda na poniższym filmie naprawdę solidnie – mam nadzieję, że pierwsze scenariusze tego rodzaju dostaniemy już niebawem.

Film Mortal Kombat – minirecenzja

Minirecenzja filmu Mortal Kombat i powrót Virtua Fightera - wilczy przegląd bijatyk - ilustracja #6

Filmowe adaptacje Mortal Kombat bardzo skutecznie uprzyjemniały mi dzieciństwo – nie wiem, czy jakieś inne kasety VHS trafiały do domowego odtwarzacza częściej od nich. Produkcja z 1995 roku dzięki silnej samoświadomości własnego kiczu (Christopher Lambert jako Raiden to czysta poezja) broni się nawet dziś, natomiast jej kontynuacja stworzona dwa lata później… cóż, poprzestańmy na tym, że jako ośmiolatek miałem niskie wymagania i Anihilacja je wówczas spełniała. Zmierzam do tego, że sentyment do filmowych Mortali jest we mnie równie silny, co do gier. Na reboot cyklu czekałem z niecierpliwością, którą dodatkowo podsycały naprawdę dobrze prezentujące się materiały przedpremierowe.

I choć nie było wielkiego „WOW!”, to się nie zawiodłem. Debiutancką pełnometrażówkę Simona Mcquoida wypełniają efektowne walki charakterystycznych wojowników, krwiście soczyste i satysfakcjonująco brutalne Fatalities, tony bardziej i mniej oczywistych mrugnięć okiem do fanów serii oraz fabuła równie durna, co postawa Starszych Bogów w uniwersum serii. Czyli dokładnie to, czego można było się spodziewać i na co liczyć.

Minirecenzja filmu Mortal Kombat i powrót Virtua Fightera - wilczy przegląd bijatyk - ilustracja #7

Filmowcy oddali sprawiedliwość większości pojawiających się na ekranie postaci, ale Bi-Han to zupełnie inny poziom. Tak świetnego Sub-Zero jeszcze w filmach nie widzieliśmy!

Szukanie logiki w scenariuszu nie ma tu sensu – plan jednowymiarowych złoczyńców jest idiotyczny, reakcja na niego bohaterów pozytywnych (trochę bardziej rozbudowanych charakterologicznie, ale też nie jakoś dużo) niewiele ambitniejsza, a na kolejne przypadki i dyskusyjne genezy poszczególnych postaci trzeba po prostu przymykać oczy i akceptować je z całym dobrodziejstwem głupkowatego inwentarza, bo inaczej nie uda się cieszyć seansem.

Jak już pogodzimy się z brakami w ciągu przyczynowo-skutkowym oraz w inteligencji postaci, to zostaje nam festiwal ślicznych pojedynków między bardzo dobrze przeniesionymi z gier ulubieńcami. Mocno na plus wybija się tu Sub-Zero – Bi-Han to bestia, którą aż chce się oglądać na ekranie. Choreografowie odwalili tu kawał dobrej roboty i wykazali się sporą pomysłowością w kwestii tego, ile można wycisnąć z jego lodowych mocy.

Fajnie wypada też Kano jako charyzmatyczny prostaczek, którego lubisz nawet kiedy wychodzi z niego kawał gnoja, nowa, mniej zadufana w sobie niż w grach interpretacja Liu Kanga i walcząca z pozycji underdoga Sonya Blade. Ten wepchnięty tu niepotrzebnie Cole Young ostatecznie nie drażni i dobrze wpisuje się w całość. Reszta obsady to już głównie wydmuszki, które bardzo ładnie wyglądają i przenoszą do filmowej rzeczywistości ciosy znane z gier, ale charakterem nie grzeszą. Wielu z nich zresztą dość szybko i spektakularnie nas opuszcza – brutalne finishery zostały tutaj przeniesione w całej ich groteskowej glorii i chwale.

Minirecenzja filmu Mortal Kombat i powrót Virtua Fightera - wilczy przegląd bijatyk - ilustracja #8

Wepchnięcie zbędnej pierwszoplanowej postaci spoza gier wyszło tu o wiele lepiej niż analogiczna operacja przeprowadzona choćby w Tekken: Blood Vengeance.

Aktorsko nic tu nie zachwyca. Montaż momentami mógłby być mniej chaotyczny, choć na szczęście nie ma tu dramatu na miarę Resident Evil Final Chapter – bez problemu jesteśmy w stanie zorientować się kto, kogo, czym i jak ładnie bije. Muzyka jest w porządku, choć przede wszystkim zapamiętuje się to, że dobrze oddaje hołd tej z 1995 roku.

Mortal Kombat nie jest w żadnym razie filmem wybitnym, mam nawet wątpliwości czy w oderwaniu od gry obroniłby się jako obraz dobry. Jest to za to produkt dla fanów, który nie wstydzi się materiału źródłowego – i jako taki sprawdza się solidnie. Z odpowiednim nastawieniem spędza się przy nim bardzo udane dwie godziny.

To już wszystko, co dla Was przygotowałem w tym miesiącu. Zachęcam do kulturalnej dyskusji w sekcji komentarzy oraz śledzenia mojego konta w serwisie Twitter. I dziękuje wszystkim za dotychczasowe komentarze.

Michał „Czarny Wilk” Grygorcewicz

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułFoodtrucki ponownie opanują Łódź. Sprawdź, kiedy odbędzie się najbliższy zlot!
Następny artykułPożar altanki. Nie żyje 65-letni mężczyzna, który był jej właścicielem