Akcja “Ekologia za sadzonkę” stała się w Łomży już wiosennym zwyczajem. Każdy, kto dostarczy w wyznaczone miejsce (z reguły jest to parking przy basenie MOSiR-u) trochę tzw. surowców wtórnych, mógł odebrać w zamian roślinkę. Akcja najczęściej odbywała się w maju, ale w tym roku jej termin ustalono na Dzień Ziemi, czyli 22 kwietnia.
To pierwsza zmiana. Druga to nagroda za dostarczone odpady. W tym roku za makulaturę, plastikowe butelki, aluminiowe puszki czy baterie – tu cytat – w zamian otrzymasz sadzonkę sosny, kwiatów lub… “Łomżyniaczka”. Zapewne wszystkich, którzy to przeczytali – podobnie jak mnie – zainteresowała ta sadzonka “Łomżyniaczka”. Ale nic z tego – to nie nowa odmiana róży, ani nawet drobniejszego kwiatu – to nawet nie sadzonka. “Łomżyniaczek” – jak się okazuje to… organiczny środek poprawiający właściwości gleby. Tak go określa wytwórca, czyli Zakład Gospodarowania Odpadami. Ale nie oszukujmy się – tę ładną nazwę można określić krótko i bardziej zrozumiale – to nawóz. Naturalny. Bo wytwarzany – jak wyjaśniono – poprzez kompostowanie m.in. odpadów organicznych. Czyli – innymi słowy – możemy sobie teraz odkupić to, za co już raz zapłaciliśmy, żeby to od nas zabrali. Ale nie kosztuje dużo. Hurtem i w promocji -15 zł za tonę. Aha, bo chyba jeszcze nie miałem okazji wspomnieć, że “Łomżyniaczka” można nie tylko wymienić, ale także kupić za gotówkę. Na stronie ZGO jest oferta sprzedaży. A poza tym już kilka dni temu spółka zaoferowała, że jeśli komuś żal gotówki, to może się także wymieniać.
W zamian za 10 kg makulatury, albo za 5 kg szkła, albo za 3 kg baterii, albo za 20 dużych butelek plastikowych każdy może stać się właścicielem dziesięciokilogramowego “Łomżyniaczka”. Ciekawostką jest to, że to chyba ceny komercyjne, bo podczas akcji “Ekologia za sadzonkę” za taką samą ilość baterii można dostać półtora raza więcej nawozu, dwukrotnie więcej za plastik i aż ponad trzy razy więcej za papier. I nie trzeba jechać z tym aż na ul. Akademicką, więc naprawdę warto skorzystać z tej szansy. Tym bardziej że do wyboru są i sadzonki drzewek, i kwiatów i…
No właśnie, jedyne co w tegorocznej akcji wywołuje we mnie lekki absmak to pomysł na nazwę tego nawozu. Nie wiem, czy to była chwila, którą pomysłodawca uznał za przejaw własnego geniuszu, czy wręcz przeciwnie – złośliwy sabotaż, ale nazwanie – nawet organicznego, ekologicznego i w ogóle najlepszego – ale jednak NAWOZU “Łomżyniaczkiem” to pomysł… delikatnie mówiąc oryginalny.
Ja nie wiem, czy twórca tej nazwy wie, co ona znaczy, czy tylko uznał, że to świetny pomysł nawiązujący do nazwy miasta.
Piosenkę o krakowiaczu, który z siedmioma końmi pojechał na wojnę, znają chyba wszyscy, nietrudno więc skojarzyć, że analogicznie – łomżyniaczek to po prostu mały łomżyniak. A ponieważ żaden kompost, o ile się orientuję, kwiatami raczej nie pachnie, to nazwa jest … hmmm… taka sobie.
Jeden z moich znajomych dla części mieszkańców o specyficznej mentalności stworzył nazwę “łomżewo”. Więc może przynajmniej “łomżewianin” albo “łomżewianeczek”?
Ale nie “Łomżyniaczek”!
Proszę…
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS