A A+ A++

Jeszcze w połowie marca na potoku Młynny Kobierzyński, nieopodal Lasu Borkowskiego w Krakowie, istniały trzy tamy wykonane przez żyjące tam bobry. Ale już na przełomie marca i kwietnia jedna z mieszkanek Ruczaju w mediach społecznościowych dzieliła się kolejnymi obserwacjami: “30 marca – potok wartko płynący, tamy i rozlewisko zlikwidowane, koryto pogłębione koparką, kłody wyciągnięte na łąkę, ślady rozjechania i zgniecenia miejsca tuneli. Obszar objęty obecnie projektem sporządzanego MPZP Kobierzyńska. Przypuszczalnie w spektrum zainteresowania jakiegoś dewelopera…” – pisała mieszkanka. 

Tama bobrowa zlikwidowana

O tym, że potok został częściowo zasypany i rozjechany przez ciężki sprzęt, pisaliśmy w “Wyborczej” już w ubiegłym roku, gdy toczyła się dyskusja nad uchwaleniem miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego “Kobierzyńska”.  Mieszkańcy zwracali wtedy uwagę, że teren ten jest podmokły i przez to przeważają “niekorzystne warunki budowlane”. Jeśli jednak deweloperzy zaleją go betonem, może w przyszłości dochodzić do podtopień. 

Teraz oprócz mieszkańców sprawą zainteresowała się także posłanka Lewicy Razem Daria Gosek-Popiołek. Okazało się, że za prace wykonywane na potoku odpowiada miejska jednostka Klimat-Energia-Gospodarka Wodna. Potwierdza nam to rzeczniczka jednostki Magdalena Wasiak: – Wykonawca pod koniec marca zlikwidował tamy, a następnie udrożnił zamulony odcinek rowu w rejonie ul. Torfowej.

Czy nie można było udrożnić rowu bez likwidowania tam bobrowych? – Nie – ucina Wasiak i zasłania się pozwoleniem, jakie 11 lutego jednostce miejskiej wydała Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Krakowie. 

Swobodny przepływ wód

Jak czytamy w decyzji, “powodem złożenia wniosku jest potrzeba likwidacji zagrożenia powodziowego dla terenów przyległych do cieku w bezpośrednim sąsiedztwie stanowisk bobrów, zabezpieczenie tych terenów przed szkodami powstałymi w wyniku zmiany trasy przepływu wód, zapewnienie swobodnego przepływu wód oraz prawidłowego działania urządzeń melioracji”. 

RDOŚ uzasadnia przy tym, że “opisana przez wnioskodawcę sytuacja terenowa jest poważna, ponieważ woda spiętrzona przez tamy podtapia grunty przyległe do rowu melioracyjnego, szczególnie w okresach silnych lub długoterminowych opadów, oraz powoduje zakłócenia stosunków wodno-gruntowych”. Ale dodaje także: “Zgromadzone śmieci i odpadki utrudniają przepływ wody”. 

Zniszczona tama bobrowa na potoku w Krakowie Czytelniczka

Co z “dobrymi praktykami”?

Dalej RDOŚ utrzymuje, że to jednak bobry odpowiadają za powstające szkody i nie ma innego wyjścia jak przynajmniej częściowe rozebranie tam.  

– Jednostki odpowiedzialne za gospodarowanie wodami w mieście, takie jak KEGW, powinny działać tak, aby możliwie jak najlepiej wyważyć interesy społeczeństwa i środowiska – uważa Ewa Owerczuk, aktywistka i działaczka krakowskiego okręgu Partii Razem. I podkreśla, że po to stworzono instrukcje dotyczące prowadzenia działań renaturyzacyjnych, w tym te dotyczące modyfikacji tam bobrowych. 

Zgodnie z “Podręcznikiem dobrych praktyk renaturyzacji wód powierzchniowych”, opracowanym na zamówienie Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie, “rozlewiska bobrowe są znaczącym elementem naturalnej retencji, przyczyniając się w ten sposób do ograniczania ryzyka powodziowego i ryzyka skutków suszy”. Podręcznik ten zaleca zaniechanie usuwania tam bobrowych i tylko “w sytuacji ostrych konfliktów między interesami bobrów i ludzi” dopuszcza “modyfikowanie tam przez instalowanie w nich urządzeń przelewowych stabilizujących poziom wody i ograniczających podtopienia”.

– Zgodnie z podręcznikiem dobrych praktyk stworzonym przez Państwowe Gospodarstwo Wody Polskie modyfikacje tam bobrowych mogą być prowadzone, gdy konflikt między ludźmi i bobrami jest “ostry”, a ich interes nie do pogodzenia. Czy tak faktycznie w tej sytuacji było? Czy to, co stało się na potoku, to tylko modyfikacja? Obraz przedstawiony przez mieszkańców i mieszkanki, również na zdjęciach, wygląda jak całkowita dewastacja. Im dłużej będziemy traktować każdy teren zielony czy podmokły jako potencjalne miejsce na kolejny apartamentowiec dewelopera, tym mniej takich naturalnych siedlisk przyrodniczych w naszym mieście pozostanie – zaznacza Owerczuk. 

Podobnego zdania jest posłanka Daria Gosek-Popiołek, która w tej sprawie interweniowała w RDOŚ. – Codziennie dowiaduję się o sytuacjach, w których instytucje powołane do dbania o środowisko i zobligowane do postępowania według konkretnych procedur tego nie robią. To niestety kolejny taki przypadek, w którym krótkowzroczne interesy zostały postawione wyżej niż dbałość o przyrodę – mówi posłanka Lewicy Razem. I dodaje: – Rozlewiska bobrowe są bardzo ważne w ograniczaniu ryzyka powodziowego i zapobieganiu skutkom suszy, co w dobie kryzysu klimatycznego jest nie do przecenienia. Ochrona takich miejsc powinna być priorytetem dla działań jednostek miejskich zajmujących się środowiskiem. 

3 tys. bobrów do odstrzału

Szef RDOŚ w odpowiedzi na pismo posłanki utrzymuje, że rozbiórka tam bobrowych na potoku w Krakowie nie wpłynie negatywnie na populację bobrów. “Wnioskowane działania nie dążą do wyeliminowania osobników, tylko ingerencję w jedną z form oddziaływania na środowisko przez bobry, czyli blokowanie spływu wody w cieku przez budowę tam i przetamowań” – pisze Rafał Rostecki. 

Dalej podkreśla jednak, jak duże szkody wyrządzają objęte ochroną bobry i jak duże koszty pociąga to dla skarbu państwa. I tak: w ubiegłym roku na wypłatę odszkodowań za szkody wyrządzone przez bobry krakowski RDOŚ miał wydać 278 546,58 zł (w 2019 r. – 716 546,13 zł). Zdaniem RDOŚ populacja bobra europejskiego, także w Małopolsce, jest na tyle liczna, że w 2016 roku wydano zgodę (obowiązywała do 29 lutego 2020) na jej redukcję. 

“Wykonane na podstawie zarządzenia odstrzały bobra europejskiego nie wpłynęły jednak znacząco na ograniczenie populacji tego gatunku w województwie. Myśliwi dokonali odstrzału tylko 202 osobników z prawie 3000 osobników dozwolonych do redukcji. Bóbr europejski jest bowiem zwierzęciem trudnym do schwytania czy odstrzelenia” – podkreśla szef RDOŚ. “Dlatego też Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska w Krakowie dodatkowo wydaje zezwolenia na rozbiórkę tam, płoszenie, niepokojenie bobrów oraz prowadzi działania zapobiegawcze” – dodaje. 

Likwidując bobry, niszczymy bioróżnorodność

Andrzej Czech, doktor nauk biologicznych, który od lat dokumentuje życie bobrów, nazywa takie podejście szkodliwym. Jak mówi, trudno dziś oszacować, ile dokładnie bobrów żyje w Polsce. – Trudno opierać się na danych GUS, bo nie są miarodajne. Możemy mówić o kilkudziesięciu tysiącach osobników w Polsce, ale dokładnie nie zostało to policzone – zauważa Czech. I dodaje, że chociażby z tego powodu zezwolenie na odstrzał 3 tys. bobrów w samej Małopolsce mogłoby w dłuższej perspektywie zaszkodzić całej populacji.

To nie wszystko. – Nawet gdyby ten plan się powiódł, to odstrzał bobrów nie zniweluje szkód, jakie te zwierzęta wyrządzają, bo te osobniki w rodzinach, które przetrwają, muszą szukać sobie nowego miejsca, migrują i zaczynają robić jeszcze większe szkody – zaznacza ekspert. 

Andrzej Czech zwraca uwagę, że RDOŚ wydaje niemal od ręki zezwolenia na niszczenie tam czy odstrzały. – Coraz częściej, zamiast chronić środowisko, instytucja ta chroni interesy infrastruktury i inwestorów. Bobry nie są świętymi krowami i tam, gdzie tamy stwarzają zagrożenie powodziowe, konieczne są odłowienia czy nawet odstrzały. Jednakże pozwalając na to, RDOŚ może przegiąć w drugą stronę, bo nie zwraca uwagi, że zlikwidowanie bobrów wiąże się z utratą bioróżnorodności i małą retencją wód – podkreśla Czech. 

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł„Tu rodziła się Solidarność” – wystawa IPN do obejrzenia w centrum Zambrowa
Następny artykułW teatrze “Golec” dla dzieci i Zawada dla dorosłych