A A+ A++

Dwieście pięćdziesiąt lat temu Lange Gasse – popularnym traktem ciągnącym brzegami Skory od wsi Modlikowice po Pielgrzymkę – jechał wóz folusznika z Chojnowa. Drogę do kopalni witriolu w Uniejowicach konie znały na pamięć, więc woźnica to przysypiał, to wodził roztargnionym wzrokiem po domach i plamach słońca kładących się na rzece. Dziś jednak trudno tam trafić.

Początki Lange Gasse (Długa Droga) historycy wiążą z frankońskimi osadnikami, którzy przybyli nad Skorę we wczesnym średniowieczu. Z czasem zaczęto tak mówić na szczepione ze sobą łańcuchowe wsie zakładane na feudalnym prawie niemieckim wzdłuż brzegów rzeki, czyli przechodzące płynnie jedna w drugą Modelsdorf (Modlikowice), dolny i górny Adelsdorf (Zagrodno), Leisersdorf (Uniejowice), Ulbersdorf (Wojcieszyn) i Pilgramsdorf (Pielgrzymka).

Kamień filozoficzny

Położona w połowie Lange Gasse kopalnia w Leiserddorf, do której zmierzał wóz folusznika, nazywała się Dorothea. Produkowała najwyższej próby witriol, o czym na podstawie specjalistycznych badań zapewniał klientów dr Samuel Giering z Głogowa. Zaopatrywały się tu garbarnie i farbiarnie ze Śląska, Saksonii, Polski i Czech. Używano go do garbowania skór i barwienia tkanin. Witriol – stężony kwas siarkowy, który jako ciecz przypomina tłuste płynne szkło, a w połączeniu z żelazem lub miedzią wytrąca się w kolorowe kryształy – budził także zainteresowanie alchemików poszukujących kamienia filozoficznego, czyli legendarnej substancji do zamiany metali nieszlachetnych w szlachetne. Ponieważ potrafi rozpuścić ludzką tkanką i koroduje wszystkie metale prócz złota, widzieli w nim ślad sekretnego duchowego ognia potrzebnego do transmutacji i często stosowali w swych eksperymentach.

Rąbał las dla witriolu

Według Georgiusa Agricoli, autora szesnastowiecznego dzieła „De Re Metallica”, niebieski witriol wytwarzał się po podgrzaniu wody z siarczanem miedzi, wypłukanym z prażonych rud lub żużli pohutniczych. Zielony uzyskiwano w podobny sposób, ale z siarczanu żelaza. W Uniejowicach produkowano oba rodzaje. Nie dla alchemicznych mrzonek, choć graf Otto Ferdynand von Frankenberg – założyciel kopalni – długo wierzył, że może być z tego złoto, które wypełni mu skarbiec.

Jego ojciec, Jan Wolfgang von Frankenberg – wicekanclerz Śląska, starosta głogowski, dziedzic z Warty Bolesławieckiej, pan na Kliczkowie, Buchałowie, Raciborowicach i Ratajnie – w roku 1700 nabył od cesarza posiadłość w Grodźcu za sto tysięcy talarów. Gdy zmarł 19 lat później majątek dostał się synowi.

Otto Ferdynand von Frankenberg przetrwał w historii Grodźca jako budowniczy pałacu i założyciel tamtejszej Alei Lipowej. Ale jako przedsiębiorca górniczy sprawdził się słabiej. Zakład w Uniejowicach założył w 1735 roku. Zbudował szyb, w którym przy wydobywaniu rudy pracowało 6 górników nadzorowanych przez sztygara, i hutę, gdzie pod gołym niebem wytapiano metal ze skał. Produkcja w Uniejowicach ruszyła w listopadzie 1742 roku. Utrzymała się zaledwie 26 lat. Kopalnia potrzebowała dużych ilości drewna, więc graf bez umiaru ciął swoje lasy, aby Dorothea mogła funkcjonować. W końcu zaczęło brakować mu drzew. Z roku na rok rosły koszty transportu drewna do palenia w kotłach i stemplowania chodników. Witriol od von Frankenberga, choć wysokiej jakości, okazał się z tego powodu za drogi dla liczących się z groszem garbarzy i foluszników.

Zakopany skarb

Hermann Adolph Fechner poświęca zapomnianej kopalni w Uniejowicach półtorej strony w wydanym na początku XX wieku dziele „Geschichte des Schlesischen Berg- und Hüttenwesens in der Zeit Friedrich des Grossen, Friedrich Wilhelm II. und Friedrich Wilhelm III. 1741-1806”. Pisze m.in. o dramatycznych próbach ratowania zakładu. Gdy nietrafione inwestycje, konflikt z okolicznymi mieszkańcami i przegrany proces sądowy wpędził Otto Ferdinanda von Frankenberga w finansowe tarapaty, graf przystąpił do desperackiego poszukiwania skarbu zakopanego rzekomo na górze Ślęza. Bogactwa, które pozwoliłoby podźwignąć upadający majątek, nie znalazł. W1749 roku jego włości oraz interesy przejął za 97 tysięcy talarów pruski feldmarszałek i generał kawalerii Friedrich Leopold von Gessler. Wypróbowany w licznych bitwach talent taktyczny na niewiele przydał mu się w prowadzeniu biznesu. Jak pisze Fechner, także on musiał kupić drewno i zapłacić za transport, przez co koszt produkcji witriolu w Uniejowicach wciąż był wyższy niż u konkurencji.

Piekło na Ziemi

W Leisersdorf wóz chojnowskiego folusznika zjechał z traktu w błotnistą koleinę. Konie skręciły same, prowadzone pewną ręką siły nawyku. Zatrzęsło. Woźnica poderwał się, jakby szarpnięcie obudziło go ze snu. I od razu w nozdrza wpadł mu smrodliwy dym, rozwieszony burymi płachtami po ostach i krzakach jeżyn, zawilgły, podobny do stęchłego prania wystawionego przez baby na słońce. Dym buchał z rozstawionych po placu kotłów, przy których kręcili się czarni jak smoła ludzie w obdartych kapotach, zupełnie jak na obrazkach z biblii. Woźnica splunął i przeżegnał się, bo zdawało mu się, że konie same ciągną go do piekła.

Upadek Dorothei

Generał Friedrich Leopold von Gessler próbował marketingowych sztuczek. Od niektórych kupców i farbiarzy uzyskał zaświadczenie, że witriol z jego kopalni jest drugi po salzburskim, uchodzącym za najlepszy na świecie. Opublikował to drukiem i dla zachęty oferował witriol na kredyt. Mimo wszystko wciąż trudno mu było znaleźć klientów. W 1761 roku nierentowną kopalnię wydzierżawił na 6 lat wrocławskiemu kupcowi Schindlerowi. Fechner wspomina, że także Schindlerowi interes nie szedł. Popadł w kłopoty, bo nie było go stać na opłacenie czynszu. W kolejnych latach pechowa Dorothea popadła w coraz większą ruinę a w 1768 roku ostatecznie zaprzestała produkcji. Minęło dwa i pół wieku. Po szybie, którym wyciągano rudę na powierzchnię, nie ma dziś w Uniejowicach śladu.

Gdzie ta kopalnia?

Tomasz Stolarczyk i Mariusz Łesiuk, archeolodzy z Fundacji Archeo z Radziechowa, podjęli kilka lat temu próbę zlokalizowania kopalni w Uniejowicach. Analizowali archiwalne mapy ze zbiorów Staatsbibliothek w Berlinie i znaleźli naniesiony na jedną z nich symbol kopalni miedzi wraz z opisem „Vitriol Bergwerk”. Wynika z tej adnotacji, że Dorothea znajdowała się na prawym brzegu Skory przy drodze z Uniejowic do Złotoryi. Żadna inna mapa nawet o niej nie wspomina.

Tomasz Stolarczyk i Mariusz Łesiuk przyjrzeli się bliżej temu terenowi, korzystając z powszechnie dostępnych zapisów z lotniczego laserowego skaningu LIDAR. Od zwykłych zdjęć satelitarnych LIDAR-owe różnią się tym, że pokazują Ziemię tak, jakby usunąć z niej wszelkie „przeszkody” w postaci drzew czy budynków. Ludzkie oko może w końcu zobaczyć „goły” grunt w trójwymiarowej iluzji. W nienaturalnych wypiętrzeniach lub zagłębieniach terenu fachowcy potrafią dostrzec ślad dawnej infrastruktury. To narzędzie chętnie wykorzystywane przez archeologów

Trzeba kopać

Według Tomasza Stolarczyka i Mariusza Łesiuka, w miejscu ze starej mapy teren wygląda tak, jakby kiedyś rzeczywiście znajdowały się tu stawy, groble i stały jakieś zabudowania. Tak mogłyby wyglądać pozostałości po osiemnastowiecznej kopalni witriolu. „W odkrytym miejscu wskazane są dalsze prace terenowe, jak również wykopaliskowe. Pozwolą one dokładniej rozpoznać ten specyficzny przykład nowożytnego górnictwa i produkcji.” – sugerują archeolodzy w referacie przygotowanym na konferencję naukową zorganizowaną w 2017 roku w Zabrzu przez Wydział Geoinżynierii, Górnictwa i Geologii Politechniki Wrocławskiej.

Badania archeologiczne w Uniejowicach – jeśli znajdą się na nie pieniądze – pozwoliłyby nie tylko odszukać tajemniczą Dorotheę, ale też wypromować wśród turystów wieś z niebanalną przeszłością – kolejną w gminie Zagrodno.

Piotr Kanikowski

RYC. GEORGIUS AGRICOLA

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSzczepcie się! – apeluje członek Zespołu Ekspertów Konferencji Episkopatu Polski ds. Bioetycznych
Następny artykułPlany wyjazdowe a wiek turysty. Jakie urlopy planują Polacy?