A A+ A++

Krzysztof Krawczyk był jednym z tych artystów, którzy szczerze opowiadali o swojej przeszłości, nie wypierał się błędów i porażek. Z drugiej strony piosenkarz zawsze ciepło wypowiadał się o swoich rodzicach. Nie każdy wie, że oboje występowali na scenie na długo, zanim Polska usłyszała o Krzysztofie Krawczyku.

January Krawczyk, rocznik 1906, był śpiewakiem (baryton), aktorem, dyrygentem orkiestr rozrywkowych. Występował w teatrach, ale też na pokładzie polskich statków pasażerskich, pływających po Atlantyku. Lucynę Drapałę poznał w czasie wojny, gdy musiał pracować w fabryce amunicji. Choć dzieliła ich spora różnica wieku (Lucyna było o 16 lat młodsza), Krzysztof opowiadał, że rodzice “od razu poczuli do siebie słabość”.

Wkrótce stanęli na ślubnym kobiercu i doczekali się pierwszego syna, Krzysztofa (ur. 1946). Najpierw cała rodzina mieszkała w Katowicach, ale ze względu na kolejne angaże Januarego, Krawczykowie przeprowadzali się do Białegostoku, a później Poznania. To tam mały Krzyś zaczął się uczyć w szkole muzycznej.

W latach 50. osiedli w Łodzi, gdzie małżeństwo Krawczyków występowało razem na scenie Teatru Muzycznego. A nastoletni Krzysztof założył zespół Trubadurzy. Ojciec był zachwycony talentem syna i wierzył w jego przyszły sukces. Niestety nie dożył tej chwili. January Krawczyk zmarł w 1965 r., pozostawiając całą rodzinę w bardzo trudnej sytuacji.

“Pamiętam siebie, 18-latka, jak po śmierci ojca, kiedy żyliśmy w biedzie, stałem pod kuchnią łódzkiej restauracji i chłonąłem nozdrzami zapach schaboszczaka” – wspominał piosenkarz w autobiografii.

Po śmierci ojca musiał szybko dorosnąć i zająć się mamą i młodszym bratem.

– Ojciec był cudownym człowiekiem, gdy zmarł, mama była bezradna. Jako 16-latek nie mogłem dostać pracy, robiłem więc herbatę i roznosiłem jakieś pisma – byłem zwykłym gońcem, popychadłem. Ale zawsze miałem uśmiech dla drugiego człowieka – wspominał po latach w “Gali”.

Na szczęście los się do niego uśmiechnął i już w latach 60. odniósł wielki sukces z Trubadurami. Później jako artysta solowy miewał wzloty i upadki, ale zyskał status jednej z największych gwiazd polskiej estrady. Mama Lucyna była tego świadkiem, ale nie tylko. To ona pilnowała, by Krzysztof płacił regularne składki do ZUS-u, gdy on nie myślał o przyszłości. Dzięki temu, jak sam mówił, miał “bardzo dobrą emeryturę” (przed śmiercią ok. 2 tys. zł na rękę).

Lucyna Krawczyk zmarła w 2006 r. w wieku 84 lat. O śmierci mamy dowiedział się po koncercie od żony Ewy. Krzysztof bardzo to przeżył i nie był w stanie świętować swoich 60. urodzin, które planował od dawna.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDuże firmy z województwa łódzkiego przygotowują się do zakładowych szczepień
Następny artykułPłacenie …. dłonią ? Polski chip już działa