Triduum Paschalne. Od wieczora Wielkiego Czwartku do wieczora Niedzieli Zmartwychwstania. Trzy dni, kiedy wspominamy tajemnicę naszego odkupienia. Trzy. Bo zgodnie z tradycją judaizmu liczymy je od wieczorów. Chrystus Umęczony, Chrystus Pogrzebany, Chrystus Zmartwychwstały.
To dzień męki i śmierci naszego Zbawiciela. Od poprzedniego wieczoru wiele się zmieniło. Jezus został zdradzony i pojmany. Były przesłuchania, bicie, proces – farsa przez Wysoką Radą, było Jego wyznanie, że tak, jest Bogiem; były krzyki grozy, że to bluźnierstwo i za to bluźnierstwo skazanie na śmierć. Trzeba było jeszcze ten wyrok zatwierdzić u rzymskiego namiestnika Piłata, więc kolejny proces, kolejne szyderstwa, znów bicie i bicie, w końcu niesienie krzyża i bolesna na nim śmierć. Dla naszego zbawienia. Jak zapowiedział Jan Chrzciciel, a uprzytomnił sobie Jan Apostoł, Jezus stał się Barankiem Bożym: tak jak śmierć paschalnego baranka uratowała od śmierci pierworodnych w Egipcie – o tym przypomniała liturgia słowa Wielkiego Czwartku – tak teraz śmierć Jezusa ratuje wszystkich wierzących w Niego od śmierci wiecznej. Wszystkich, którzy zanurzą się w Jego śmierci przez chrzest oraz karmić się będą Jego Ciałem i Krwią podczas Eucharystii, którą nakazał swoim uczniom sprawować.
W Wielki Piątek nie ma jednak Eucharystii. Ołtarz od poprzedniego dnia jest bez obrusu, nie ma palących się przy nim świec, nie ma krzyży i nawet tabernakulum jest puste. Liturgia tego dnia nie rozpoczyna znak krzyża, bo przecież to kontynuacja tego, co rozegrało się dzień wcześniej. Wszystko zaczyna się z zupełnej ciszy, którą z początku mąci jedynie odgłos kroków celebransa i służby liturgicznej. A potem zapada zupełna cisza, gdy celebrans padając na twarz, a wszyscy inni klęcząc, w ciszy adorują Chrystusa, który „istniejąc w postaci Bożej (…) uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci i to śmierci krzyżowej”. Tak, zbawiła nas nie tyle męka Chrystusa, ale Jego wiele kosztująca wierność Ojcu, wierność powierzonej misji aż po bolesną śmierć. I tak, jak przez nieposłuszeństwo Adam grzech wszedł na świat, tak przez Chrystusowe posłuszeństwo zostaliśmy zbawieni.
Na Wielkopiątkową liturgię składają się cztery części. Pierwsza, po owym przejmującym milczeniu, jest liturgia słowa. Słyszmy w niej najpierw zadziwiający opis męki Jezusa napisany parę wieków wcześniej przez proroka Izajasza, słyszymy wyjaśnienia autora Listu do Hebrajczyków o dokonanym dzięki wierności Bogu zbawieniu przez Jezusa tych, którzy Go słuchają. A potem czytana jest opowieść o męce Jezusa z Ewangelii św. Jana; mocna, przejmująca. Po homilii zaś następuje wyjątkowo uroczysta, składająca się aż z 10 wezwań modlitwa wiernych, w której zgromadzeni polecają Bogu cały świat.
Druga część liturgii Wielkiego Piątku to adoracja krzyża. „Oto drzewo krzyża, na którym zawisło zbawienia świata” – woła trzykrotnie kapłan odsłaniając coraz bardziej krzyż – a zgromadzeni odpowiadając „pójdźmy z pokłonem” padają na kolana i w przejmującej ciszy adorują tego, „w którego ranach jest nasze zdrowie”. A potem, przy śpiewie pieśni wielbiących Zabitego na krzyżu zgromadzeni (niekoniecznie wszyscy) podchodziliby, by ucałować krzyż. Podchodziliby, bo w tym roku z powodu epidemii swoją miłość do Zbawiciela wyrazić będą musieli w inny sposób.
Dalej Liturgia Wielkiego Piątku przewiduje jeszcze dwie części: komunię udzielaną z hostii konsekrowanych w poprzednich dniach, a na koniec procesję do tzw. Bożego Grobu. Znów nie ma błogosławieństwa, nie ma kończącego obrzędy znaku krzyża. Oczywiście. Przecież nic się jeszcze nie skończyło; Chrystus złożony w grobie nie wypowiedział jeszcze ostatniego słowa.
więcej »
więcej »
więcej »
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS