Będzinianka poznała swojego narzeczonego dwa lata temu podczas wymiany studenckiej w Hiszpanii. Po zakończeniu programu oboje wrócili do swoich domów już jako para. Widywali się co kilka miesięcy. W marcu zeszłego roku Sam odwiedził Zosię w Polsce, ale wizyta skończyła się szybciej, niż planowali. Donald Trump, ówczesny prezydent USA, niespodziewanie ogłosił, że z powodu koronawirusa zamyka granice Stanów Zjednoczonych. Rodzicom Sama udało się jeszcze kupić mu bilet na jeden z ostatnich lotów do domu. Zosia z kolei wróciła do Holandii, gdzie studiuje zarządzanie projektami. – To studia magisterskie na brytyjskiej uczelni, w Holandii mój uniwersytet ma po prostu kampus – tłumaczy będzinianka.
W miłości nie chodzi o wspólne wakacje, ale bycie ze sobą
Z czasem jednak okazało się, że restrykcje związane z COVID-19 są tam o wiele ostrzejsze niż w Polsce. – Wprowadzono nawet godzinę policyjną, więc skoro zajęcia miałam i tak zdalne, a czas spędzałam, siedząc samotnie w czterech ścianach, podjęłam decyzję, że wracam do rodzinnego domu w Będzinie – opowiada Zosia. – Tu przynajmniej jestem z bliskimi – dodaje.
Jednocześnie coraz bardziej tęskniła za swoim narzeczonym. Granice USA dla osób, które przez ostatnie 14 dni przebywały w strefie Schengen, są zamknięte. Amerykanie też nie mogą wjechać do krajów Unii Europejskiej. Szybko okazało się, że koronawirus pokrzyżował plany wielu związkom na odległość. O swoich problemach pary opowiadały w internecie, a na Facebooku powstały grupy, gdzie wszyscy dzielili się doświadczeniami i wymieniali sposobami na restrykcje w różnych krajach.
– Nawet nie przypuszczałam, że w Polsce jest tak wiele kobiet, które mają swoją „drugą połówkę” na drugim końcu świata: w Chile, Meksyku, Rosji czy Indiach. Każda z nas stanęła teraz przed podobnym problemem: co zrobić, aby móc spotkać się z chłopakiem czy narzeczonym – opowiada będzinianka. – Wiele par nie widziało się już ponad rok – mówi.
Ostatecznie Polki utworzyły grupę Love is not Tourism Poland i chcą zwrócić uwagę na problem rozdzielenia par przez pandemię. Głównym postulatem działaczek jest zwrócenie uwagi, że ci, którzy mają najbliższą, najukochańszą osobę na drugim kontynencie, powinny mieć takie samo prawo spotykać się z nią w okresie pandemii jak małżonkowie. – Tu nie chodzi o wspólne wakacje, ale o prawo do miłości, bycia razem i budowania związku. Oczywiście z zachowaniem wszelkich wymogów sanitarnych, restrykcji czy testów – zaznaczają inicjatorki.
Związki na odległość potrzebują wsparcia polityków, a tylko Robert Biedroń dał lajka
Wspólnie z Zosią działa jej koleżanka Kasia, która postanowiła uświadomić politykom, że aby związki na odległość mogły funkcjonować w pandemicznej rzeczywistości, potrzebne są zmiany w przepisach. Jak się okazuje, są kraje, które dostrzegły ten problem i osoby pozostające w nieformalnych związkach na odległość mogą się tam spotykać i się odwiedzać. – Takich przykładów jest całkiem sporo. Najbliżej mamy Czechy, Belgię, Danię, Szwecję, Francję czy Włochy – wylicza Zosia.
Zosia Broen i Sam arch. Zosi Broen
Co ciekawe, część z tych krajów, zanim otworzy granice przed narzeczoną czy narzeczonym swojego mieszkańca, wymaga, aby istnienie związku udowodnić. Dla jednych potrzebne jest oficjalne zaproszenie, inne chcą zobaczyć np. wspólne rezerwacje hoteli czy wakacji z okresu sprzed pandemii, inne proszą o podpisanie oficjalnego oświadczenia.
– Kasia niestrudzenie wysyła do polityków informacje o problemie, który dotyka tak wiele osób. Prosi też o odpowiednie decyzje i zmiany w prawie. Otrzymujemy oficjalne informacje, że nasi politycy dziękują za zwrócenie uwagi, przyjrzą się tematowi albo że po prostu nic nie mogą zrobić – opowiada założycielka polskiej grupy Love is not Toursim. Dziewczyny mówią z przekąsem, że ich największym sukcesem było to, że Robert Biedroń polubił ich wpis na Facebooku.
Zostają seriale i wielogodzinne pogawędki na Zoomie
Będzinianka jeszcze rok temu nie przypuszczała, że będzie doskonale się orientować w szybko zmieniających się przepisach związanych z COVID-19 niemal na całym świecie. Dzięki temu wiedziała, że aby wjechać do Dubaju, wystarczy test na koronawirusa wykonany maksymalnie 96 godzin przed podróżą. Zosia i Sam skorzystali z tej możliwości i w sierpniu spotkali się w Dubaju. Zresztą Sam tam właśnie oświadczył się swojej polskiej dziewczynie.
Teraz polsko-amerykańska para odlicza dni do swojego kolejnego spotkania. Tym razem w Meksyku, bo tu też właściwie wystarczą testy. – Dubaj i Meksyk to dziś jeden z najpopularniejszych kierunków dla osób takich jak my. Nie każdy jednak ma pieniądze i możliwości organizacyjne, aby taką podróż odbyć. To nie jest wyjazd na dwa, trzy dni, tylko w związku z restrykcjami prawdziwa eskapada. Ja sama usłyszałam w pracy, że środek pandemii to nie czas na urlop z chłopakiem – przyznaje Zosia.
Narzeczeni pocieszają się, że pandemia wybuchła w czasie, gdy mamy dostęp do internetu i nowoczesnych technologii. Sam i jego narzeczona potrafią przegadać na Zoomie wiele godzin, wspólnie oglądają te same seriale, a w rocznicę spotkali się na uroczystym posiłku. Ona jadła obiad, a on w tym samym czasie śniadanie. – Zdarza się, że zasypiamy podczas tych naszych spotkań, więc kiedy się budzę, wciąż widzę Sama w kamerce. Brakuje tylko prawdziwej bliskości i dotyku – przyznaje Zosia.
Wszystko wskazuje na to, że historia Zosi i Sama będzie miała szczęśliwe zakończenie. Amerykanin dostał się właśnie na studia do Dublina. – Niezależnie od wszystkiego planujemy tam wspólnie zamieszkać, ale jeśli wciąż trzeba będzie działać na rzecz związków na odległość, to nie zamierzam przestać. Wiem, jakie to trudne – opowiada założycielka Love is not Tourism w Polsce.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS