I co tu pisać, skoro wszystko jasne. Z martwych wstał. Dopiero potem nazwano to tak czy inaczej, np. Wielkanocą czy niedzielą. Ale wewnątrz, w środku, jest jedno najważniejsze: że na sto procent nie żył, a potem znowu żył. Sam z siebie. Nikt tego ani przed Nim, ani po Nim nie uskutecznił. Tylko On. Jezus.
Niby byli jacyś tacy, jak Łazarz, który tak bardzo zmarł, że już śmierdział, a potem sobie w biały dzień wyszedł z grobu czyściutki i pachnący. Ale nie sam z siebie. Był młodzieniec z Nain, który usłyszał: „młodzieńcze, mówię ci, wstań!”. I wstał, cały i zdrowy. I jeszcze ta dwunastolatka, córka Jaira, potocznie zapamiętana jako „Talitha kum”. Ale ona też nie ożyła sama z siebie. I pewnie było jeszcze kilkoro „umarlaków przez chwilę”, o których zapomniały nawet apokryfy. Ale to wszystko były „tylko” wskrzeszenia. Czyli był potrzebny impuls z zewnątrz, żeby to się stało. Był potrzebny Jezus. A tymczasem On „tak sobie” po prostu trzy dni po śmierci znowu żył. W głowie się nie mieści! I to od dwóch tysięcy lat!!!
Zadziwiające jest to, że Bogu nie potrzeba żadnych podpórek. Rodziny, pośredników, agentów ubezpieczeniowych czy innej maści znajomych, którzy „dużo mogą”. Nie potrzeba leków, żeby dłużej żyć, kroplówek, niczego. Nie było potrzeba wskrzeszenia. Bo Bóg wszystko robi sam. Ot tak. Pomyśli sobie i jest. Na przykład taki… Wszechświat.
Ale najbardziej zadziwiająca jest jedna sprawa ściśle związana z Wielkanocą. A to taka, że wszyscy, całe najbliższe otoczenie Jezusa było szczerze zdziwione zmartwychwstaniem. W zachowaniach apostołów, np. Piotra czy Jana nie ma nic z reakcji: a nie mówiłem? Zero triumfalizmu, ani krzty. Oni po prostu nie bardzo wiedzą, jak się zachować. Tomasz wsadza Jezusowi palce w ranę w boku, żeby się przekonać, że faktycznie – naprawdę żyje. Jednym słowem, zmartwychwstanie to totalne zaskoczenie. I pewnie dlatego relacje pierwszych świadków są wiarygodne. Bo najwyraźniej nic nie było wcześniej zaplanowane, ukartowane.
Z martwych wstał. Wielkanoc. Wiosna. Fajnie się to wszystko zgrywa. Coraz dłuższe dni, cieplej się robi, bociany przylatują, a do tego jeszcze ta potężna, wielkanocna szczepionka nadziei. Że „po nocy przychodzi dzień” (Budka Suflera). I że da się radę, pomimo że wszystko temu przeczy. Na tym polega cała Wielkanoc.
Krzysztof Martwicki
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS