Od poniedziałku mamy zamknięte nie tylko szkoły, ale również żłobki i przedszkola, które wcześniej, pomimo trwającej pandemii, pracowały normalnie. Teraz, zgodnie z obowiązującym prawem, mogą do nich przyjść jedynie dzieci osób, które „wykonują działalność leczniczą” albo realizują zadania publiczne w związku z zapobieganiem i zwalczaniem COVID-19. Podobnie jest w przypadku szkół i uczniów klas I-III.
Jeden uczeń, jeden nauczyciel
W Krakowie takich dzieci jest 620 w 99 samorządowych przedszkolach (na 133). Miasto nie ma danych dotyczących szkół, ale z naszych informacji wynika, że takie przypadki są też w wielu podstawówkach. W SP nr 2 chęć posłania dziecka do świetlicy zgodnie z nowym przepisem zgłosiło troje rodziców. Ale we wtorek pojawił się tylko jeden uczeń, którym opiekował się jeden nauczyciel.
Bywa więc, że przedszkola i szkoły bronią się przed takimi sytuacjami. Rodzice skarżą się, że słyszą odmowy przyjęcia dziecka do świetlicy, bo w służbie zdrowia lub służbach zaangażowanych w walkę z COVID-19 pracuje tylko jeden z nich, a skoro drugi jest np. informatykiem i pracuje zdalnie, nic nie stoi na przeszkodzie, by opiekował się w domu dzieckiem.
Prawo nie powinno zostawiać furtki kombinatorom
Z drugiej strony także dyrektorzy placówek oświatowych skarżą się, że przepisy są bardzo nieprecyzyjne i nie regulują jasno sytuacji. Jolanta Gajęcka, dyrektor SP nr 2: – Jeden z uczniów, który został zapisany teraz do świetlicy, ma mamę pracującą w szpitalu na oddziale covidowym, a ojciec jest kierowcą. Zawodu kierowcy raczej nie można wykonywać zdalnie. Trzeba być człowiekiem i rozumieć takie sytuacje, więc chłopca przyjęłam. Wolałabym jednak, żeby takie decyzje były jasno uregulowane prawem. Inaczej zawsze będą budzić konflikty. Nie ma co kryć, że część rodziców będzie chciała interpretować nieprecyzyjny przepis na własną korzyść i posłać do szkoły dziecko, którym spokojnie ma się kto opiekować w domu. Na przykład ten przywołany ojciec informatyk. Prawo nie powinno zostawiać furtki kombinatorom.
Podobna sytuacja miała miejsce w listopadzie ubiegłego roku. Wtedy zamknięte szkoły również otwierały swoje drzwi jedynie dla dzieci osób „wykonujących działalność leczniczą oraz realizujących zadania publiczne w związku z zapobieganiem i zwalczaniem COVID-19”. Dyrektor Gajęcka mówiła wtedy z ironią, że działalność leczniczą wykonuje również weterynarz, i pytała, czy zobowiązana jest przyjąć do świetlicy dziecko weterynarza.
Osobne sale do nauki?
Uczniowie przebywający w świetlicach uczestniczą razem ze swoimi klasami w zdalnych lekcjach. Dyrektorzy zwracają uwagę, że dopóki to jest kilka osób, nie ma problemu. Gdyby jednak rodzice, wykorzystując nieprecyzyjne prawo, zechcieli do nich posłać więcej dzieci, mógłby pojawić się problem. Uczniom z różnych klas należałoby zapewnić osobne sale do nauki i ściągać dla nich nauczycieli.
Na nieprecyzyjność przepisów zwracał też uwagę Związek Nauczycielstwa Polskiego, ale rząd na te uwagi pozostał głuchy i nie doprecyzował ich tak, by nie rodziły pytań i niepotrzebnych konfliktów.
Spytaliśmy resort edukacji, czy świetlice i przedszkola mają stać otworem dla dzieci, których oboje rodziców wykonuje działalność leczniczą bądź jest zaangażowanych w walkę z COVID-19, czy wystarczy, by dziecko miało jednego takiego rodzica. Na odpowiedź czekamy.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS