A A+ A++

Gareth Southgate w latach 90. przestrzelił karnego w półfinale Euro i został pośmiewiskiem całego piłkarskiego świata. Prości Anglicy uczynili z niego wroga publicznego numer jeden. Długo nie mógł odczepić od siebie łatki tego, który zaprzepaścił szanse Synów Albionu na awans do finału mistrzostw Europy. Z porażką i z klęską kojarzył się nawet buddyjskim mnichom. Został symbolem niepowodzenia. Uważano, że jest za grzeczny, za miły, za kulturalny, za ułożony. Jako trener w poszukiwaniach pracy przeszkadzało mu nawet to, że wita się z innymi rodzicami przy zostawianiu dzieci w szkole. Ale każde jego niepowodzenie było po coś. Gareth Southgate zbudował na tym swoją tożsamość. Aktualnie jest uznanym trenerem angielskiej reprezentacji i jednym z najlepiej rozumiejących współczesną szatnię fachowców na całym świecie. 

Scena I. Gareth Southgate i jego największa porażka

75 tysięcy osób na Wembley śledziło każdy ruch garstki piłkarzy przygotowujących się do serii rzutów karnych. Stawką finał Euro. Sędzia Sandor Puhl z Węgier gwiżdże przebijając się przez zgiełk trybun. To znak, że zaczyna się czas rozstrzygnięć. Za pięć minut wszystko będzie jasne, ale jedenastki mają to do siebie, że każda sekunda, każda chwila, każdy krok, każde spojrzenie, każdy strzał ma swoją historię.

Pierwsi strzelać będą Anglicy. Drudzy Niemcy.

Cisza. Shearer. Wrzawa.

Gwizdy. Icke. Cisza.

Cisza. Platt. Wrzawa.

Gwizdy. Strunz. Cisza.

Cisza. Pearce. Wrzawa.

Gwizdy. Reuter. Cisza.

Cisza. Gascoigne. Wrzawa.

Gwizdy. Ziege. Cisza.

Cisza. Sheringham. Wrzawa.

Gwizdy. Kuntz. Cisza.

Pierwszych dziesięciu strzelców uderzało bezbłędnie. Jako szósty po angielskiej stronie futbolówkę wziął do rąk Gareth Southgate. Spacer z okolic linii środkowej w pole karne dłużył mu się niemiłosiernie. W głowie kotłowały się myśli. Nie mógł się pomylić. Wszyscy patrzyli. Nie tylko siedemdziesiąt pięć tysięcy osób z trybun, nie tylko David Seaman liczący na zostanie bohaterem, nie tylko koledzy zza pleców, nie tylko przygryzający wargi Terry Venables z ławki, ale cały naród i pół świata.

Cisza. Southgate. Cisza.

Uderzył fatalnie.

https://youtube.com/watch?v=3EiE7eLWI_M

Zrozpaczeni byli wszyscy. Tym bardziej, że za chwilę z jedenastego metra nie pomylił się Andreas Moller i Niemcy świętowali awans do finału Euro.

Anglikom pozostało tylko zapijanie smutków.

I kac.

Scena II. Kac

Southagte pamięta, że Andreas Kopke urósł do nieludzkich rozmiarów. Zasłaniał całą bramkę. Stresował się. W głowie szumiał mu głos całej Anglii. Wszystkie wątpliwości. Dlaczego akurat szóstego karnego strzela on, a nie kto inny, przecież kandydatów nie brakowało –  Darren Anderton, Steve McManaman, Paul Ince, Tony Adams. Mogli wziąć to na siebie. Ale nie wzięli. Strzelał Southgate. Trzęsły mu się nogi, trzęsły mu się ręce. Nawet ten jego rozbieg był jakiś taki niemrawy.

Po powrocie do hotelu zszedł do baru.

Nie myślał o towarzystwie. Właściwie nie myślał o niczym.

Sączył piwo. Głowę trzymał nisko, przy samym blacie, nie wyglądał jak ktoś, kto właśnie doszedł do półfinału mistrzostw Europy. Wyglądał jak ktoś kto właśnie zaprzepaścił historyczną szansę Anglików na to, żeby awansować do finału Euro rozgrywanego we własnej ojczyźnie.

Po jakimś czasie do baru zszedł też Tony Adams. Kapitan Anglików. Kolega ze środka obrony. Zamówił piwo. Szybko wypił. Domówił kolejne. To samo. Jeszcze jedno. Powtórka z rozrywki. Cały czas patrzył się przy tym na Southgate’a, który nie zwracał na niego uwagi. Chciał dać mu chwilę, żeby ten zauważył jego obecność i zaprosił go do stolika, ale na próżno, więc Adams postanowił z buciorami wpierniczyć się w świat smutku Southgate’a.

Zjebałeś, stary, sam to wiesz – zaśmiał się.

Southgate się uśmiechnął. O to chodziło. Adams przełamał lody. Żadne „będzie dobrze”, „nie martw się”, „nie załamuj się” nie trafiłoby do niego tak, jak zwykła kumpelska gadka-szmatka. Całą noc spędzili na popijaniu piwa i brandy.

Scena III. Ucieczka

Po Euro w kraju nad Tamizą stał się popkulturowym wrogiem publicznym numer jeden. Sam mówił, że o przestrzelonym karnym zapomnieć nie pozwalali mu przede wszystkim tzw. white van man, czyli sfrustrowani, drobnomieszczańscy, agresywni, pełni zawiści i goryczy, słabo wykształceni faceci w średnim wieku, dla których jedyną rozrywką jest pastwienie się nad tymi, którym życie ułożyło się lepiej. To właśnie oni kupowali tabloidy, to właśnie oni oglądali telewizję, to właśnie oni słuchali radia, to właśnie oni rechotali w swoich stereotypowych białych samochodach dostawczych i to właśnie oni kształtowali negatywną opinię publiczną.

Southgate powiedział jednak, że za bardzo nie przejmuje się krytyką, bo nigdy nie spotkały go z tej racji żadne nieprzyjemności na ulicach Anglii. Ponoć wtedy w jednej z angielskich gazet pojawił się pełen brytyjskiego humoru list od czytelnika, który napisał, że akurat jest sobowtórem piłkarza i gówno prawda, bo już kilkukrotnie zwyzywano go w barze, a raz to nawet dostał w pysk, kiedy szedł do sklepu. Dykteryjka opowiedziana niegdyś przez Pawła Zarzecznego w Stanie Futbolu doskonale opisuje skalę szyderstwa i niechęci, z jaką zmierzyć musiał się Southgate w całej Anglii.

Nieprzypadkowo szukał ucieczki.

Z żoną wyjechał na Bali. Czas zwolnił. Muzyka. Taniec. Architektura. Zieleń. Jeziora. Wulkany. Pewnego razu odwiedzili buddyjską świątynię. Miejsce, które z założenia powinno być oazą spokoju i przestrzenią wyciszenia. Nic bardziej mylnego. Kiedy Southgate przechadzał się po świątyni, nagle zaczepił go jeden z mnichów.

– O, ty, Gareth Southgate, dramatyczny ten twój karny z Niemcami!

Futbol kosmopolityczny nie pozwalał uciec.

Scena IV. Jak do tego doszło? 

ITV Sport’s wyemitowało audycję „Euro 96 Relived”, w której Tony Adams i Stuart Pearce opowiadali o feralnej serii rzutów karnych.

Adams: – Oddałbym mu piłkę jeszcze raz. Nawet ze świadomością tego, co zdarzyło się później. Tego, że nie trafił. Nadal stawiam na niego i nadal podejmuję tę decyzję. Jestem pewien, że Terry Venables też by to zrobił.

Pearce: – Gareth był taki pewny siebie. Pamiętam to do dziś, może nie dokładnie, ale tak to pamiętam. Wiedział, że chce strzelać. Powiedział, że to bierze, że to jego kolej. Wziął piłkę. Był taki pewny siebie.

Adams: – Nie mieliśmy planu. Wybraliśmy piątkę strzelców, tę samą, która strzelała z Hiszpanią w ćwierćfinale. Kiedy wszyscy strzelili i trzeba było wybierać dalej, tylko spojrzeliśmy na siebie z wielką niepewnością.

Pearce: – Potrzeba wielkiej siły mentalnej, żeby wziąć takiego karnego.

Adams: – Wziął karnego na siebie. Nie trafił. Kiedy tak się dzieje, kiedy ktoś wykazuje się taką odwagą, trzeba pozwolić mu nie trafić i przegrać. To jego historia. Nie można mieć pretensji.

Gareth Southgate wspominał po latach, że większą odwagą byłaby odmowa.

Scena V. Grzeczny piłkarz 

Gareth Southgate zawsze był grzeczny. Wywodził się z klasy średniej. Ładnie się wysławiał. Był elokwentny, dostojny, operował szerokim zasobem słownictwa. Kumple w szkółce Crystal Palace nadali mu ksywkę „Nord”, bo przypominał im Denisa Nordena, brytyjskiego komika, który prowadził show „It’ll Be Alright On The Night”. Trochę nie pasował do szatni pełnej potu, błota, niekiedy nawet krwi, bo w jego piłkarskim pokoleniu angielskich piłkarzy ważne było, żeby zapieprzać, nie odstawiać własnych nóg i często wjeżdżać w nogi rywali.

A on zawsze szedł trochę swoją drogą.

Nie obraził się, kiedy nie przyjęto go do akademii Southampton. Kiedy musiał rozegrać setki meczów w młodzieżowych drużynach Crystal Palace i dziesiątki w rezerwach tego klubu, zanim w ogóle mógł zasiąść na ławce pierwszej drużyny. Nie denerwował się, kiedy zbierał bury od starszych kolegów z drużyny, którym nie podobało się to, że jest miękki. W doskonałym tekście sprzed dwóch lat opisywaliśmy nawet pewną historię z tamtych czasów, która idealnie charakteryzuje Southgate’a.

Lata 80. Juniorzy Crystal Palace rozgrywają mecz towarzyski z reprezentacją brytyjskiej armii. Wygrywają 3:0. Po meczu 18-letni Gareth Southgate podchodzi do każdego z rywali, podając rękę i niemal przepraszając za ich pokonanie.

Zdarzenie to następująco wspominał Alan Smith, który prowadził wówczas pierwszą drużynę Crystal Palace.

– Byłem cholernie wściekły i powiedziałem, że ci faceci są z SAS. Zabijają ludzi. Myślisz, że mówią przepraszam?

Bał się, że Southgate w swojej grzeczności stanie się za grzeczny na karierę.

Scena VI. Wierny

Reprezentował pokolenie piłkarzy, którzy nie gonili za zyskiem i sukcesem. Choć Premier League coraz bardziej stawała się ligą globalną, to najbardziej cenieni byli ci, którzy najbardziej utożsamiali się ze swoimi pracodawcami. Tak rodziły się klubowe legendy. W Londynie, w Liverpoolu, w Manchesterze, wszędzie.

Gareth Southgate grał w trzech klubach. W każdym z nich został kapitanem, w każdym z nich zagrał ponad sto pięćdziesiąt razy.

Crystal Palace – 152 mecze
Aston Villa – 192 mecze
Middlesbrough – 160 

Uczynny, pomocny, elegancki. Tak zawsze opisywali go koledzy z szatni. David Wheater wspominał, że kiedy nieprawidłowo wykonywał jakieś ćwiczenia na siłowni, czym sam tworzył przestrzeń na burę i szyderkę ze strony starszyzny, co jest absolutnie klasyczne dla piłkarskiej szatni, Gareth Southgate wziął go na bok i zanim ktokolwiek zdążył zauważyć błąd Wheatera, szeptem wytłumaczył mu, co robi nie tak i co powinien zmienić. Podziałało sto razy lepiej niż głupie żarty.

– Nikt nie powiedziałby o nim złego słowa. Od samego początku objawiał cechy przywódcze. Nigdy nie bał się mówić, jeśli coś nie grało, coś było nie tak – niezależnie od tego, czy rozmawiał ze starszymi, czy z młodszymi od siebie. Zawsze wyprzedzał swoje lata, swój wiek. Brał na siebie odpowiedzialność do tego stopnia, że zaryzykuję twierdzenie, że trzymał nas wszystkich w ryzach – twierdził Geoff Thomas, kapitan Crystal Palace w czasie, kiedy Southgate wchodził do szatni pierwszej drużyny Crystal Palace.

Scena VII. Grzeczny trener

Wierność pracodawcy i zdolności przywódcze pozwoliły mu też naturalnie przeskoczyć z boiska na ławkę trenerską. Kiedy Steve McClaren ogłosił koniec wieloletniej współpracy z Middlesbrough i zaczął prowadzić reprezentację Anglii, The Boro zaczęli szukać nowego szkoleniowca. Pracę zaproponowali doświadczonej dwójce – Martinowi O’Neillemu i Terry’emu Venablesowi. Obaj swoje oferty odrzucili. Mówiło się o Tonym Mowbrayu, ale ostatecznie padło na Southgate’a.

Jak mu poszło? Poprowadził Middlesbrough w stu pięćdziesięciu jeden meczach. Punktował ze średnią 1.21. W pierwszym sezonie w roli pierwszego trenera zajął dwunaste miejsce, w drugim trzynaste miejsce, w trzecim zaliczył spadek.

– Piłkarze go lubili, ale wiedzieli, że nie poradzi sobie z tą pracą. Że pierwsza robota w takim klubie go przerośnie. Serio, piłkarze są sprytni, bystrzy, potrafią wyczuć takie rzeczy. Czasami wpadał w panikę podczas meczów. Nie wiedział, jak zarządzać zespołem, nie dawał rady – twierdził Mido, jego egipski podopieczny, w rozmowie z Four Four Two.

O tym, że Southgate się miotał najlepiej świadczy sytuacja, kiedy Ray Parlour, jego wieloletni kolega z drużyny, zażartował sobie z niego przy wszystkich i spytał, czy może wołać na swojego nowego trenera – „Big Nose”. Southgate nie zaśmiał się, nawet się nie uśmiechnął. Nie zareagował w żaden sposób, a krótko później Parloura nie było już w Middlesbrough.

Gareth Southgate

Scena VIII. Ból głowy

W Middlesbrough nieprzerwanie musiał borykać się z problemem odchodzenia najlepszych piłkarzy. Z każdym rokiem skład The Boro był coraz słabszy. Gareth Southgate sam opowiadał, że cierpiał na brak zdolnych graczy. Najczęściej w tym kontekście wspomina mecz z Tottenhamem. Middlesbrough prowadziło 2:1. W przerwie Harry Redkanpp, trenujący wówczas Spurs, wprowadził Robbiego Keane’a i Dimitara Berbatova. Southgate chciał zareagować. Spojrzał na swoją ławkę i przeżył szok. Bramkarz i pięciu młodych zawodników świeżo wyciągniętych z akademii.

Nie było z czego wybierać.

Southgate zazdrościł Redkanppowi komfortu.

Middlesbrough nie wygrało tego meczu.

Scena IX. Bolesne zwolnienie

Była trzecia rano. Gareth Southgate siedział w salonie przy zapalonym świetle. Powinien już dawno spać. Patrzył się tępo w ścianę i robił w głowie listę rzeczy, które zrobił źle. Trochę się tego nazbierało. W pewnym momencie rozmyślania przerwała mu żona.

Czemu nie śpisz? – spytała.

Nie odpowiedział.

No chyba nie zostałeś zwolniony? – zażartowała.

Właśnie tak, zostałem zwolniony – odpowiedział.

A jeszcze kilka godzin wcześniej kompletnie nie przypuszczał, że to się może kiedykolwiek stać. Czuł się silny. Właśnie wygrał mecz ligowy z Derby. Budował zespół, który miał wrócić do Premier League. Chciał poprosić władze klubu o nowego napastnika, ale zamiast tego usłyszał, że może się pakować.

Scena X. Czy mógłby dać w twarz?

Kiedy usłyszał o zwolnieniu z Middlesbrough, ponoć początkowo był tak wściekły, że chciał komuś dać w twarz. Przynajmniej on tak uważał. Bo nikt mu w to nie wierzył. Przecież zawsze to tak grzeczny, ułożony, kulturalny człowiek. Miły. Tak sądzili wszyscy. Tylko, że na jego szkodę: zbyt grzeczny, zbyt ułożony, zbyt kulturalny. Zbyt miły.

Kiedy walczył o pracę w Sheffield United, kiedy świetnie wypadł na przesłuchaniu, kiedy już był pewny, że dostanie jeszcze jedną szansę w trenerce, usłyszał, że nie ma szans, że jego kandydatura została skreślona, bo jest za miły. Serio. Jego dzieci chodziły do szkoły z dziećmi włodarzy Sheffield United, których tknęło, że Southgate wita się z każdym z rodziców. Że jest przesadnie przymilny, przesadnie układany i że nie poradzi sobie w piłkarskiej szatni.

– A jaki mam być? Mam powiedzieć dzieciakom, żeby wypierdalały z samochodu, założyć czarne okulary i odjechać bez skinięcia głową komukolwiek – pytał retorycznie Southgate.

Scena XI. Klasa

Jest usposobieniem klasy.

Ma klasę.

Kiedy odchodził z Middlesbrough, napisał personalne listy do swoich zawodników.

Kiedy odchodził z kadry U-21, napisał do każdego podopiecznego długiego sms-a z podziękowaniami za współpracę. Nic dziwnego. Chłopcy wcześniej sami mówili, że stworzył w zespole taki team spirit, że nie chcieli wychodzić z szatni, choć przecież najważniejszy turniej, Euro U-21 w Czechach, z nimi przegrał.

Scena XII. Stworzony do bycia lwem

Właściwie cała historia Garetha Southgate’a zatrzymuje się w miejscu, w którym został mianowany selekcjonerem reprezentacji Anglii. Nikt nie wiązał z nim wielkich nadziei. Mówiło się, że będzie przeprowadzał rewolucję, że będzie wprowadzał młodzież, że jego kadra zacznie grać nowocześnie, ale miał on budować podwaliny pod ewentualne sukcesy na Euro 2020 i MŚ 2022. Mundial w Rosji miał być tylko etapem, poligonem doświadczalnym.

Southgate szybko do siebie przekonywał. Zmiany, które wprowadził do gry reprezentacji Anglii, niemal od razu zaczęły przynosić dobre efekty. Selekcjoner Synów Albionu wymyślił sobie chociażby grę w systemie z trzema środkowymi obrońcami, co pozwoliło mocno zatrzeć ewidentne braki angielskich defensorów, w sposób znaczący odmłodził kadrę, a z najbardziej kreatywnych zawodników zdołał wydobyć skrywany wcześniej potencjał ofensywny.

Nie miał wielkiego składu, nie dysponował największymi gwiazdami, a poprowadził Anglię do czwartego miejsca na mistrzostwach świata i miana jednej z najsilniejszych reprezentacji całego globu. Wszyscy nagle zaczęli zachwycać się jego stylem, jego klasą, jego wyrachowaniem, jego pomysłami. Od dwóch lat ma duży kredyt zaufania. Harry Kane, wielki snajper, cofa się u niego bardzo głęboko po piłkę. Raheem Sterling, wielki skrzydłowy i wielki gwiazdor, często pełni zadaniową rolę, tworząc przestrzeń dla kolegów w ofensywie. Kyle Walker, kiedy za bardzo odwalał, został potępiony i wyrzucany z kadry przez Southgate’a.

50-letni szkoleniowiec znalazł swoje miejsce na Ziemi.

Scena XIII. Zrozumieć szatnię

Olbrzymią siłą Garetha Southgate’a jest doskonałe rozumienie współczesnej szatni.

– Myślę, że ważne jest, aby zrozumieć, jak wygląda świat ludzi, którzy z tobą pracują. Moim celem jest dowiedzieć, co jest ważne w codzienności tych młodych ludzi. Chcę zrozumieć, co wyróżnia każdego z nich, docenić ich różnorodność pochodzenia, wychowania, poglądów. Za dawanych czasów w piłce nożnej wszyscy myśleli, że każdego trzeba traktować tak samo, bo to sprawiedliwe. Ale teraz jest inaczej. Żeby wyciągnąć z ludzi to, co w nich najlepsze, każdego trzeba traktować inaczej. Wszyscy jesteśmy indywidualistami. Nie jesteśmy masą.

Kiedyś futbol odbijał społeczeństwo, w którym szef wydawał rozkazy. W którym zawsze miał rację, nigdy nie był kwestionowany i prawdopodobnie był agresywny. I było tak, że nikt nie chciał przeciw niemu wystąpić, bo z góry ustalone było, kto tu rządzi. Dzisiejsi gracze mają inny pogląd na świat. Chcą mieć coś do powiedzenia, brać udział w procesie decyzyjnym i byłbym głupi, gdybym tego nie rozumiał. Każdy z nas musi być zmuszany do uzasadniania swojego rozumowania i ciągłem ewolucji rozwoju własnych pomysłów w zarządzaniu grupą. Oczywiście, że każdy lubi być klepany po plecach, ale najlepsi chcą być krytykowani. Jeśli poczują samozadowolenie lub brak ambicji u góry, bardzo szybko sami będą niezadowoleni – opowiadał.

Scena XIV. Dbać o człowieka

Southgate wie, co oznacza przegrać, co oznacza cierpieć, co oznacza mieć dół emocjonalny. A współczesna szatnia, szczególnie reprezentacyjna, to umiejętność zarządzania ego własnych gwiazd. Kiedy więc przykładowo w angielskojęzycznych krajach wybuchła akcja Black Lives Matter i szybko stała się ważna dla czarnoskórych gwiazd kadry, on stronił od jakiejkolwiek oceny.

– Nie jestem autorytetem w tej sprawie. Jestem białym facetem w średnim wieku, który mówi o rasizmie, co już samo w sobie wyklucza mnie z tej dyskusji – skomentował.

Kiedy wybuchała pandemia, od razu zgodził się na porządną obniżkę pensji jako jedna z pierwszych osób w angielskiej piłce. Żadnego komentarza, żadnej dyskusji. Akcja. Reakcja.

Ostatnio zachęcał też piłkarz, żeby ci brali przykład z Thierry’ego Henry’ego i rezygnowali z mediów społecznościowych, gdzie stykają się z niemałym hejtem.

– Firmy, które są właścicielami poszczególnych portali, nie kontrolują tego, co się na nich dzieje. Całkowicie więc rozumiem osoby, które na dobre rezygnują z mediów społecznościowych. Świat jest zdecydowanie szczęśliwszym miejscem, kiedy nie otrzymujesz negatywnych bodźców z sieci.

Sam doskonale wie, czym jest krytyka, sam już dawno przekuł ją w sukces.

Scena XV. Być sobą

Kiedy coś idzie nie po twojej myśli w twoim życie, kiedy coś zawalasz, kiedy coś ci nie wyszło, powinieneś wiedzieć, że to cię nie wykończy. Że to dopiero początek. Powinieneś stać się odważniejszy, wiedząc, że zawsze może ci nie wyjść i nic się nie dzieje, bo dalej jesteś sobą i to jest najważniejsze. 

Gareth Southgate

JAN MAZUREK

Fot. Newspix

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułCzy Stocha stać jeszcze na 40-ty pucharowy triumf?
Następny artykułMata przerywa ciszę – “Patoreakcja” i diament za “Patointeligencję”