A A+ A++

Dla jasności: w Płocku są dwa oddziały wewnętrzne – jeden w szpitalu wojewódzkim na Winiarach (podlega marszałkowi Mazowsza), drugi w szpitalu Świętej Trójcy (pod skrzydłami PZOZ i miasta).

Zacznijmy jednak od pacjentów z COVID-19. W piątek na Winiarach było ich 107, weekend okazał się jeszcze trudniejszy:

– Karetki czekają, SOR jest zapchany. Sytuacja jest ciężka – mówił dyrektor w poniedziałek przed południem.

 Miał jedną pozytywną informację – ze szpitala tymczasowego wypisano w weekend 21 ozdrowieńców.

– Ale tamte łóżka szybko się zapełniają – dodawał. Informował, że wciąż poszukiwani są lekarze, dzięki którym można by otworzyć następny szpital moduł na 28 łóżek. Na razie są z niego „zabrane” i wykorzystywane cztery łóżka – w rezultacie przy Łukasiewicza jest ich do dyspozycji 60.

Dyrektor liczy na otwarcie od 1 kwietnia pododdziału intensywnej terapii (to 10 łóżek) w oparciu o podpisane umowy kontraktowe. Chodzi o anestezjologów i pielęgniarki anestezjologiczne. – To cała ekipa z jednego z dużych miast w Polsce – dodawał Stanisław Kwiatkowski.

 Zostawcie internę, szukajcie innych możliwości

 Odnosił się do sytuacji w miejskim szpitalu Świętej Trójcy. Przypomnijmy – w piątek dostał on decyzję ministra zdrowia o udostępnieniu 50 covidowych łóżek, w tym pięciu respiratorowych i do tego jeszcze pięciu dla osób z podejrzeniem COVID-19. Decyzja ma rygor natychmiastowej wykonalności.

Również w piątek szpital poinformował o wstrzymaniu – do odwołania – przyjęć na oddziały chorób wewnętrznych (czyli internę) i psychiatryczny.

Stanisław Kwiatkowski: – Wiem, że trwają intensywne prace nad uruchomieniem łóżek, ale czy akurat na samej internie, czy może interna zostanie z tego wyłączona, to się dopiero okaże. W naszym odczuciu najlepsze dla mieszkańców Płocka byłoby zostawienie całej interny, natomiast warto poszukać możliwości na innych oddziałach, by znaleźć te łóżka covidowe. Interna w Sierpcu nie działa, bo to cały szpital covidowy, Gostynin działa tak, jak działa. A zatem na prawie 350 tys. mieszkańców zostałby tylko jeden oddział chorób wewnętrznych – u nas, czyli w szpitalu wojewódzkim, na 60 kilka łóżek, które w tej chwili są zajęte. Rozmawiałem z prezydentem, aby sprawę ponownie rozważono. Obiecał, że ponownie przeanalizują. W przeciwnym razie może wydarzyć się tragedia. Więcej zrobić nie mogę. Liczę, że minister zdrowia wszystko przeanalizował i podjął swoją decyzję z pełną powagą sytuacji w regionie.

 A gdzie mam ich zmieścić?

 To ważne, tym bardziej że przy dużej liczbie pacjentów w szpitalu zdarzają się ogniska koronawirusa. Przyjęty do szpitala pacjent z negatywnym wynikiem w trakcie pobytu w placówce nagle zaczyna chorować na COVID. – Pacjenci zarażają się między sobą. Dochodzi do ograniczenia lub wstrzymania przyjęć nowych pacjentów – mówił dyrektor. – Teraz proszę sobie wyobrazić rejon na 350 tys. mieszkańców bez interny.

Czy jest szansa na ewentualne przeniesienie niektórych pacjentów z miejskiego szpitala do wojewódzkiego?

– A gdzie mam ich zmieścić? – rozkłada ręce dyrektor. – Wszędzie COVID. Na internie nie ma miejsc, na kardiologii też, a jeśli nawet są, to jest tam trzyosobowe ognisko, na płucnym dwie osoby z COVID, na nefrologii jedna, na neurologii trzy osoby, na reumatologii dwie, na chirurgii I – trzy. A jak jest COVID, to trzeba wyłączyć jedną czy dwie sale. Do naszego szpitala nie da rady przenieść chorych, my tu zbytnio nie pomożemy. Trzeba jakoś pacjentów rozdysponować. Jest jeszcze Płońsk czy Sochaczew.

 Coś za coś

 Czy rzeczywiście pacjenci chorujący na COVID powinni w pierwszej kolejności trafiać do szpitali stacjonarnych, a nie do tymczasowych, stworzonych waśnie z myślą o pandemii?

– W szpitalu tymczasowym mogą leżeć pacjenci wyłącznie z COVID-19, bez chorób towarzyszących. A jeśli takie choroby występują, to tym bardziej taki pacjent powinien zostać położony w szpitalu stacjonarnym, gdzie jest całodobowa diagnostyka, na dyżurach są specjaliści – uważa Stanisław Kwiatkowski.

Tyle że jest coś za coś – robiąc miejsca dla ludzi z COVID, zabieramy je pacjentom z innymi, często poważnymi, schorzeniami. A w tym czasie są one w szpitalu tymczasowym stworzonym dla 196 osób.

Dyrektor przyznaje, że gdyby miał tyle miejsc, szpital wojewódzki byłby pewnie wolny od pacjentów z COVID, nie byłoby problemu z leczeniem innych schorzeń.

– Ale nie ma lekarzy, nie ma personelu, pielęgniarek specjalistek, którzy mogliby w pełni taki szpital poprowadzić. Jedyną przeszkodą w uruchomieniu wszystkich łóżek jest brak personelu. A na razie innego pomysłu na rozwiązanie tej sytuacji nie ma – przekonuje Kwiatkowski.

To z jednej strony, zaś z drugiej… Dyrektor dopowiada, że zabranie czy oddelegowanie jednego lekarza może przyczynić się nawet do „załamania oddziału”, skoro lekarzy zwykle jest „na styk”, na tyle by zapewnić bieżące funkcjonowanie.

 Karetki dowożą do szpitala kolejnych chorych. Co z nimi?

 – Przyjmujemy około stu pacjentów na dobę. Rano w szpitalnym oddziale ratunkowym było ich 13, w tym siedmiu covidowych. Jakoś ich rozdzielamy. Gorzej, jeśli pacjent ma chorobę towarzyszącą. Nie mogą iść ani do domu, ani do szpitala tymczasowego. Na kardiologii mamy dwóch pacjentów z COVID wymagających zabiegu kardiochirurgicznego – kontynuuje Stanisław Kwiatkowski. – Jest koordynator, który powinien tę sytuację rozładować.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKonstytucja a prawo unijne – wniosek premiera do TK
Następny artykułPolicyjne kontrole w dyskotekach i restauracjach. “Nałożono 11 mandatów i pięć wniosków o ukaranie”