A A+ A++

W toku konferencji prasowej, na zakończenie wizyty w Chinach, minister Sergiej Ławrow powiedział, że „z Unią Europejską, jako organizacją” Rosja praktycznie nie ma stosunków, bo te „rozerwane zostały jednostronnymi decyzjami Brukseli” i dodał, iż „jeśli i kiedy Europejczycy uznają za celowe wyeliminowanie tej anomalii w kontaktach z ich największym sąsiadem, to będziemy gotowi do budowania relacji na zasadzie równości i poszukiwania równowagi interesów.”

Ale obecnie, jak uzupełnił swą wypowiedź, w sytuacji kiedy „na Zachodzie bez zmian” jedyną opcją, która pozostaje Rosji jest rozwijanie relacji z Chinami i generalnie ze Wschodem oraz, na co warto zwrócić uwagę, bo w tym zdaniu zawiera się istota europejskiej polityki Moskwy, Rosji „pozostały poszczególne europejskie państwa – partnerzy, które kierują się swymi interesami narodowymi”.

Nie ulega wątpliwości, że jednym z takich potencjalnych partnerów jest Grecja, której ambasador w Rosji, pani Aikaterinia Nasika udzieliła dziennikowi Kommiersant wywiadu. Pretekstem była rocznica dziewiętnastowiecznego powstania greckiego uznawanego za początek zakończonej sukcesem walki o własną państwowość. Tego dnia do premiera Grecji Kiriakosa Mitsotakisa dzwonił też prezydent Biden, co pokazuje wagę zarówno rocznicy jak i kraju. Z rosyjskiej perspektywy, abstrahując od historycznych wspomnień, a warto pamiętać, że inicjująca powstanie Filiki Eteria tajna organizacja założona została w 1814 roku w Odessie, a jej politycznym patronem był ówczesny rosyjski minister spraw zagranicznych, pochodzący z Wysp Jońskich Joanis Kapodistrias, dzisiejsza geostrategiczna pozycja Grecji ma nie mniej ważne niźli dla Stanów Zjednoczonych znaczenie. Przede wszystkim z tego powodu, że po zwycięstwie prorosyjskich sił w wyborach w Czarnogórze i w przeddzień wyborów w Bułgarii, które mogą doprowadzić do osłabienia rządzącej niechętnej Rosji formacji GERB aktywność Moskwy na Bałkanach znów narasta. Wracając do wywiadu pani ambasador i zostawiając nieco z boku jej zaskakujące wypowiedzi, jak np. stwierdzenie, iż Grecja w 1950 roku była w stanie „położyć kres ciężkiej, potrójnej niemiecko – włosko – bułgarskiej okupacji” i podziękowania za to, że ZSRR przyjął do siebie dziesiątki tysięcy greckich komunistów z rodzinami, którzy po przegranej wojnie domowej emigrowali z kraju, warto zwrócić uwagę na to, co powiedziała o współczesnej, europejskiej, roli Rosji. Otóż jej zdaniem „z politycznego punktu widzenia strona grecka uważa, że ​​Rosja jest integralną częścią europejskiej architektury bezpieczeństwa i uznaje jej ważną rolę jako stałego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ.” Wydaje się, że jest to pogląd wśród greckich elit powszechny, bo w toku niedawnego spotkania z premierem Rosji Michaiłem Miszustinem, Kiriakos Mitsotakis używając niemal tych samych słów powiedział, że Rosja to „istotny składnik europejskiej architektury bezpieczeństwa, które niewątpliwie powinny opierać się na relacjach współpracy, a nie antagonizmu”.

Przyczyny tego rodzaju nastrojów w Grecji ale również i na Cyprze, prócz więzów historycznych i religijnych wydają się oczywiste. Stare podziały odżywają w miarę wzrostu samodzielności i asertywności, a może ekspansywności regionalnej polityki Turcji. Warto w tym kontekście zauważyć, że odbywający się w tym tygodniu szczyt państw Unii Europejskiej postanowił nie zajmować się umieszczonymi w agendzie kwestiami związanym ze stanowiskiem Wspólnoty wobec Rosji. Trzeba przypomnieć, że właśnie na tym posiedzeniu miał mieć miejsce przegląd politycznej strategii Unii Europejskiej „na tym kierunku”. To właśnie po to do Moskwy jeździł Josep Borrell. Wydaje się zatem, że przesunięcie rozmowy na ten temat na najbliższy, mający się odbyć pod koniec lipca szczyt europejski jest odłożeniem debaty na ten temat w obliczu braku zgody co do stosunku wobec Rosji wśród państw członkowskich.

Rozmowy o Turcji

Jeśli chodzi o Turcję, o współpracy z którą również rozmawiano w toku szczytu, to przedstawiciele państw Unii zdecydowali się na „stopniowe, proporcjonalne i odwracalne” wznowienie relacji, szczególnie w kwestii uchodźców. Ponoć istotnym motywem, co jest intrygujące, takiej decyzji był nacisk dyplomacji amerykańskiej, która prowadzi właśnie z Ankarą trudne negocjacje w sprawie poprawy wzajemnych relacji i przezwyciężenie problemów powstałych po zakupie rosyjskiego systemu S-400 i nie jest zainteresowana ewentualmnym zaognieniem na linii Turcja – Europa. Nie przeszkodziło to jednak prezydentowi Francji w kolejnym ataku na politykę Erdogana. Emmanuel Macron nie tylko oskarżył Turcję o chęć wywarcia wpływu na wyniki wyborów prezydenckich, które odbędą się we Francji 2022 roku, ale również w wypowiedzi dla jednej ze stacji telewizyjnych powiedział, że „należy przemyśleć” przyszłość Turcji w NATO.

Temperatura antytureckich wypadów Emmanuela Macrona ma oczywisty związek z jego wyborczymi notowaniami, bo w sytuacji równego podziału głosów w pewnej dziś, w świetle sondaży, II rundzie między nim a liderką Frontu Narodowego postawa francuskich muzułmanów do których wprost zwraca się Erdogan może mieć istotne, nie wiadomo czy nie decydujące, znaczenie. Istotne znaczenie w tej układance ma też oczywiście Rosja. Macrona można uznać, co w Polsce brzmi jak paradoks, za najbardziej antyrosyjsko nastawionego francuskiego polityka, mimo, że od długiego już czasu opowiada się za strategiczną współpracą z Rosją. Marine Le Pen i jej Front Narodowy bez żenady przyjmują pieniądze od Rosji, niedawna prywatna wizyta na Kremlu Françoisa Fillona, byłego kandydata Republikanów w poprzednich wyborach prezydenckich we Francji, który osobiście zaprzyjaźniony jest z Putinem, pokazuje, że wśród francuskiej republikańskiej prawicy też mamy do czynienia z przyjaciółmi Rosji. O komunistach nie warto nawet wspominać, bo oni nie wyzwolili się jeszcze z mentalnej zależności zupełnie w stylu Kominformu. Nastawienie francuskiej opinii publicznej jest tradycyjnie pro-rosyjskie, więc zabiegając o głosy wyborców, Macron będzie w najbliższym czasie podkreślał „wagę Rosji dla europejskiej architektury bezpieczeństwa”. Ale oczywiście liczą się też regionalne interesy Paryża, a tu mamy do czynienia z ewidentnym konfliktem z Ankarą, co skłania Paryż nie tylko do bliższej współpracy z Grecją i Egiptem ale również do postrzegania Rosji w kategoriach siły mogącej oddziaływać na Turcję. Te konflikty będą się zaostrzały w przyszłości w związku z nowymi regionalnymi ambicjami Ankary, która nie chce się już w nowym porządku sił godzić na odgrywanie roli państwa posłusznie podporządkowującego się woli większych graczy. Yahaya Bostan, turecki publicysta napisał na łamach oficjalnego The Daily Sabah, iż tarcia i rywalizacja między Rosją i Chinami z jednej oraz Stanami Zjednoczonymi z drugiej strony będą w najbliższych latach się nasilały a to oznacza, że „kraje takie jak Turcja stają się bardziej wpływowe kiedy narasta globalna rywalizacja”, bo na współpracy z nimi zależy coraz większej liczbie graczy, co w jego opinii potwierdza niedawna wizyta w Ankarze chińskiego ministra spraw zagranicznych Wang Yi. Zresztą twarde stanowisko ministra Çavuşoğlu w toku jego niedawnych rozmów z Antonym Blinkenem, kiedy miał powiedzieć, że „transakcja zakupu S-400 jest zamkniętą kwestią” i Turcja może jedynie negocjować mechanizm który rozwieje obawy partnerów z NATO czy uruchomienie rosyjskich systemów stanowi zagrożenie dla lotnictwa Sojuszu, jest świadectwem tego rodzaju przekonania.

Aktywność Ankary

Rosyjscy obserwatorzy zauważyli rosnącą, zwłaszcza po wojnie armeńsko – azerskiej aktywność Ankary w Azji Centralnej. Choć zapowiedziany na 31 marca szczyt państw języka tureckiego w związku z nową falą pandemii w Kazachstanie został przekształcony w spotkanie on-line, to tym nie mniej we wspólnej deklaracji Turcja, Azerbejdżan, Kazachstan, Uzbekistan i Kirgizja mają ogłosić miasto Turkiestan, znajdujące sią na południu Kazachstanu „duchową stolicą” tureckiego świata. Dodatkowo, zwrócono uwagę, że w trakcie niedawnego spotkania premiera Kazachstanu i sekretarza generalnego Rady Państw Języka Tureckiego wystawiona została oficjalna flaga tej organizacji, co jest zdaniem ekspertów wyrazem wagi jaką do integracji z państwami języka tureckiego przykładają w Nursułtanie. Przywoływany przez Niezawisimą Gazietę Aleksandr Kabrinskij z Agencji Strategii Narodowościowych, rosyjskiego think tanku, powiedział, że wyraźny zwrot Kazachstanu w stronę Turcji ma związek z „nieprzemyślanymi wypowiedziami niektórych rosyjskich deputowanych”. Chodzi tu o opinię Wiaczesława Nikonowa, prywatnie wnuka Mołotowa, który jesienią ubiegłego roku powiedział, że Kazachstan dostał w prezencie od Rosji swe północne ziemie. Ta deklaracja stała się powodem głośnego skandalu, do kazachskiego MSZ-u wezwany został rosyjski ambasador, a kryzys w relacjach z Moskwą wykorzystywać zaczęła Turcja. W czasie niedawnej (19.03) wizyty w Ankarze ministra spraw zagranicznych Kazachstanu Mukhtara Tleuberdi podpisano ambitną umowę gwarantującą tureckim inwestorom wsparcie, a teraz na agendzie staje powołanie wspólnej organizacji wojskowej państw języka tureckiego. Ta Armia Turanu, jak się potocznie mówi o tej inicjatywie jest na razie w stanie niezaawansowanym, ale Rosjanie już zwrócili uwagę na fakt, że parlamenty obydwu państw właśnie ratyfikowały umowę o partnerstwie wojskowym, co oznacza, że kolejne posunięcia mogą następować szybko. Wzorem może być szybko narastająca współpraca wojskowa Ukrainy i Turcji. Dla Kazachstanu i innych państw regionu zacieśnianie relacji z Turcją jest też odpowiedzią na narastającą regionalną obecność Chin i chińskiego kapitału, ale nie tylko, bo ostatnio zaczęto mówić, co jest nowością, że chińskie prywatne formacje wojskowe mogą zacząć ochraniać inwestycje w państwach Azji Środkowej. Na razie mówi się o tym w kontekście Kirgizji, gdzie wewnętrzna sytuacja jest nadal niestabilna, ale jeśli Pekin, który właśnie podpisał z Iranem 25 letnią umowę o partnerstwie strategicznym, będzie w coraz większym stopniu nasilał regionalną obecność, to stolice państw Azji Środkowej będą szukały zewnętrznego czynnika mogącego równoważyć narastające wpływy Chin. Do tej pory orientowały się w tej grze na Rosję, ale jej strategiczny dryf w stronę Pekinu i rosnąca pozycja Turcji w regionie czynią atrakcyjną również i tę, alternatywną, opcję.

Wszystko to razem wzięte pokazuje jak szybko i gruntownie zmieniają się realia geostrategicznie współczesnego świata. Rośnie rola regionalnych graczy, stare sojusze kruszeją, pojawiają się nowe narracje, plany i możliwości. Dotyczy to zarówno tych stolic, które tak jak Ankara liczą, że ich rola wzrośnie jak i starych rozgrywających, którzy wzorem Paryża i Moskwy odbudowują dawne, często wywodzące się jeszcze z XIX wieku, alianse i porozumienia. Wszystko to przysłonięte jest oczywiście zasłoną dymną starej opowieści o tym, że formaty wielostronne i współpraca między państwami w oparciu o zasady jest nadal aktualna, co nie przeszkadza trzeźwo myślącym zajmować i dążyć do zajęcia nowych pozycji w międzynarodowej rozgrywce. Ci którzy chcą żyć złudzeniami będą się nadal oszukiwać, że reaktywacja starego dobrego porządku, który nastał po zakończeniu Zimnej Wojny jest nadal możliwa, nawet jeśli co raz więcej faktów przeczyć będzie tej diagnozie.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNiedzielski: W najbliższym tygodniu przedstawię projekt odbudowy zdrowia Polaków
Następny artykułArcybiskup Stanisław Budzik wydał wytyczne dla księży na Wielki Tydzień. Ale konkretów w nich niewiele