Nowe okręty miały być budowane dla US Navy, jak zostało wskazane, w liczbie nawet kilkudziesięciu egzemplarzy. Oprócz klasycznej walki morskiej, planowano też dla nich rolę okrętu wsparcia dla lądującej piechoty morskiej (US Marine Corps). Byłoby to możliwe dzięki wspieraniu ogniem armat z programowalną amunicją (tzw. Advanced Gun System) i pociskami rakietowymi. Jednak, założenia te, już w czasie tworzenia stały się nieaktualne z uwagi na rozwój systemów antydostępowaych. Okręt z zasięgiem uzbrojenia pokładowego rzędu 80 km nie mógł już bezkarnie operować nieopodal wybrzeży potencjalnego przeciwnika i to nawet biorąc pod uwagę jego własności stealth.
Z tego powodu US Navy starała się znaleźć dla Zumwaltów inne zastosowanie, w tym okrętu do zwalczania przede wszystkim celów morskich. W tej roli na podobnym poziomie mogłyby się jednak sprawdzać okręty typu Arleigh Burke, szczególnie tych najnowszej wersji Flight III. Zumwalty wydawały się na ich tle platformami niewiele lepszymi, za to znacznie kosztowniejszymi i wobec tego plany ich zakupu topniały, aż do pozyskania zaledwie trzech egzemplarzy.
Teraz wreszcie wydaje się, że pomysły się pojawiły. Pierwszy polega na tym, aby zrezygnować z systemów pokładowej artylerii i w ich miejsca stworzyć dodatkowe wyrzutnie pocisków rakietowych. Nie byłyby to jednak wyrzutnie wielkości standardowej, czy nawet te powiększone zainstalowane już na Zumwaltach i umożliwiające przenoszenie rakiet o średnicy do 711 mm. Byłyby to nowe „zaawansowane moduły misyjne” dla rakiet o średnicy 762 mm. Czyli takie, które pozwolą na przenoszenie pocisków hipersonicznych.
W ten sposób USS Zumwalt (DDG 1000), USS Michael Monsoor (DDG 1001) i USS Lyndon B. Johnson (DDG 1002) stałyby się platformami zdolnymi do radzenia sobie w bitwie morskiej. Dzięki przenoszonym pociskom hipersonicznym, oraz tym konwencjonalnym, które mają już teraz – jest to łącznie 20 wyrzutni po cztery miejsca na rakiety czyli w sumie 80 pocisków (dla porównania najnowsza wersja Arleigh Burke wersji Flight IIA może przenosić ich do 96), Zumwalty mogłyby stać się jednostkami zdolnymi do wykonywania głębokich uderzeń na cele na terytorium Chińskiej Republiki Ludowej. Taka jednostka byłaby więc zdolna do wykonania podobnych działań jak zaopatrzone w manewrujące pociski okręty podwodne.
Te ostatnie też otrzymają w przyszłości broń hipersoniczna. Zaletą Zumwalta, w stosunku do jednostek podwodnych jest to, że… łatwiej go wykryć. Okazuje się, ze zdaniem amerykańskich wysokich oficerów marynarki może to być zaletą. O okrętach podwodnych, które są w zapalnym rejonie łatwo jest bowiem przeciwnikowi „zapomnieć” i nie wziąć pod uwagę ich obecności. Nie jest to oczywiście zaleta w czasie wojny, ale w czasie chwiejnego pokoju, kiedy ważne jest odstraszenie obecność w zapalnym regionie, także przezbrojonego okrętu typu Zumwalt może się okazać ważnym czynnikiem odstraszania (działania pod progiem wojny – takie jak pokaz siły). Szczególnie, że posiadanie trzech jednostek tego typu oznacza, że co najmniej jedna będzie mogła znajdować się stale na patrolu bojowym w rejonie Indo-Pacyfiku.
Tak przezbrojony Zumwalt budziłby obawy przeciwnika na podobnej zasadzie, na jakiej robią to amerykańskie superlotniskowce. Siła ognia, tak przezbrojonej jednostki (kto wie czy nie przeklasyfikowanej przy okazji na krążownik) miałaby być gwarancją dużych strat dla sił przeciwnika. W razie wojny okręty typu Zumwalt mogłyby odpalić swoje pociski w cele wyznaczone dla nich jeszcze przed wojną i to z dużym prawdopodobieństwem uzyskania trafień i bez potrzeby zbliżania się w rejon zagrożenia.
O ile pierwszy pomysł to właściwie stworzenie z Zumwaltów platformy do odpalania licznych, nawet najbardziej zaawansowanych pocisków, o tyle drugi jest być może jeszcze ciekawszy. Polega on na stworzeniu z tych jednostek okrętów dowodzenia. Trudne do wykrycia (stealth) i dysponujące zaawansowanymi sensorami miałyby zostać pozbawione części, bądź całego uzbrojenia ofensywnego i w zamian wyposażone w system samoobrony AEGIS. Natomiast w miejsce pocisków miałaby pojawić się infrastruktura dla dronów klasy MALE. Byłyby to maszyny o dużym zasięgu i potężnych sensorach, które, kierowane z okrętów Zumwalt, stanowiących ich centrum dowodzenia, dostarczałyby informacji rozpoznawczych (misje ISR) dla wszystkich biorących udział w operacji bojowej. Trudnowykrywalny, a w dodatku trzymający się z tyłu okręt mógłby stanowić ich dogodną, ze względu na gabaryty, nieuchwytną bazę. Także i w tym przypadku nawet jeden taki okręt, na stałe patrolujący w obszarze Indopacyfiku byłby elementem wystarczającym do utrzymywania stałych zdolności przeciwko marynarce wojennej ChRL.
Jakąkolwiek ze wspomnianych dwóch wersji przyszłości Zumwaltów US Navy zaproponuje Kongresowi, powinna ona zostać ona zaakceptowana. Warunkiem jest tylko odpowiednie uargumentowanie pomysłu i udowodnienie, że będzie on perspektywiczny. Powszechnie wiadomo bowiem, że kosztowne okręty, tak naprawdę powstały w konfiguracji uniemożliwiającej ich sensowne wykorzystanie, a przynajmniej takie które uzasadniałoby koszty poniesione przy budowie tych okrętów. Wydaje się, że droga w jakimkolwiek sensownym kierunku powinna zostać zaakceptowana, a fundusze przyznane. Ponieważ przebudowa będzie i tak znacznie tańsza niż budowa i projektowanie zupełnie nowych jednostek. W zamian zaś jest szansa na uzyskanie cennych i wpływających na morski układ sił jednostek, co w obliczu możliwości wielkiej bitwy morskiej z Chinami jest nie do przecenienia.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS