A A+ A++

„Dante Alighieri zostawił wielu z nas imponującą przestrzeń do zagospodarowania. Dopóki starczy nam sił, będziemy ją wzbogacali interpretacyjną i życiową inwencją, nie zważając na podstępne sprzeciwy tych, którzy zaufali jedynie własnej potędze umysłu i rzeczywistości, z której przepędzono Boga” – uważa ks. prof. Jan Sochoń, wybitny polski poeta, krytyk literacki, teolog i filozof. Z okazji obchodzonej w tym roku 700. rocznicy śmierci Dante Alighierego publikujemy esej księdza profesora poświęcony autorowi „Boskiej Komedii”, arcydzieła literatury światowej.

Publikujemy esej ks. prof. Jana Sochonia.

CZYTAJĄC DANTEGO

Nic na to nie poradzę. Modlę się o światło,

O wnętrze wieczornej perły, aeterna margarita.

Czesław Miłosz

1. Do lektury pism Dantego Alighieri, a zwłaszcza Boskiej Komedii, dorasta się przez całe życie. Arcydzieło ma bowiem to do siebie, że jego interpretacyjne wnętrze nigdy się nie wyczerpuje i w zależności od kulturowej aury czasu, odsłania te lub inne obszary własnej tajemnicy. Ale tak naprawdę co wiemy o florenckim geniuszu? Należy z żalem przyznać, że ślady z epoki są bardzo skąpe, nieliczne; ślady, które naprowadzałyby na autentyczne fakty z życia Dantego i wydarzeń, w których mógł ewentualnie uczestniczyć. Najczęściej dostajemy do rąk próbki biograficzne zawierające wiele ozdobników, błyskotek zaciemniających dostęp do realnej warstwy egzystencji, do niezwykle złożonej osobowości florenckiego poety. Dlatego trzeba klucza interpretacyjnego do dzieł Florentyńczyka szukać gdzie indziej, mianowicie w tekstach autobiograficznych, choć i one zawierają wiele sprzeczności. Nie ma innej drogi, jak właśnie ta, wyznaczona przez – w miarę pewne – fakty historyczne i autentyczne wypowiedzi Dantego, skonfrontowane z dokumentami odkrytymi w różnych archiwach (1).

Niemniej jednak, zabrzmi to może nazbyt emocjonalnie, ale teraźniejszy stan zachodniej cywilizacji, chylącej się właściwie ku upadkowi, nie sprzyja pogłębianiu życia duchowego, a nawet (w wielu częściach świata) po prostu je uniemożliwia. To czas „upodlający ludzkość”, zamazujący wartość relacji międzyludzkich i autentyczne perspektywy życiowego spełnienia. Nastąpiło obniżenie zakresu pragnień i marzeń do sfery wolności bez granic i poznawczego kryterium, które stanowi człowiecze „ja”. Żadne autorytety i wzorce religijne wraz z przykazaniami Dekalogu nie mogą wpływać na ponowoczesny styl życia i budowania więzi społecznych. Między innymi i dlatego chrześcijaństwo, ukoronowane założycielską formułą św. Jana: „A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas” (1,14), doznaje wielorakich upokorzeń, nie wyłączając coraz częstszych krwawych prześladowań.

W związku z tym wizja rzeczywistości, człowieka i religijna nadzieja zbawienia, propagowane przez Kościół ulegają przytłumieniu, także w środowiskach zdawałoby się konfesyjnych. Dogmat, obyczajowość, filozofia, teologia, literatura i sztuka, zakorzenione w tradycji wyrastającej z ewangelicznej wiary, uznaje się niemal powszechnie za tzw. idee cmentarne. Prym wiodą nauki szczegółowe, fizyka i matematyka, które jednakże przybierają swoisty „poetycki koloryt”, ponieważ każda naukowa próba uchwycenia czegoś z tajemnicy wszechrzeczy nieuchronnie pociąga za sobą tego rodzaju widzenie, skodyfikowane w konkretnym obrazie świata. Bez niego nie sposób wyobrazić sobie naturalnej logiki ludzkiego sposobu i stylu istnienia. Toteż od czasów starożytnych tworzono najróżniejsze kosmogonie, by w ich horyzoncie odpowiadać na pytania narzucane przez dookolną rzeczywistość i ludzki umysł. A ponieważ zmieniały się one nieustannie, te z nich, które kurczowo trzymały się starego porządku, traciły kontakt ze współczesnością, umacniając, chcąc nie chcąc, trwające już procesy laicyzacyjne.

Dlaczego o tych sprawach przypominam? Z prostej racji. One wszakże odgradzają nas, szczególnie jednak młode pokolenia, od możliwości wartościowego spotkania z myślą Dantego ujętą w formie nowatorskiej, literacko nienagannej i wzniośle skandalicznej, by przywołać określenie Harolda Blooma, konserwującej dzisiaj archaiczny wymiar kosmosu. Odgradzają – nie znaczy niszczą całkowicie, gdyż nadal pozostajemy w kręgu oddziaływania tego nieśmiertelnego utworu, rozumiejąc, że wszystko inne, co Dante napisał, było zasadniczo przygotowaniem i wprowadzeniem do owej Komedii, którą dwa wieki po śmierci autora nazwano „boską”, co trzeba przyznać zdarza się niezwykle rzadko. Tę „boskość” wiązano przede wszystkim z niebotycznym poziomem artystycznym na jaki wzniósł się Dante, jak też głębią antropologiczną i mistyczną. Być może tylko Szekspir mógłby się z nim mierzyć jako równorzędny partner w sztuce odsłaniania tajemnic ziemskiej i boskiej natury. W każdym razie synteza filozoficzno-teologiczna zawarta na kartach Boskiej Komedii, włączająca człowieka w całość egzystencjalnych i kosmicznych (eschatologicznych) procesów, nie daje spokoju ludzkiej kulturze, a wielu poetów, tych wybitnych i tych mniej zasłużonych, nadal uważa się za kontynuatorów europejskiej linii poezji, której źródła tkwią w platońskich dialogach, zwłaszcza w Ionie. Wystarczy przywołać propozycje Wergiliusza, Michała Anioła czy wszelkiej maści romantyków, uznających poetę przede wszystkim za proroka, jednostkę nieprzeciętną, wyrastającą ponad tłum. Wspólną cechą tych poglądów był ich charakter wyraźnie postulatywny.

Współcześnie niezbyt dowierzamy tego rodzaju ideałom, wynoszącym poetę do roli wybrańca owładniętego boskim szałem. Raczej widzimy w nim kogoś, któremu zdarzają się takie stany umysłu, połączone z pracą w słowie, dzięki którym potrafi on wykreować i poetycko doskonale przedstawić wydarzenia, stany rzeczy czy osobiste przeżycia o charakterze angażującym sprawy ludzi bez względu na czas i moment historyczny. W ten sposób rodzą się prawdziwie kanoniczne dzieła, takie jak właśnie Boska Komedia, gdzie osobowość poety wybija się na pierwszy plan, zjednoczona wszakże z opisem miejsc i wydarzeń świata nadprzyrodzonego na sposób wyjątkowo realistyczny, dosłownie przeniesiony z ziemskiego doświadczenia.

Hegel w trzecim tomie Estetyki (III, 992) znakomicie uchwycił, że przedmiotem Boskiej Komedii jest absolutny cel ostateczny, miłość boska w jej nieprzemijającym stawaniu się i w jej niezmiennych kręgach, a miejscem akcji piekło, czyściec i niebo. I w to nieczułe na żadne zmiany istnienie Dante wtłacza czy pogrąża żywy świat ludzkich działań i cierpień, a ściśle mówiąc indywidualnych czynów i losów. Po drugiej stronie śmierci stykamy się więc z historycznymi osobami, z ziemskimi krajobrazami, cesarstwem, Kościołem. Mimo to jesteśmy świadomi, że Dante zawsze pozostawał poetą, stąd bardziej mu zależało na literackiej fikcji, niż mocy historycznych wydarzeń. Pisał o etapach dróg duchowych, prowadzących w ostateczności do oczyszczenia-oświecenia-zjednoczenia z Bogiem, a dokładnie z „obliczem Chrystusa”. Poetycka siła słowa, wykorzystanie nowego języka narodowego, co już samo w sobie było krokiem dziejowym, sprzężenie literackości z realizmem, wreszcie zaskakująca obrazowość sugerująca ekstatyczne uniesienia – wszystko to naznaczyło utwór Dantego niemal wieczną trwałością.

2. W związku z powyższym, nie dziwi, wręcz cieszy, oficjalna wypowiedź papieża Franciszka, wzbogacająca głosy jego poprzedników, którzy z okazji rocznic urodzin albo śmierci Dantego wyrażali aprobatę i zachwyt nad dokonaniami jednego z największych poetów ludzkości. Jest to naturalnie głos teologiczny, nie teoretycznoliteracki, choć na porządek estetyczny zwraca pewną uwagę. Co wydobywa Ojciec Święty z dantejskiej narracji? Najpierw proponuje zauważyć, że stanowi ona jeden z chrześcijańskich korzeni Europy i Zachodu, jako integralna część światowego dziedzictwa. Jej znajomość powinna się stać niezbędnym elementem osobistej i osobowej kultury każdego człowieka, szczególnie chrześcijanina. Dante przecież swoją własną sytuację egzystencjalną (politycznego wygnańca skazanego na śmierć) przekształcił w uniwersalny, uwznioślony wzorzec o następującym schemacie: od pragnienia do osiągnięcia szczęścia w Bogu. Stał się tedy prorokiem nadziei mającej swoją podstawę w wierze, miłości i pięknie. Dokonał głębokiej wewnętrznej przemiany, żeby wskazać innym ludziom możliwość powtórzenia tego typu drogi, gdyż Bóg jest miłosierny, łaskawy, przygarnia wszystkich, bez względu na ich przynależność religijną czy status intelektualny. Z całej trzyczęściowej „biografii Dantego” wyziera jednoznacznie chęć obrony przyrodzonej wolności i godności człowieka, powiązanej z kultem Maryi oraz miłością umożliwiającą osiągnięcie zbawienia.

Wysuwając wskazane tezy, papież Franciszek postawił pytanie o aktualność przesłania Dantego. Czy rzeczywiście może on być w dwudziestym pierwszym wieku godnym podjęcia wyzwaniem? Ależ tak, napisał z przekonaniem. Warto żebyśmy Dantego wysłuchali i próbowali naśladować, stając się jego towarzyszami w drodze życiowej. W ten sposób będziemy mogli przejść bez wielkiego uszczerbku przez „ciemny las” grzechu i zniechęcenia, tego, co nas wewnętrznie zniewala i odgradza od litościwej twarzy Chrystusa. Ale wymaga to konkretnego wysiłku, lekturowej cierpliwości oraz wrażliwości na poetycki wymiar języka. Byłoby najlepiej, gdybyśmy mogli czytać Boską Komedię w języku włoskim. Pozbawieni tej umiejętności nie jesteśmy wszakże skazani na hermeneutyczną porażkę. Mamy wiele polskich przekładów, często tylko cząstkowych, jak chociażby próby Adama Mickiewicza, Cypriana Kamila Norwida, Juliana Korsaka, Adama Asnyka, Edwarda Porębowicza, Aliny Świderskiej, Tomasza Łubieńskiego, Stanisława Barańczaka czy Agnieszki Kuciak. To ostatnie dokonanie wydaje się najbardziej przylegać do wrażliwości współczesnego odbiorcy, jasne, wierne, świetnie oddające warstwę brzmieniową oryginału.

Lecz to nie wszystko. Znacznym udogodnieniem w lekturze będzie znajomość kultury antycznej i średniowiecznej, w tym ówczesnych koncepcji teologicznych i ściśle filozoficznych. Dante bowiem w jednym z autokomentarzy do swego dzieła stwierdził, że jego pisarska forma jest dwojaka: raz polega na poezji, fikcji, opisie, dygresji, metaforze; dwa na definiowaniu, rozróżnianiu, dowodzeniu, odrzucaniu i cytowaniu przykładów. A zatem spojrzenie filozoficzne idzie tutaj w parze z dykcją teologiczną i biblijną, budując model oryginalnej teologii poetyckiej. Przy czym nie sposób przekonująco uzasadnić, że Dante był tomistą, awerroistą bądź zwolennikiem Bonawentury, a może świadomym eklektykiem korzystającym z wielości kulturowych propozycji, by za ich pomocą potwierdzać własne poglądy.

Raczej warto go uznać przede wszystkim za moralistę, któremu zależało na zwycięstwie sprawiedliwości w porządku doczesnym zrealizowane przez cesarza. Wyraźnie sugerował w Biesiadzie (III, XV 11-13) , że moralność jest pięknem filozofii. Mądrość bowiem, o której świadczy filozofia, kieruje w stronę szczęścia tylko wówczas, kiedy pociąga za sobą działanie motywowane cnotą. W tej opcji filozofem godnym tej nazwy może być tylko autentyczny, pokorny chrześcijanin. Przypomnijmy, że Dante przynależał ostatecznie do gibelinów, popierających cesarza Świętego Cesarstwa Rzymskiego w dążeniu do absolutnego panowania w Europie. Niestety, z powodu intryg politycznych między wspomnianymi gibelinami a gwelfami, którzy stali po stronie papiestwa, musiał udać się na uciążliwą tułaczkę po bezdrożach północnej Toskanii, zakończoną śmiercią w Rawennie w nocy z 13 na 14 września 1321 roku. Miał wtedy pięćdziesiąt sześć lat.

3. Papież Franciszek pod koniec swego okolicznościowego listu zachęca współczesnych artystów, żeby użyczyli Dantemu swego tonu, wizerunku i serca, żeby podążali ścieżką piękna, którą on tak mistrzowsko przemierzył. W pewnym więc sensie i ja poczuwam się do reakcji na papieskie zaproszenie. Wiadomo, że w przeszłości różnie z recepcją Dantejskiej frazy bywało, ale należy przyznać, że już za życia Dantego jego poetycka sława docierała do granic Polski, a w okresie romantyzmu przybrała bardzo na sile. Natomiast większość odniesień do jego wizji artystycznych w dwudziestowiecznej literaturze polskiej, mieści się w przestrzeni wyznaczonej przez stanowisko zaprezentowane przez Witolda Gombrowicza, Stanisława Vincenza i Czesława Miłosza.

Pamiętam, jak wertując z przejęciem jeden z tomów Dziennika natrafiłem na rozważania Gombrowicza na temat Dantejskiego Piekła. Byłem zadziwiony prowokacyjną postawą pisarza, który toczył, niezrozumiałą wówczas dla mnie, kuriozalną grę z Dantem, a zapewne i z czytelnikami jego dzieła, wynosił się ponad niego, stroił interpretacyjne miny, dawał wielkiemu Toskańczykowi ironiczne kuksańce. Przekonywał, że porównywać Mickiewicza z Dantem lub Szekspirem, to porównywać owoc z konfiturą. Myślałem wtedy: gdzież temu emigracyjnemu sztukmistrzowi do arcydzielności tercyn Boskiej Komedii? Z czasem mój niesmak bledł, ponieważ okazało się, że Gombrowicz potraktował odniesienie do Dantego tylko jako pretekst do snucia właściwej opowieści o sobie samym, o Formie, o Bólu, o „piekle” jednostki uwikłanej w „ciemny las niedojrzałości”.

Zupełnie odmienne reagował na twórczość Dantego Czesław Miłosz, zmagając się z nią żarliwie i bardzo poważnie, już od młodych lat, co zostało uwidocznione w sporej ilości dantejskich wzmianek, cytatów, a w szczególności w sławnym wierszu Dante z 1990 roku, pomieszczonym w tomie Dalsze okolice. Przyszłego Noblistę niebywale smucił zanik wyobraźni religijnej w nowoczesnych społecznościach. A bez niej, jak sądził, nie sposób radzić sobie z potwornościami niesionymi przez totalitaryzm i powszechne wojny. Pytał zatem: jak przywrócić językowi i pojęciom dotyczącym wiary formę, która mogłaby ożywić popadającą w ruinę duchową przestrzeń ludzkiego życia. Co uczynić, by wzmocnić stabilność chwiejącej się u samych swych podstaw religii.

Miłosz miał na myśli chrześcijaństwo, które na ostatnim etapie życia uznał za swoje jedyne ocalenie. Dante utwierdzał go w poczuciu, że bycie poetą oznacza nie tyle akceptację figury wygnańca, ile raczej kogoś wkomponowanego w ludzki wszechświat, w którym zajmuje on poczesne mu miejsce, dysponując szansą spotkania „w wiecznej zorzy” Beatrycze uosabiającej wieczne, szczęśliwe spełnienie. A ponieważ wykorzenienie metafizyczne stanowi o dotychczasowej kondycji człowieka, nie jest on już zdolny do przyjęcia dantejskiego piekła, którego obrazowanie przegrywa z osiągnięciami najnowszej nauki i zostaje odrzucone jako zbyt literackie, mające znamiona fantastycznego ornamentu. Nadto, ziemia Dantego w niczym już nie przypomina „ziemi Urlo”, ani tym bardziej Eliotowskiej „ziemi jałowej”, przeto nie wyraża tego, co stanowi o istocie nowoczesności. W takim ujęciu Dante staje się bliski w metaforze uchodźcy duchowego, doświadczającego, według terminologii Adama Mickiewicza, „Sybiru jako piekła politycznego”, w najszerszym znaczeniu tego określenia. Przy tym wszystkim Miłosz nie pozbywa się tęsknoty za niebiańską ojczyzną, za utraconą „drugą przestrzenią”, za uświęconym stanem wieczności.

4. Z dotychczasowych uwag jasno wynika, że Dantego przedstawiano w najróżniejszych kostiumach, w zależności od kraju, epoki, czasu, a nawet ustroju społecznego. Najczęściej bywał wygnańcem, pielgrzymem, prorokiem, przewodnikiem duchowym, łącznikiem pomiędzy Ziemią a Niebem, politykiem. Ten ostatni przydomek zauważalnie rozgościł się w polskiej tradycji interpretacyjnej, wyznaczając wręcz topos Dantego (człowieka i bohatera literackiego) jako pątnika podtrzymującego ufność, że możliwe jest odzyskanie straconego raju (dzieciństwa, ojczyzny, niewinności, wolności) i wybicie się do moralnej niepodległości wraz z miłością „co słońce porusza i gwiazdy” (Raj, XXXIII, 145). Miłość natomiast przybierająca u Dantego nieodwołalnie wysublimowaną postać duchową, mającą swój pierwowzór w osobie pięknej mieszkanki Florencji Beatrycze Portinari, zostanie później rozpisana na wiele odcieni i poetyckich wzorców, w tym również o wydźwięku demaskatorskim, satyrycznym, awangardowym, jak w Teatrzyku Zielona Gęś Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.

Co z tych różnorodnych odczytań znalazło dojście do mojej wyobraźni i aktywności twórczej? Głównie fakt, że Dante dopracował się teorii pisarskiej, którą warto tytułować teologią poetycką. Tę formułę odkrywamy już u Franesco Petrarki i Giovanniego Boccaccia. Mówi ona, że teologia jest poezją nadawaną poetom przez samego Boga. Czymże są przypowieści Chrystusa, jak nie alegoriami – powtarza się wtedy niemal powszechnie, odwołując się do Arystotelesa, który pierwszych greckich poetów nazywał teologami. W moim rozumieniu Dante traktował język ojczysty (nie łacinę) jako – nazwę w ten sposób – współautora tekstu poetyckiego. Jego kreacyjna moc sprawiała, że w tym, co pisał, można było odkryć coś, czego sam poeta do końca nie mógł zaplanować. Mamy tu do czynienia z jakimś naddatkiem znaczeniowym polegającym na nałożeniu na siebie relacji realnych, jakich autor doświadczał w świecie rzeczywistym, z relacjami wyobrażonymi. Tego rodzaju twórczy moment nazywam sytuacją poetycką właśnie albo dantejskim realizmem.

I co intrygujące, Dante napisał swój poemat w pierwszej osobie, by dać do zrozumienia, że jego więź z Boecjuszem, autorem O pocieszeniu, jakie daje filozofia oraz z Wyznaniami św. Augustynem ma wymiar egzystencjalny i niezatarty, otwierający horyzont za którym zaczęła świtać europejska nowożytność. Dało to zapewne asumpt niektórym uczonym do tego, żeby dostrzec u Dantego zasadnicze pryncypia, ważne aktualnie: biegunowość ziemskiej egzystencji, czas i wieczność, wolność i przeznaczenie, indywidualność i życie, wielokształtność przeżywania miłości. Mają oni oczywiście świadomość, że fenomen Dantego nie daje się w żaden sposób ująć w jakieś jednorodne formuły czy konwencjonalne hasła. Lecz ważniejsze jest to, że podczas czytania zostajemy wciągnięci we własne problemy egzystencjalne. Dante zdaje się odpowiadać na te trudności i kwestie bycia, które nas obecnie intrygują i nie pozwalają spokojnie zasnąć. Jakie są to zagadnienia?

Wskażę zaledwie na kilka z nich, powołując się na opinię Johna Tooka (2). Otóż, świat Dantego to teren moralnej niepewności i politycznej przemocy. Wygnanie i postanowienie wyroku śmierci, które sprawiło, że Dante, jak wspomniałem wcześniej, musiał się przemieszczać w granicach ówczesnej Toskanii – nie jest tak bardzo istotne. Warto natomiast wziąć pod uwagę to, że głęboko medytował on nad naturą ludzkiego szczęścia. A jego dzieło, ujęte w swej wspaniałej całości, trzeba potraktować jako znak stałej obecności w epoce współczesnej. To przewodnik wskazujący drogę do osiągnięcia uniwersalnego „dobrostanu”, wizji dobrego społeczeństwa, otwartego, dodajmy, na pragnienia nadprzyrodzone.

Osobiście ogromne wrażenie wywołują we mnie te fragmenty Boskiej Komedii, gdzie rozpoznaję Beatrycze jako kogoś z krwi i kości, choć „wdzwonionego i wśpiewanego” (3) w cienie pozaświatowego bytowania od czasów pierwszego jej spotkania z dziesięcioletnim Dantem w małym kościele Santa Margherita. Przyjmuję, że życie miłosne Dantego podlegało i nadal podlega najróżniejszym ocenom, niekiedy bardzo ostrym i niesprawiedliwym. Trudno wszakże uznać za uzasadnione postulaty, że Beatrycze należy do prywatnej gnozy poety, do zmienionego przez niego planu zbawienia. Dołączył on po prostu Beatrycze do katolickiej wiary. Moim zdaniem o wiele bardziej prawomocną tezę zaproponował Hans Urs von Balthasar w jednym z tomów swojej Estetyki teologicznej. Czytamy tam o wspaniałej zasadzie ustalonej przez Dantego. Polega ona na tym, że dla nieskończonej miłości chrześcijanin wcale nie potrzebuje wyrzekać się miłości skończonej, ale w sposób pozytywny wnosi ową miłość skończoną w miłość nieskończoną, za cenę rzecz jasna straszliwych cierpień. Nie wypada tedy dziwić się, że metafizyka straciła u Dantego palmę pierwszeństwa na korzyść etyki, nauki o prawym zachowaniu. Podobną perspektywę przyjął w polskim pisarstwie Adam Mickiewicz. Być może dlatego nie spotykamy w pozaziemskich krajobrazach obrazu krzyża Chrystusowego, a towarzyszem Dantego w podróży jest Wergiliusz, choć można było się spodziewać obecności Chrystusa.

Co przeto pozostaje? Lśniące na niebieskim szczycie empirium, wyobrażone jako róża mistyczna – amfiteatr „o tysiącu stopni”, gdzie antyczny eros rozświetla spotkanie Dantego i Beatrycze, Gabriela i Maryi, miłości ziemskiej i niebiańskiej. Dzieje się tak po odbyciu pokuty, oczyszczenie, po dokonaniu wewnętrznej przemiany. Mimo to wydźwięk całej dantejskiej opowieści jest dojmujący tragizm, sięgający w zdwojonym stopniu potępionych w piekle. I ten tragizm bardzo mnie porusza.

5. Wiem: Dante Alighieri zostawił wielu z nas imponującą przestrzeń do zagospodarowania. Dopóki starczy nam sił, będziemy ją wzbogacali interpretacyjną i życiową inwencją, nie zważając na podstępne sprzeciwy tych, którzy zaufali jedynie własnej potędze umysłu i rzeczywistości, z której przepędzono Boga.

Ks. Jan Sochoń

Warszawa-Bielany, marzec 2021 r.

Przypisy.

1. Nie tak dawno pojawiła się na rynku wydawniczym niewielka książka Giorgia Inglese Vita di Dante. Una biografia possibile (2018), urodzonego w 1956 roku w Rzymie, włoskiego filologa, nauczyciela akademickiego, profesora i wykładowcy literatury na Uniwersytecie Sapienza, znanego edytora, znawcy kultury średniowiecznej, w tym zwłaszcza twórczości Dantego. Warto do niej zajrzeć, gdyż to ten rodzaj biografii, na którą mógłby się ewentualnie zgodzić sam zainteresowany, czyli Dante.

2. Zob. J. Took, Why Dante Matters. An Intelligent Person’s Guide, London 2020

3. Przywołane neologizmy to wynik przekładowej oryginalności Marii Dąbrowskiej, która przyswoiła polszczyźnie znakomitą, choć dzisiaj całkowicie zapomnianą powieść duńskiego pisarza Jensa Petera Jacobsena pt: Niels Lyhne, napisaną pomiędzy 1878 a 1880 rokiem, wydaną zaś w Polsce po raz pierwszy w 1957 roku. Mówi się w niej, jakby w sprzeciwie wobec dantejskiej wizji życia i Boga, że dopiero osobiste przeżycie „śmierci Boga” pozwala na przedstawienie nieba jako wolnej, nieskończonej przestrzeni. Kiedy bowiem „ciemny świat zbawienia i potępienia pryśnie jak bańka mydlana”, wtedy dopiero ludzka wolność odzyska swoją autonomię i najgłębszy sens. Przeczucie ducha Dostojewskiego i Nietzschego jest tutaj nadzwyczaj widoczne.

Ks. Jan Sochoń, ksiądz, profesor zwyczajny filozofii, poeta, krytyk literacki i eseista. Po ukończeniu polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, wstąpił do warszawskiego seminarium duchownego. Studia filozoficzne, uwieńczone doktoratem, odbył na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracą dydaktyczną i naukową związał się z Uniwersytetem im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego (wcześniej Akademią Teologii Katolickiej). Tutaj obronił doktorat, zdobył habilitację i tytuł profesorski. Należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, P.E.N. – Clubu, Polskiego Towarzystwa Tomasza z Akwinu a także innych gremiów naukowych. Jego utwory przetłumaczono na język angielski, francuski, niemiecki, włoski, rosyjski, czeski, serbski, chorwacki, ukraiński; zostały nadto zamieszczone w kilku zagranicznych antologiach. Główne obszary badań: historia filozofii, filozofia religii, filozofia kultury, hermeneutyka, ateizm i jego współczesne oblicza, związki filozofii z literaturą. Opublikował wiele książek filozoficznych, prac edytorskich, haseł encyklopedycznych oraz tekstów literackich. Ma na swoim koncie kilkanaście tomików poezji. Od lat współpracuje z radiem, telewizją i prasą. Zajmuje się krytyką literacką, publicystyką, eseistyką.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTotal War: Rome Remastered na PC oficjalnie zapowiedziane. Premiera odświeżonej wersji gry strategicznej w kwietniu
Następny artykułKonkurs – Wiosna