24 marca 2021, 16:00
autor: Draug
Gracz, fantasta, bibliotekarz. Entuzjasta dobrych opowieści, intensywnych strzelanin i samochodówek.
Josef Fares idzie za ciosem i raz jeszcze podsuwa nam grę, której nie można przejść w pojedynkę. Zabawa znów jest przednia… ale mam wątpliwości, czy It Takes Two, reprezentujące niepoważny gatunek platformówek 3D, stanowi krok naprzód po A Way Out.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Muszę Was zmartwić. Pewnie słyszeliście, że Josef Fares, reżyser It Takes Two, obiecał tysiąc dolarów każdemu, kto z ręką na sercu powie, iż znudził się jego najnowszą grą. Niestety, nici z łatwej kasy. Ostatnie dzieło studia Hazelight rzuca graczom dziesiątki różnych wyzwań – a znudzić się nim to bodajże najtrudniejszy cel, jaki można sobie tutaj wyznaczyć. Fares słynie z buńczucznych wypowiedzi, ale tym razem jego pewność siebie ma dobre podstawy.
Kooperacja w It Takes Two niejedno ma imię.
Rzadko widywane oblicze EA
- ogromna różnorodność scenerii i mechanik rozgrywki – nuda nie wchodzi w grę;
- kreatywne i przemyślane wyzwania, które wymuszają ścisłą współpracę;
- śliczne projekty poziomów;
- długa i pełna opcjonalnych atrakcji przygoda;
- obfitość widowiskowych filmów przerywnikowych.
MINUSY:
- banalna, a czasem wręcz infantylna fabuła;
- nierówny poziom trudności, którego nie da się regulować;
- sterowaniu i pracy kamery niekiedy brakuje precyzji, a cutscenkom płynności.
Potrzeba było dużo odwagi do stworzenia takiego projektu jak It Takes Two. Po pierwsze, gra, którą nie, że można, tylko którą trzeba przechodzić w kooperacji, zawsze będzie miała mniej nabywców niż tradycyjny „solowy” tytuł (zwłaszcza gdy nie wymuszasz kupienia dwóch kopii do wspólnej zabawy). Po drugie, ryzyko zwiększa wskakiwanie do basenu platformówek 3D, w którym pływają rekiny Nintendo, a ostatnio grasuje także pewien wychuchany jamraj pasiasty. Po trzecie wreszcie, na igranie z ogniem zakrawa wypuszczenie takiej pozycji w cenie ok. 160 zł (to znacznie więcej, niż kosztowało A Way Out, poprzednie dzieło studia Hazelight). I pomyśleć, że cały czas mówimy o produkcji wydanej przez Electronic Arts…
Josef Fares w swoich ambicjach wybiega jednak dalej. Nie chce tylko sprzedać swojego produktu. On życzy sobie, aby każdy nabywca zobaczył napisy końcowe w jego grze – i wydaje się przekonany, że dopnie swego. No cóż, to śmiałe założenie, zważywszy że mowa o przygodzie na dobre 15 godzin (tak, podbicie ceny względem A Way Out ma solidne uzasadnienie). Przygodzie, która wprawdzie przykuwa do ekranu wartką i zmieniającą się ciągle akcją, a przy tym imponuje pomysłowością twórców, jednak wypada rozczarowująco na płaszczyźnie narracyjnej.
Niech nie zwiedzie Was urokliwa grafika – It Takes Two nie nadaje się dla najmłodszych. Ta scena chyba będzie mi się śnić po nocach…
Dziecinna bajka dla dorosłych
Tutaj musimy zadać sobie jedno ważne pytanie: kim jest docelowy odbiorca It Takes Two? Fabuła nie powinna mieć większego znaczenia, jeśli gra wpadnie w ręce entuzjasty platformówek 3D – w tym gatunku nie należy spodziewać się zbyt wiele po opowieści. Gorzej, jeśli po omawiany tytuł sięgnie osoba taka jak niżej podpisany, zwabiona renomą, jaką Josef Fares zyskał dzięki dotychczasowemu dorobkowi, tj. wspomnianemu już parokrotnie A Way Out oraz starszym Brothers: A Tale of Two Sons. Jeśli liczycie na równie silny ładunek emocji w It Takes Two, możecie się srogo zawieść.
Gdybym miał do czegoś przyrównać tę grę, przywołałbym kinową serię Toy Story (pasuje tym bardziej, że Fares to niespełniony filmowiec). Główni bohaterowie, Cody i May, to rozpadające się młode małżeństwo. Gdy oznajmiają swojej córce Rose, że chcą wziąć rozwód… zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Protagoniści zmieniają się w miniaturowe zabawki i ruszają w szaloną podróż po własnym domu (i przyległościach) pod okiem niejakiego doktora Hakima, który próbuje ocalić ich związek na prośbę dziewczynki.
Pościgi, bijatyki, strzelaniny – It Takes Two jest naładowane akcją w znacznie większym stopniu niż A Way Out. Pojedynki z bossami to tutaj chleb powszedni.
Pomysł na fabułę od początku mi się podobał i widziałem w nim spory potencjał. Niestety, momenty, w których ów potencjał byłby dobrze realizowany – tj. chwile, gdy graczowi-widzowi robiłoby się ciepło na sercu, jak przy dobrze nakręconym animowanym filmie familijnym – zdołam chyba policzyć na palcach jedn… no, niech będzie, że obu rąk. Choć cutscenek jest tu bez liku, a dialogów jeszcze więcej, rozwijaniu opowieści służy nie więcej niż jedna trzecia z rzeczonych (około) 15 godzin, w których zamyka się cała historia.
DWA OBLICZA KOOPERACJI
It Takes Two oferuje dwa warianty kooperacji: lokalny i sieciowy. Ten pierwszy to klasyczne kanapowe doświadczenie na podzielonym ekranie. Drugi jest o tyle ciekawy, że nie potrzeba do niego dwóch kopii gry – wystarczy zaproszenie do zabawy od osoby, która posiada już ten tytuł.
Twórcy dali sobie mnóstwo czasu, by wyraziście nakreślić bohaterów oraz ich wzajemną relację – i go zmarnowali. Ona bez przerwy pracuje, on ma z tym problem, nie dogadują się, chcą rozwodu – i to z grubsza tyle niuansów w tej opowieści. Przez pół gry Cody złorzeczy May, a May złorzeczy Cody’emu – mimo że oboje muszą stale współpracować, by usuwać ze swej drogi coraz dziwniejsze kłody rzucane im pod nogi – aż wreszcie, od któregoś momentu, między bohaterami na nowo rodzi się nić porozumienia. Przepraszam, jeśli zepsułem Wam (pożal się Boże) niespodziankę.
Czy po drodze trafiają się chociaż ciekawe zwroty akcji? Nie, nada. Chyba że za takowe uznamy „zaskakujące” przeszkody wyrastające nieustannie przed bohaterami, oddalające ich od oczywistego celu czekającego na końcu tej kilkunastogodzinnej drogi. Wspomniane liczne cutscenki upływają głupkowatym postaciom głównie na przerzucaniu się nonsensownymi okrzykami, złośliwościami i w większości czerstwymi żarcikami. Dodajmy do tego ogólnie banalny (a chwilami wręcz infantylny) wydźwięk dialogów – z chlubnymi wyjątkami, ale tylko paroma – a otrzymamy niezbyt porywającą narrację. Dobrze chociaż, że filmy przerywnikowe są znakomicie animowane i widowiskowe, a aktorzy głosowi porządnie wykonali swoją pracę.
Również główkowania jest tutaj znacznie więcej niż w poprzedniej grze studia Hazelight. Ot, platformówka co się zowie.
ŁYŻKA PVP W BECZCE KOOPERACJI
Mimo ogólnie kooperacyjnego charakteru gry w It Takes Two nie brakuje też okazji, by porywalizować (nie inaczej niż w A Way Out). Funkcję znajdziek pełnią tutaj ukryte minigierki, do których można wrócić w każdej chwili z poziomu menu (tj. do tych, które udało się odnaleźć). Jest ich łącznie 25 i obejmują takie aktywności jak szachy, wyścigi resoraków, bitwa na śnieżki czy quasi-curling. To miły przerywnik, chociaż trudno poświęcić którejkolwiek z tych rozrywek więcej niż pięć minut.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS