Trochę dookoła, najpierw półgębkiem, a w końcu otwarcie w europejskich stolicach zaczęło się mówić o porażce programu unijnych zakupów i dystrybucji szczepionki do obywateli. Najsilniejszy gospodarczo blok na świecie okazał się nie dość silny, by wynegocjować i zrealizować kontrakty z gigantami farmaceutycznymi na czas i w postaci, która pozwoliłaby na sprawne zaszczepienie setek milionów mieszkańców kontynentu.
Ostatnio te pytania, co się stało i dlaczego, wracają w kontekście gróźb Komisji Europejskiej o zakazie eksportu szczepionek z kontynentu. Z UE wywieziono już podobno 41 milionów dawek, ale kraje spoza kontynentu nie mają zamiaru podzielić się swoimi nadwyżkami z Europą. Nawet pomimo tego, że niektóre – jak Kanada czy Wielka Brytania – mają już ich kilkukrotnie więcej niż wymagałby nawet najbardziej rozrzutny program zaszczepienia każdego mieszkańca. Trudno zresztą sobie w ogóle wyobrazić, co miałoby stać się z dziesiątkami i setkami milionów nadmiarowo zamówionych dawek, skoro każdy potrzebuje w tym roku maksymalnie dwóch (w zależności od producenta).
Niezależnie jednak od „wirtualnej” ilości zamówionych szczepionek tu czy tam – nie ma ich na miejscu dość, by dorównać w prędkości szczepień Wielkiej Brytanii, Izraelowi czy USA. Dziś także w Polsce – co pokazuje także najnowszy sondaż SW dla Wirtualnej Polski – dominuje przekonanie o porażce.
Zobacz więcej: Fortuna na szczepionkach przeciw COVID-19. Kto zarobi najwięcej?
Co o niej zdecydowało? Eksperci i komentatorzy wskazują, że u źródeł problemu stanęło europejskie podejście do procedur i negocjacji. Najpierw zdecydowano, że kraje UE będą ubiegać się o szczepionkę i jej zakup wspólnie, jako blok, nie pojedynczo. To pozwoliło zbić cenę i uzyskać u koncernów farmaceutycznych lepsze warunki – w porównaniu do Izraela czy USA, różnica 10 dolarów w cenie oznacza miliardowe oszczędności. Proces uzyskiwania zgody państw jednak trwał. „Europa przez długie miesiące targując się o cenę i negocjując szczegółowe warunki umów z producentami dołożyła nieporównywalnie mniejszą cegiełkę do globalnej walki z pandemią i straciła cenny czas, który można było wykorzystać na rozbudowę mocy produkcyjnych. Uderzający jest fakt, że umowę z niemiecko-amerykańskim konsorcjum BioNTech/Pfizer UE podpisała niemal cztery miesiące po Amerykanach, choć to w laboratoriach naszego zachodniego sąsiada opracowano pierwszą skuteczną szczepionkę przeciwko koronawirusowi” – pisał jeszcze w lutym Adam Traczyk, analityk i doradca Komisji Spraw Zagranicznych i Unii Europejskiej w Senacie.
Po drugie, w czasie gdy nie oglądając się na koszty Izrael kupował szczepionkę i wdrażał program szczepień, Europa zdecydowała się nie wywierać politycznej presji na Europejską Agencję Leków, by ta zaakceptowała szczepionki i certyfikowała je do użycia. To chwalebne, ale nawet kilka dni lub tygodni „czołowego startu” USA i Wielkiej Brytanii oznaczały o kilka milionów wyższą liczbę obywateli zaszczepionych w kluczowej fazie programu.
To właśnie na te grzechy założycielskie zwraca uwagę dziennikarskie dochodzenie i analiza opublikowane w styczniu na stronach POLITICO. „Decyzja by przedłożyć procedury ponad prędkość, a solidarność europejską ponad przestrzeń do manewru pojedycznych rządów, jest dziś uznawana za przyczynę opóźnień w walce z koronawirusem” – pisały Jillian Deutsch i Sarah Wheaton. Dziś pytanie, czy było warto, stawiają też europejscy politycy. „Czy to była właściwa strategia, bo koszty dla gospodarki są tak olbrzymie, że właściwie opłacało się być może zapłacić za te szczepionki każdą cenę, byleby mieć je wcześniej?” – zastanawiał się w czwartek na głos Radosław Sikorski.
Przywilej, który daje wielkość UE, zaowocował też inną przeszkodą – problem jednego kraju albo pomysł płynący z jednej stolicy musi być każdorazowo rozstrzygnięty na szczeblu centralnym. Dziś na przykład, gdy pojawiają się wątpliwości dotyczące niepożądanych objawów poszczepiennych preparatu AstraZeneca, każdy kraj ogląda się na Europejską Agencję Leków – co w normalniejszych okolicznościach zresztą byłoby wskazane – i jej oceny. Wątpliwości albo problemy w jednym kraju przesączają się do drugiego. To wiąże się zaś z trzecim – choć trudnym do oszacowania – powodem, dla którego zdaniem niektórych Europa skazana była na porażkę. To, choć wydaje się to niewiarygodne, właśnie na naszym kontynencie był największy odsetek osób sceptycznych wobec szczepień na koronawirusa. Rozwinięte kraje, jak Francja i Niemcy, mają w swoich krajach głośne grupy antyszczepionkowe.
Czytaj też: Rosja na szczepionkowej wojnie z Europą. „Jeśli chcemy zachować strefę Schengen, nie możemy szukać szczepionek na boku”
Choć trudno przesądzać, że to akurat one zaniżają skuteczność programu szczepień. W badaniu IPSOS z minionego roku, największą niechęć do szczepień, obok Francji, zgłosili także niestety Polacy, a obok nad Rosjanie i Węgrzy. Dziś jednak każdy z tych krajów ma radykalnie inny odsetek wyszczepionych – Węgry bardzo dobry, Polska przeciętny, a Rosja fatalny. Oczywiście, o ile porównać je z resztą Europy, a nie Izraelem czy jeszcze mniejszymi Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi. Czynników dla krajowych sukcesów lub porażek jest więcej. Choć widać, że ekonomiczna siła i potencjał biznesowy danego kraju grają rolę – skoro poza Europą gotowi, by przepłacać, ale i mocni na rynku farmaceutycznym Amerykanie, Brytyjczycy i Izraelczycy poradzili sobie sprawniej. Unia, która nauczyła się dużo lepiej niż reszta świata grać przeciwko monopolom cyfrowym czy energetycznym, w negocjacjach z koncernami farmaceutycznymi okazała się mniej wyrobionym partnerem.
Porażka Europy budzi schadenfreude u wszystkich jej przeciwników. W sprawie działań Komisji Europejskiej prorządowe media w Polsce przyjęły już dawno strategię, że jeśli coś się w Brukseli nie udaje, to z pewnością z winy niemieckich i holenderskich pyszałków. Gdy jednak zjednoczona Europa jakieś sukcesy odnosi i powołuje do życia ambitne plany – jak z Europejskim Planem Odbudowy i Rozwoju – to niezaprzeczalnie osobisty sukces premiera Mateusza Morawieckiego. Szeroko na temat porażki UE rozpisują się Amerykanie – tylko w ostatnim tygodniu jednym głosem mówiły w tej sprawie liberalny „New York Times” i prawicowy „National Review”.
Ale akurat dla Polski trudno byłoby znaleźć alternatywę lepszą niż niedoskonały pomysł wspólnego zakupy i negocjacji na poziomie UE. Bo gdyby Warszawa z tego projektu postanowiła się wyłamać, kupiłaby najprawdopodobniej drożej, a szczepiła mniej więcej tak samo. To jednak nie oznacza, że należy sytuację pudrować. W sprawie szczepionek nikt w Europie nie ma powodów do radości.
Zobacz więcej: Czy szczepionek starczy dla wszystkich? [INFOGRAFIKA]
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS