Jarek, Gospodarz Dworu na Wichrowym Wzgórzu, można dodać Paczkowski, nazwiska rzadko używa, bo wszyscy wiedzą o kogo chodzi.
Mówi o sobie, że jest gruntownie wykształconym rolnikiem, ukończył Technikum Rolnicze w Tarnobrzegu, a potem Akademię Rolniczą w Krakowie. Od kilku lat dzięki swojej muzycznej pasji, determinacji i zaangażowaniu z powodzeniem prowadzi „Dwór na Wichrowym Wzgórzu” w Przybysławicach. Miejsce, gdzie koncerty dają największe sławy polskiej sceny muzycznej.
-Moja edukacja akademicka trwała dość długo, bo lat 12. W międzyczasie już prowadziłem firmę i kiedy była sesja, to ja miałem największy ruch w mojej branży – mówi Jarek Paczkowski. Grając w piłkę tak połamałem nogę, że zmobilizowałem się i udało się wtedy te studia skończyć. Dyplomu do dzisiaj nie odebrałem, ale tytuł inżyniera przed nazwiskiem się przydał.
Perełka na wzgórzu
Dwór w Przybysławiach wypatrzył sobie w 2005 roku w kwietniu. Prowadził wtedy firmę budowlaną, mieszkał z rodziną w Tarnobrzegu.
-Choć żona urodziła się w Klimontowie, więc w zasadzie można powiedzieć, że jest tutejsza, to o tym miejscu nie wiedziała – słyszę. Po sąsiedzku montowałem okna i dostrzegłem zarośnięty, wystający z chaszczy fragment starego dworu. Miejsce mnie urzekło. Urodziłem się w Sudetach, a później mieszkałem w Beskidzie Niskim. Dlatego tym bardziej spodobał mi się, położony na wzgórzu dwór i te piękne widoki, rozpościerające się ze wzgórza. To takie południowo -wschodnie rubieże Gór Świętokrzyskich. Zakochałem się w tym miejscu. Tak już trwa to od 16 lat.
Jak mówi Jarek to jest dwór jeden z wielu, jakie w tym rejonie funkcjonowały jeszcze przed wojną. Na mapie z 1936 roku w gminie Klimontów i ościennych gminach jest zaznaczone 36 funkcjonujących dworów. Aktualnie z tych dworów ocalało 4: w Niedźwicy, Przepiórowie i remontowany obecnie w Pęchowie, no i oczywiście ten w Przybysławicach.
-Z uwagi na to, że tych dworów było dużo, to nikt ich historią się nie interesował, nikt jej nie spisywał, to były dzieje przekazywane ustnie z pokolenia na pokolenie – mówi Jarek. I tak też poznawaliśmy historię naszego dworu. Wówczas było może z 5 osób na wsi, które pamiętały jeszcze czasy przedwojenne, pamiętały dziedzica. Teraz może zostało 2 osoby.
Historia poznana
Przy odtwarzaniu historii dworu pomagał Jarkowi redaktor Tygodnika Nadwiślańskiego, Rafał Staszewski.
-Wspólnie z Rafałem udało nam się, w miarę wiernie odtworzyć historię tego miejsca od końca XIX wieku do czasów kiedy istniała szkoła – wspomina Jarek. Historia poznana tego miejsca zaczyna się w 1863 r., czyli w czasach Powstania Styczniowego, kiedy dwór drewniany nabył Czerniakowski. Dwór drewniany po wojnie został rozebrany, przeniesiony do Postronnej, 7 km stąd. Postawiono tam szkołę, a później w latach 70. ją rozebrano i postawiono tzw. „Tysiąclatkę”. Natomiast Czerniakowski w 1876 r. ukończył w Przybysławicach budowę murowanego dworu, który odremontowaliśmy. Historia tego dworu zaczyna się w drugiej połowie XIX wieku. Dworem tym nie nacieszył się zbyt długo, gdyż w 1895 r. przegrał go w karty z mieszczaninem staszowskim, Malinowskim. Malinowski nie bardzo wiedział, co z tym dworem zrobić. Przy dworze w końcu XIX wieku było ponad 600 mórg ziemi, to jest ponad 300 ha. Wydzierżawił ten dwór. W dzierżawę wziął go Szymon Konarski, który do tej pory opiekował się dworem swojej pasierbicy w Jeleniowie (miejscowość położona za Opatowem w jeleniowskim paśmie Gór Świętokrzyskich, 50 km stąd. Dzierżawę przejął w roku 1896, kiedy to jego pasierbica wyszła za mąż za późniejszego, pierwszego nieofi cjalnego premiera nowo odradzającego się państwa polskiego, Józefa Świerzyńskiego. To jemu Rada Regencyjna powierzyła pierwszą misję tworzenia pierwszego powojennego rządu w odradzającym się państwie polskim. Myślę, że Józef Świerzyński nieraz odwiedzał tutaj teścia. Tu jest wiele dopowiedzianych historii, bo pisana historia tego miejsca stricte nie istnieje. Natomiast wspomina o tym miejscu syn Szymona Konarskiego, Kazimierz Konarski, który był profesorem późniejszego Uniwersytetu Warszawskiego. A sprowadził się tutaj do dworu razem z ojcem jako 10-letni chłopczyk. W latach 50. autor książki pt. „Tak dalekie i tak bliskie”, opisał historię swoją, swojej rodziny. Autor poświęcił Przybysławicom trzy strony. Opisał to miejsce, jako miejsce bardzo przyjazne, ciepłe i bardzo mile wspomniał spędzony tutaj czas. Konarscy ten majątek dzierżawili przez 3 lata do roku 1899, a później wyprowadzili się do Radomia. Zaczęli tutaj gospodarzyć Malinowscy. Po śmierci Malinowskiego, majątek przejął jego syn Karol, utalentowany poeta. Gospodarzył do wojny. Zmarł bezpotomnie w 1943 r. Majątek, po śmierci dziedzica odkupił Godlewski. Po wojnie w 1945 r. majątek przejął skarb państwa i stworzono tutaj szkołę podstawową. Na początku lat 50. w szkole tej mieszkała i uczyła chrzestna mojej żony. Szkoła funkcjonowała do 1986 r. Na początku w szkole było dużo uczniów. Uczyły się tutaj dzieci z Adamczowic, Byszowa, Przybysławic, Dziewkowa, Rogacza. Później dzieci z roku na rok było coraz mniej.
Nowy właściciel
-Do 2005 r. budynek stał opuszczony. Można sobie wyobrazić, jak może wyglądać, nie użytkowany, pozostawiony na pastwę losu przez blisko 20 lat obiekt. Wyglądał koszmarnie. To ja zainicjowałem sprzedaż dworu. Po pierwszej wizycie na zrujnowanej posesji, dowiedziałem się, że jej właścicielem jest Gmina Klimontów, pojechałem do gminy i spytałem się, czy nie chcieli by sprzedać budynku z działką. Ówczesny wójt Mrozowski, zaprosił mnie do gabinetu i poprosił o złożenie pisma, w którym zawarłbym chęć nabycia nieruchomości, a on na tej podstawie spróbuje przygotować operat szacunkowy i przetarg na sprzedaż nieruchomości. I tak też się stało, informację o przetargu otrzymałem we wrześniu, a już w październiku staliśmy się posiadaczami przybysławickiego dworu i blisko hektarowej działki.
Kolekcjoner płyt
Pomysł na koncerty zrodził się kilka lat później. Muzyka była pasją Jarka od szkoły średniej. Widać to po liczbie płyt winylowych i kompaktowych, w których posiadaniu jest Jarek „Gospodarz”. Na regale, który rozpościera się na całej ścianie w jego domu ustawione są 4 tysiące płyt winylowych i 2 tysiące kompaktowych. Zresztą, zastaję go jak czyści płyty specjalnym płynem antystatycznym. Później trafi ają do kopert antystatycznych i do okładek, a te, żeby się nie niszczyły, do folii. W tle oczywiście z płyty winylowej leci Pink Floyd. -Płyta Meddle to płyta, która jest pierwszą płytą, która wyznaczyła grupie kierunek na długie lata. To jest płyta, z której usłyszymy pierwsze dźwięki i od razu wiemy, że to Pink Floyd gra – mówi Jarek.
Kolekcja płyt powstawała przez 40 lat. Wśród rzadkich płyt, jakie można spotkać na półce, jest 3-płytowy album jednego z Beatlesów, Georga Harrisona z 1970 r.
-Płyta ta jest uznawana za najlepszą płytę solową wszystkich Beatlesów – mówi. Udało mi się zebrać na winylach, prawie całą dysgrafię Erica Claptona. Mam także blisko 50 płyt Boba Dylana. 22 płyty Toma Waitsa, płyty Bruce Springsteena, świetny 8-płytowy boks Stinga. Nawet jak płyty winylowe były niemodne, to ja cały czas miałem gramofon, a nawet dwa.
Dzisiaj na posesji Jarka jest kilka gramofonów, w tym grająca szafa z 1967 r., która została odrestaurowana, w środku sprzęt hi-fi niemiecki, radio ze wzmacniaczem Grundiga z wbudowanymi głośnikami i gramofon Duala.
-Uwielbiam na niej słuchać muzyki – słyszę. Są dwa gramofony Dj, na których gramy z kolegą Piotrem, naszym „dworskim” DJ-em, sylwestra i andrzejki tylko z winylowych płyt, taka prawdziwa zabawa w stylu retro. Nie gramy u nas w ogóle muzyki disco polo. W każdej sali mamy głośniki, za barem stoi gramofon, możemy zagrać zarówno z płyty winylowej, jak i kompaktowej. Gramy tylko muzykę z płyt, radia w ogóle nie mamy. Podejrzewam, że takich lokali w Polsce jest niewiele. Jarek zawsze miał poczucie rytmu, choć śpiewać w ogóle nie umie. -Nauczyłem się paru chwytów na gitarze – skromnie przyznaje. Jakieś melodie chodzą mi po głowie i wymyśliłem tych swoich piosenek z pięćdziesiąt. Teksty sam piszę.
Remont dworu
Remont dworku, który trwał 6 lat, zaczęli w 2006 r. Na terenie posesji było mnóstwo piwniczek i fundamentów. -Pewnie to były jakieś gospodarcze piwniczki, bo pod samym dworem tylko jest jedna nieduża piwniczka – mówi. Doświadczenie budowlane miałem, ale tutaj mnóstwo rzeczy w trakcie pracy nas zaskakiwało. Mnóstwo rzeczy zmienialiśmy. Ogromny nakład pracy, siły i pomysłu. W 2007 r. budynek obok dworu, który był niegdyś czworakami, zaadaptowaliśmy pod nasz dom mieszkalny. Tutaj też jest biuro.
Zawirowania finansowe
Firmę budowlaną Jarek prowadził do 2012 roku.
-Firma budowlana, niestety, zbankrutowała, robiliśmy już większe roboty dla gmin, gdzie niejednokrotnie czekaliśmy na pieniądze, łatwo przy tym było utracić płynność fi nansową – wspomina Jarek. Półtora roku trzeba było czekać na 2 mln złotych z kontraktu. To naprawdę były ogromne pieniądze, gdzie w międzyczasie trzeba było robić zakupy i płacić ludziom. Remont dworku też stał pod dużym znakiem zapytania. Uratowaliśmy ten dwór tzw. rodzinnym rzutem na taśmę, gdyż dwóch szwagrów przystąpiło do spółki i oni dokapitalizowali remont. To były lata 2012 – 2013. W sierpniu 2013 zaczęliśmy funkcjonować już jako dwór, gdzie była restauracja i hotel.
Konkurs poezji na Wichrowym
-Zaczęliśmy od małych koncercików w latach 2008 -2009 – wspomina Jarek. Duże koncerty zaczęły się od mojego pomysłu zorganizowania tutaj Ogólnopolskiego Konkursu Poezji. Zrobiliśmy ten konkurs z poetą, nauczycielem w liceum w Tarnobrzegu, Grzegorzem Kociubą. Trzeba było do nas wysłać trzy niepublikowane wiersze. Z klimontowskimi polonistkami – panią Basią Bilską i panią Dorotą Kwapińską, ja i Grzesiu Kociuba wybieraliśmy z nadesłanych listów wiersze, które były najbardziej wartościowe. Nagrody były finansowe i wyróżnienia. To wszystko kończyliśmy wydaniem pokonkursowego tomiku wierszy i galą finałową, na której wręczaliśmy nagrody. Udało się zrobić trzy edycje tego konkursu. Na pierwszej gali finałowej zagrali: Arek Zawiliński i Asia Pilarska, którzy dodatkowo poprowadzili też warsztaty muzyczne dla dzieciaków. Oprócz nich wystąpił jeszcze: Marek Gałązka – artysta, który fantastycznie śpiewał poezje i pieśni Edwarda Stachury, zagrał też Robert Kasprzycki. To zestaw trzech pierwszych artystów, którzy pojawili się na naszej plenerowej scenie w 2008 r. Na trzecią edycję konkursu przyjechało nam już około 400 osób. Później był czas 2-letniego marazmu, kiedy robiliśmy niszowe koncerty, artyści fajni, ale mało znani, nierozpoznawalni. Na niektórych koncertach było 6, 20, a 25
osób to już było dużo. Bilety były po 10 złotych, co nie starczało na koszty.
Koncertowe gwiazdy
Pierwszy koncert, który zgromadził nadkomplet publiczności to wyjątkowy koncert dla Jarka. To był 19 stycznia 2016 r. Data, która zostanie na długo w jego pamięci, bo wtedy miał pogrzeb ojca.
-Nie chciałem odwoływać tego koncertu, bilety były wszystkie sprzedane, koncert zrobiliśmy – wspomina. Zagrali wtedy: Dominika Żukowska i Andrzej Korycki. Ojciec urodził się na Białorusi, a oni sporo tych pieśni rosyjskojęzycznych grali. Cały koncert poświęciliśmy pamięci ojca. A jeszcze wcześniej, w czerwcu 2015 r., postawiliśmy wielki namiot, który jest naszą letnią karczmą. I wtedy okazało się, że nasi przyjaciele z Poznania – Kwartet Proforma nagrywają płytę z Kazikiem Staszewskim. Zadzwoniłem do chłopaków i udało się zorganizować pierwszy koncert Kazika z Kwartetem Pro Forma. Scenę postawiliśmy z palet i blatów od rusztowań, narzuciliśmy na to dywany. Pod namiotem nie było jeszcze podłogi, było jedno, wielkie klepisko, a na koncert i tak przyjechało prawie 600 osób. To uświadomiło mi, że koncerty gwiazd opłaca się robić, bo ludzie przyjeżdżają. Natomiast te niszowe koncerty, gdzie myślałem, że ludzie dla muzyki przyjadą, to jeszcze ciągle nie ten etap. Ludzie przyjeżdżają do nas, ale dla konkretnych artystów. Może kiedyś wyrobimy sobie taką markę, że wystarczy hasło „koncert na Wichrowym Wzgórzu”. Jeszcze mamy sporą drogę do przebycia, aby w ten sposób do nas ludzie trafi ali. Dzięki temu, że sobie uświadomiliśmy, że ludzie pokonają niejednokrotnie 100 km, a nawet 200 km, żeby przyjechać tu, zaczęliśmy zapraszać gwiazdy. Na początku było ciężko, bo byliśmy nieznani, nierozpoznawalni. Gwiazdy nie chciały przyjeżdżać za takie pieniądze, które byliśmy w stanie wyłożyć. Ta weryfikacja nie była na zasadzie to nie my wybieramy artystów, ale bierzemy tych, którzy zgodzili się zagrać, za co do dzisiaj im dziękujemy. Teraz jak dzwonię do większości menedżerów to kwestia dogadania warunków, nikt nie spuszcza nas od razu po żylecie. Jak poszła fama, że fajne miejsce, że fajni ludzie, to jest już dużo łatwiej. To, co warte podkreślenia, jesteśmy zawsze chwaleni za publiczność, u nas nie ma przypadkowych osób.
Na Wichrowe Wzgórze przyjeżdża publiczność dla konkretnych artystów. Ważny jest też klimat po koncercie.
-Człowiek się czuje jak na pikniku w górach. Jest taki dodatkowy smaczek tych muzycznych wydarzeń u nas – mówi. Nie tak jak w mieście, wychodzi się z koncertu, wsiada do tramwaju i odjeżdża do domu.
Plejada polskiej sceny
W Przybysławicach gościła cała plejada polskiej sceny muzycznej. Prościej będzie powiedzieć, kto jeszcze tutaj nie koncertował.
-Bardzo dobrze czuje się tutaj Kazik Staszewski z Kultem, kolejny koncert Kazika z jego nowym, muzycznym projektem, jest zaplanowany na kwiecień br., jeżeli się nie uda to zostanie przeniesiony na jesień – mówi Jarek. Dwukrotnie zagrał u nas zespół Lady Pank. Jestem w kontakcie z menedżerem zespołu, chcemy zrobić koncert we wrześniu na 40-lecie zespołu. Organek po raz drugi miał wrócić do nas w zeszłym roku na wiosnę, koncert z wiadomych względów już dwukrotnie przesuwany, zespół Perfect zagrał u nas jeden z ostatnich otwartych koncertów. Jak zadzwoniłem do pani Ewy Jaworskiej z pytaniem o możliwość zorganizowania koncertu, to usłyszałem, że oni w zasadzie dużo tych koncertów nie grają, ale u pana zagramy. Ja to pana podglądam na Facebooku i bardzo mi się podoba to, co pan robi. Podjąłem rękawice, bilety na koncert były stosunkowo drogie, ale zanim zacząłem wieszać plakaty, koncert był już wyprzedany. Zagrał też legendarny, brytyjski zespół The Animals z 78-letnim Johnen Steelem na perkusji (od początku w składzie, tj. od 1963 r.) i Mickiem Gallagherem na klawiszach, który w 1965 r. dołączył do zespołu. Dwóch starszych panów i dwóch młodych muzyków, fantastyczny koncert, dali radę. W zeszłym roku miał zagrać brytyjski zespół Red Box, ze względu na pandemię koncert został przełożony.
Zagrał także Rey Willson, który od 11 lat mieszka w Polsce, a był związany z grupą Genesis. Jak dla mnie był to najlepszy koncert na Wichrowym. Fantastycznie nagłośniony.
Ballady i romanse
-Od 2013 rokrocznie organizowaliśmy jesienny festiwal „Ballady i romanse w sandomierskiej Toskanii”, w ubiegłym roku festiwal się nie odbył, a wokalistów mieliśmy przednich, bo miał zagrać Kazik, Karaś z Roguckim, John Porter, Felicjan Andrzejczak oraz już niestety śp. Piotr Machalica. Postanowiliśmy także zrobić festiwal życia, w długi weekend majowy, licząc na to, że ta pandemia będzie od nas odchodziła, ale znowu się na pewno nie uda. Robimy też plenery malarskie. Sporo tych prac poplenerowych mamy, a goszczą u nas artyści z całej Polski. Niektórych artystów prezentowaliśmy, zanim poszli szeroko w Polskę. Wspomnieć można by tu: Korteza, Limboskiego, Króla czy Sosnowskiego.
Pandemia zakończyła koncerty
Przed drugim lockdownem, który miał miejsce w październiku, udało się na Wichrowym zrobić jeszcze koncerty: Krzysztofa Cugowskiego, Darii Zawiałow, Bednarka, Jacka Moora syna George Moora.
-Po lockdownie, naszego PKD nie uwzględniono w pomocy państwowej i rzeczywiście perspektywa, że pewnie do Świąt Wielkanocnych nie będziemy mogli prowadzić działalności spędzała nam sen z powiek – mówi Jarek. ZUS musieliśmy płacić, pracowników trzeba było utrzymać, a tu zakaz prowadzenia działalności. Myślę miesiąc, dwa, trzy, damy radę, ale co potem. Nasi przyjaciele, fani grupy Kult Kultturyści, którzy jeżdżą za Kultem po całej Polsce i Europie, zorganizowali zbiórkę Ratujmy Wichrowe Wzgórze. Zbiórka przerosła nasze oczekiwania. Okazało, że ponad 240 osób wspomogło nas i uzbieraliśmy ponad 20 tys. złotych. To rzecz niesamowita. To udowodniła, że w ciężkich czasach nie zostaliśmy sami, że mamy grono wiernych fanów Wichrowego Wzgórza. To jest bardzo budujące, bo stworzyć grupę ludzi wokół miejsca, nie jest wcale tak łatwo, ale ludzie poczuli ten klimat, z większością się znam osobiście. Mamy stałych słuchaczy koncertowych z Łodzi, Krakowa, Kędzierzyna -Koźla, Warszawy. To są nasi przyjaciele, jedzą z nami śniadanie, siedzimy razem z gitarą przy ognisku, a niektórzy podrzucą czasem jakąś płytkę winylową, jak ostatnio Ela z Krzyśkiem z Łodzi, dostałem od nich płytę Johna Bonamassy.
Wsparcie najbliższych
-Cieszę się niesamowicie, że w końcu robię to, co lubię – podkreśla Jarek.
W muzycznej pasji Jarkowi pomaga żona Urszula i choć pracuje zawodowo to dla Wichrowego poświęca wieczory i każdy weekend.
– Ma mnóstwo pracy w kuchni, ma doskonałe smaki, świetnie gotuje i piecze, szarlotka czy serniczek gospodyni są słynne na całą okolicę – podkreśla Jarek.
Jarek nie ukrywa dumy także z córek.
-Moje córki też są artystkami, bo obie kończyły liceum plastyczne w Lublinie. Natalia już skończyła Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie, jest scenografem filmowym, a Kornelia jest na V roku ASP w Krakowie wydział konserwacji zabytków. Jak już dworek zacznie znowu niszczeć, to będzie miał kto go odnawiać.
Marzenia muzyczne Gospodarza. Na początku te realne: koncert na Wichrowym Kasi Nosowskiej i grupy Hey oraz zespołu Riverside.
-Z kategorii tych bardzo trudnych, ale unikamy słowa niemożliwych, to występ na Wichrowym Sade i Claptona, no może jeszcze Toma Waitsa i Stinga – tutaj śmiech.
Na zrealizowanie muzycznych koncertowych marzeń czeka nie tylko Jarek Gospodarz Dworu na Wichrowym Wzgórzu, ale każdy który chociaż raz tam gościł.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS