A A+ A++

Decyzję o nocnej prohibicji dla Załęża, Szopienic i Burowca radni podjęli na początku lutego. Dwa tygodnie później zakaz sprzedaży alkoholu między 22 a 6 rano wszedł w życie. 

Tomasz Kubik, właściciel sklepów całodobowych, zdecydował się zaskarżyć tę decyzję. Przypomina za to, że przez cały rok sklepy na terenie Załęża z własnej inicjatywy nie sprzedawały alkoholu od godz. 24 do 5 rano. Tak sklepikarze chcieli przekonać urzędników, że nie muszą upierać się przy swoim pomyśle. – Urzędnicy i radni nie odpowiadali na nasze prośby. Dlatego, kiedy zapadła decyzja, zdecydowałem się na zaskarżenie tej uchwały w wojewódzkim sądzie administracyjnym. Prosiłem też miasto, aby do momentu wyroku wstrzymano się z wprowadzeniem w życie prohibicji, ale bezskutecznie – mówi nam Tomasz Kubik. 

Michał Łyczak, rzecznik Urzędu Miasta, zwraca jednak uwagę, że wprowadzenie nocnej prohibicji jest wynikiem próśb mieszkańców oraz przedstawicieli Rad Jednostek Pomocniczych. Przeprowadzono też konsultacje społeczne. – W spotkaniach konsultacyjnych brali udział wszyscy zainteresowani zarówno mieszkańcy, jak i przedsiębiorcy – dodaje.

Przedsiębiorcy: To nierówne traktowanie 

Tomasz Kubik wyjaśnia, że walka o skrócenie czasu nocnej prohibicji jest ważna dla niego, ponieważ między 22 a 24 w nocy sklepy mają już połowę nocnego utargu. – Nie było nigdy skarg, że w pobliżu sklepu dochodzi do ekscesów – mówi przedsiębiorca. 

Nie zgadza się, jak mówi, na nierówne traktowanie przedsiębiorców, niezgodne z prawem handlowym i konstytucją. Kubik w swojej skardze powołuje się też m.in. na wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Krakowie. Ten uznał, że nie ma uzasadnienia dla wprowadzania ograniczeń wyłącznie w wybranych dzielnicach, i unieważnił uchwałę. 

Urzędnicy za to stoją na stanowisku, że nocna prohibicja musi obowiązywać w takich samych godzinach na terenie miasta, gdzie została wprowadzona. Przypomnijmy, że najpierw zaczęła obowiązywać w śródmieściu pomiędzy godz. 22 a 6. 

Właściciele sklepów stoją jednak na stanowisku, że jeśli oni nie będą sprzedawać alkoholu, to w dzielnicach przybędzie tzw. melin.

Społecznicy: Po alkohol przychodzili do nas z centrum

Wioletta Iwanicka-Richter od wielu lat prowadzi na Załężu bezalkoholowy Klub Wysoki Zamek, do którego przychodzi młodzież, ale pomaga on też osobom wykluczonym i bezdomnym. Sama wraz z rodziną mieszka także w dzielnicy. I choć przyznaje, że dzielnica na przestrzeni lat zmieniła się, to prohibicja była jej potrzebna.

– Kiedy w śródmieściu wprowadzono nocy zakaz, cały “ruch” przeniósł się do nas, bo jesteśmy najbliższej śródmieścia. Pod sklepy podjeżdżały taksówki, ustawiały się kolejki, a wszyscy stali na chodniku, bo sprzedać nocna odbywa się przez okienko. Po wprowadzeniu prohibicji zauważyłam, że jest spokojniej – mówi Iwanicka-Richter.

Dodaje, że nocna prohibicja nie została wprowadzona przeciwko dzielnicy, ale właśnie dla niej. – To nawet wizerunkowo bardzo dobre działanie. Na ulicach nocą jest mniej osób, które są pod wpływem alkoholu, stoją pod sklepem czy hałasują – dodaje. 

Podobnego zdania jest Joanna Janiak, radna RJP Załęże. – Opiniowaliśmy pozytywnie i niemal jednogłośnie wprowadzenie prohibicji, bo tego chcieli od nas mieszkańcy, szczególnie ci w bezpośrednim sąsiedztwie sklepów całodobowych – mówi Janiak. Dodaje, że radni będą się przyglądać rozwojowi sprawy w WSA.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTragiczny pożar w centrum Zakopanego. Nie żyją 3 osoby
Następny artykułMaria Barr, kobieta ze zdjęcia IPN odnaleziona. Jakie były dalsze losy 20-letniej wdowy?