A A+ A++

Małgorzata Jantos: – Konkretnych danych nie znam, ale patrząc tylko na tzw. bank nazw, z którego to wybiera się zweryfikowane i zaakceptowane już imię i nazwisko patrona, myślę, że dysproporcja między żeńskimi a męskimi przedstawicielkami może być ogromna. W banku mamy 27 kobiet na ponad setkę mężczyzn.

– I tak, i nie. Nasza historia aktywności jest o wiele krótsza niż aktywność mężczyzn. Przez lata byłyśmy bowiem jedynie szyjami, a historię piszą głowy. To jednak nie oznacza, że tych wyróżniających się, zasłużonych krakowianek jest tylko kilkadziesiąt. W Tarnowie radni postanowili, że będą sugerować i nadawać miejskim ulicom imiona kobiet: Wisławy Szymborskiej, Ireny Sendlerowej, Danuty Szaflarskiej. Jako szefowa komisji ds. nazewnictwa ulic również postanowiłam sobie, że będę szła tą drogą.

Dlaczego to ważne, by kobiety pojawiały się w nazwach ulic, patronowały skwerom, ławkom czy parkom?

– Bo jako kobiety jesteśmy niewidoczne. A stanowimy połowę społeczeństwa i powinnyśmy mieć takie same prawa jak mężczyźni. Jeszcze w latach 90. XIX w. uważano, że kobiety nie powinny mieć praw wyborczych, bo będą głosować głupio. Nasze przodkinie nie mogły chodzić do banku bez prawnego opiekuna. A kiedy zasłużony, wybitny lekarz dr Ludwik Rydygier zobaczył na swoim wykładzie cztery kobiety i ani jednego studenta, powiedział, że nikogo nie widzi na sali i wyszedł. Historia kobiet to historia takich właśnie sytuacji. To tupanie parasolkami pod oknem Józefa Piłsudskiego, żeby wymóc na nim podpis pod dekretem przyznającym prawo do głosowania każdemu obywatelowi, bez różnicy płci, wydarzyło się 103 lata temu. A walka o to, by móc studiować na uniwersytecie prawo czy medycynę, by mieć prawo do wiedzy – zaledwie 126 lat temu. Żyjemy w XXI w., w środku Europy. I nadal traktuje się nas jak małe dziewczynki. Szalenie smutne jest to, że my stale musimy przypominać, że możemy o sobie samostanowić i że za swoje decyzje odpowiadamy własnym sumieniem i własną moralnością. Że jesteśmy mądre, samodzielne, autonomiczne i same wyznaczamy własne granice. I nie muszą robić tego za nas mężczyźni.

Fot. Adrianna Bochenek / Agencja Gazeta

Skwer Praw Kobiet naprzeciwko biura PiS ma o tym na co dzień przypominać? Taka była intencja nadania temu miejscu właśnie takiego imienia?

– Partie mają to do siebie, że dziś istnieją, a chwilę później przemijają. Skwer Praw Kobiet na ul. Retoryka to nie „skwer aborcji” czy „skwer Strajku Kobiet”, do czego chcieliby go sprowadzić niektórzy. Dla mnie fala jesiennych strajków po wyroku TK ma wymiar również symboliczny – jest kolejnym rozdziałem walki o prawa kobiet. Przypomina, że nikt nie ma prawa mówić nam, co mamy robić z własnym ciałem i własnym życiem, bo jesteśmy odrębnymi jednostkami z własnym rozumem. To miejsce zostało niejako samo wybrane, bo to tu palono świeczki i składano kwiaty, kiedy Trybunał Konstytucyjny ograniczył Polkom prawo do aborcji. Kiedy w urzędzie pytałam o nienazwane jeszcze przestrzenie, które mogłyby przypominać o prawach kobiet i o tym, że wciąż walczymy, proponowano mi ronda na obrzeżach miasta, tunele pod estakadami. Kompletnie niereprezentatywne, upchnięte na drugim planie. Przeszłam się śladami strajków i znowuż: most Grunwaldzki ma swoją nazwę od 47 lat, więc przemianowanie go wiązałoby się z wieloma trudnościami. Podobnie z placem przed Muzeum Narodowym. A tak mamy ul. Retoryka i skwer, który będzie ładnie komponował się z pomnikiem marszałka Piłsudskiego i z powstającym w okolicy parkiem Krakowianek. A że biuro PiS? No cóż, tak się stało, że właśnie tam przemieszczały się kobiety protestujące.

Wydzieramy z miejskiej przestrzeni swoje kawałki podłogi, bo jak napisała pani jednemu z internautów, „Wszystkie pozostałe miejsca to miejsca mężczyzn”?

– Tak. Ileż można słuchać o skwerach mężczyzn, o tym, że skoro chcemy w urzędach postawić różowe skrzyneczki z darmowymi podpaskami i tamponami, to powinniśmy też za darmo rozdawać prezerwatywy? Albo że Kraków nie jest jeszcze gotowy, by zarządzała nim kobieta? Najpotężniejszym europejskim zarządzającym jest Angela Merkel. A w Polsce wciąż w kółko, że to jeszcze nie czas na kobiety prezydentki.

Wyobraża sobie pani taką wizję, że po Jacku Majchrowskim prezydencki fotel przejmuje kobieta?

– A dlaczegóż nie? Łodzią zarządza kobieta i gołym okiem widać, że sprawy społeczne są tam poważnie traktowane, świetnie wychodzi tam budżet obywatelski. Kierując się wyborem prezydenta, powinniśmy myśleć o profesjonalizmie, przygotowaniu. A nie w kółko o płci. Kazimiera Bujwidowa w 1909 wydała broszurę „Czy kobieta powinna mieć te same prawa co mężczyzna?”.

Przerażające, że wciąż je sobie zadajemy. Skwer Praw Kobiet to 10 ławeczek, którym matronować mają znane krakowianki. Jakie nazwisko pani by zgłosiła?

– I tu otwiera się kolejny wątek, bo już dziś wiem, że 10 nazwisk to stanowczo za mało. Ale to dobry początek. Kto więc najpierw? Do głowy przychodzą mi od razu trzy osoby: wspomniana Kazimiera Bujwidowa, Olga Boznańska, wybitna malarka i krakowianka, która mieszkała nieopodal, bo przy ul. Piłsudskiego. I jeszcze Irena Krzywicka, która współdziałała z Boyem-Żeleńskim.

Autorem „Piekła kobiet”, boleśnie aktualnego dzisiaj w Polsce. Sięga pani jeszcze po tę lekturę?

– Tak, cytuję ją czasami w moich mediach społecznościowych, studentom. Piekło kobiet wciąż istnieje, a żeby je zwalczyć, potrzebujemy do tego mądrych feministów, jak Boy-Żeleński. Mężczyzn, którzy walkę kobiet będą wspierać, będą oddawać im przestrzeń i będą rozumieć, że ich miejsce w świecie to zasługa również kobiet. Nawet jeśli gramy gorzej w brydża, jak lubi przypominać mój kiedyś szanowany przeze mnie, a obecnie mizoginistyczny Janusz Korwin-Mikke.

Skwer Praw KobietSkwer Praw Kobiet Fot. Adrianna Bochenek / Agencja Gazeta

DLA KOGO ŁAWECZKA? ZAPROPONUJ!

Zielony skwer przy ul. Retoryka będzie nosił imię Praw Kobiet. Zdecydowali o tym krakowscy radni. Miejsce to nie jest przypadkowe – po wyroku Trybunału Konstytucyjnego drastycznie zaostrzającym prawo do legalnej aborcji pod znajdujące się przy tej ulicy biuro Prawa i Sprawiedliwości przychodziły tłumy krakowian. Składali znicze i kwiaty, protestując przeciwko antykobiecej polityce partii rządzącej. Teraz będzie to miejsce upamiętniające trwającą od ponad stu lat walkę krakowianek o równouprawnienie i możliwość samostanowienia. Wzdłuż skweru ma stanąć 10 ławeczek, a każdej z nich będzie patronować inna kobieta, która wpisała się w herstorię Krakowa.

Kto dokładnie? O tym zdecydują czytelnicy i czytelniczki „Wyborczej”. Na Wasze propozycje (z krótkim uzasadnieniem) czekamy do 18 marca pod adresem: [email protected]. Potem na naszej stronie internetowej przeprowadzimy głosowanie i wspólnie wybierzemy 10 zwycięskich nazwisk. Oto pierwsze propozycje.

Maria Dulębianka, Kazimiera Bujwidowa, Maria OrwidMaria Dulębianka, Kazimiera Bujwidowa, Maria Orwid Fotografie: Wikimedia Commons, Paweł Piotrowski / AG

Maria Dulębianka

Urodziła się w 1861 i przez kilkanaście lat mieszkała w Krakowie. Tu uczyła się malarstwa m.in. pod okiem Jana Matejki. Studiowała w Paryżu i Wiedniu, portretowała przede wszystkim kobiety. Po powrocie do kraju walczyła o dopuszczenie kobiet do studiowana na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Dulębianka była zaangażowana też w ruchy emancypacyjne – w 1908 r. kandydowała do Sejmu Krajowego w Galicji, mimo że wówczas kobiety nie miały nawet prawa do głosowania w wyborach. Osiągnęła jednak swój cel, zwracając uwagę na brak praw wyborczych Polek. Wieloletnia partnerka życiowa Marii Konopnickiej. Pracowała na rzecz legionów, zakładała ochronki dla dzieci, kuchnie dla osób ubogich. Po wywalczeniu praw wyborczych została Przewodniczącą Zarządu Naczelnego Ligi Kobiet.

Kazimiera Bujwidowa

Sztandarowa postać polskiego ruchu emancypacyjnego. Autorka słów: „Człowiekiem się czuję i ludzkich praw żądam”. Żona Odona Bujwida, bakteriologa, z którym pracowała w krakowskim laboratorium, matka szóstki dzieci. Założycielka pierwszego Prywatnego Żeńskiego Gimnazjum w Krakowie, uprawniającego do zdania matury i przyjęcia na studia. Dzięki jej staraniom na Uniwersytecie Jagiellońskim pojawiły się kobiety. Otworzyła czytelnię dla kobiet, pisała broszury feministyczne, jak np. „Czy kobieta powinna mieć takie same prawa co mężczyzna” wydaną w 1909 r. Podczas I wojny światowej prowadziła szpital dla żołnierzy Legionów Polskich. Była zdeklarowaną ateistką, została pochowana na krakowskim Cmentarzu Rakowickim.

Maria Orwid

Wybitna psychiatrka. Stworzyła pierwszą w Polsce akademicką Klinikę Psychiatrii Dzieci i Młodzieży przy ul. Kopernika, założyła też oddział dla kobiet na krakowskiej Akademii Medycznej. Badała psychiczne skutki przeżyć obozowych, prowadziła program terapeutyczny dla Dzieci Holokaustu. Była Żydówką, urodziła się w Przemyślu. W Krakowie zamieszkała po II wojnie światowej. Przyjaźniła się ze Stanisławem Lemem. Mówi się, że uczestniczyła we wszystkich krakowskich Marszach Tolerancji. Jej wieloletnim partnerem był Marian Szulc, malarz, scenograf i wykładowca ASP. Została pochowana na cmentarzu żydowskim przy ul. Miodowej w 2009 r.

Zuzanna Ginczanka (fot. Wikipedia), Maria Jarema (fot. Tadeusz Rolke)Zuzanna Ginczanka (fot. Wikipedia), Maria Jarema (fot. Tadeusz Rolke) Archiwum

Zuzanna Ginczanka

Nazywana „Tuwimem w spódnicy”. Jedna z najbliższych przyjaciółek Witolda Gombrowicza. Była uznawana za wybitną polską poetkę młodego pokolenia; łamiącą stereotypy i schematy. Jej wiersz „Non omnis moriar” stał się jednym z najważniejszych opisujących Zagładę. Była Żydówką. Urodziła się w Kijowie, dorastała w latach 30. w Warszawie i we Lwowie. Kiedy jej kryjówka została zdemaskowana przez właścicielkę mieszkania (co Ginczanka opisuje), przeprowadziła się do Krakowa, gdzie tułała się po kolejnych mieszkaniach. Została rozstrzelana po przewiezieniu do obozu w Płaszowie w maju 1944 r. Miała wtedy 27 lat.

Maria Jarema

Rzeźbiarka, malarka, scenografka, na stałe wpisana w kanon przed- i powojennej awangardy. Współzakładała Grupę Krakowską, w której działała przed wybuchem II wojny światowej. Pochodzi z artystycznej rodziny (jej brat Władysław z żoną Zofią założyli Teatr Groteska), studiowała na Akademii Sztuk Pięknych pod okiem Xawerego Dunikowskiego. Uznawana za nowoczesną kobietę, wyprzedzającą swoje czasy (która kobieta w przedwojennym Krakowie paradowała w spodniach?). Jej mężem był Kornel Filipowicz, późniejszy partner Wisławy Szymborskiej.

Znana także ze scenografii przygotowywanych do teatru Tadeusza Kantora. Jej rzeźby, często abstrakcyjne, do dziś oglądamy w przestrzeni Krakowa, jak np. pomnik robotników zastrzelonych podczas protestu w 1936 r., który znajduje się na Cmentarzu Rakowickim, czy Fontannę Chopina na Plantach.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułŚwiatowy dzień przeciwko cenzurze internetowej
Następny artykułOsteobus zawita do Oświęcimia