- Nowy wicemarszałek nie żałuje swojej decyzji. – Rozmowy koalicyjne, rozmowy programowe czy też rozmowy o tym, aby nawiązać bliższą współpracę są po prostu częścią politycznego krajobrazu – komentuje w rozmowie z Onetem Wojciech Kałuża
- – Pełniąc funkcje publiczne niezależnie od tego, czy pracuje się w samorządzie, czy działa się w sferze polityki, trzeba mieć “grubą skórę” – dodaje
- Część osób uważa, że Kałuża stał się symbolem zdrady. – Jego nazwisko jest synonimem spontanicznych zmian, poglądów politycznych inspirowanych korzyściami doraźnymi – uważa były radny sejmikowy, a obecnie poseł Michał Gramatyka
- – Poza tym, że pan Kałuża “jest”, to niewiele więcej mogę powiedzieć po tym roku. Nie zabrał głosu na żadnej sesji – dodaje
Przed rokiem, tuż przed pierwszą sesją nowego Sejmiku woj. śląskiego, wydawało się, że karty zostały rozdane. Politycy KO, SLD i PSL podpisali umowę koalicyjną. Natomiast PiS z 22 radnymi w 45-osobowym Sejmiku miało pozostać w opozycji. Stara-nowa koalicja miała rządzić kolejną kadencję. Nazajutrz okazało się jednak, że scena polityczna na Śląsku zmieniła się nie do poznania.
Wszystko za sprawą porozumienia, które w nocy z jednym z radnych Koalicji Obywatelskiej podpisali szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Michał Dworczyk i ówczesny wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski. Porozumienie oznaczało, że prawica zdobyła samodzielną większość w Sejmiku, a Prawo i Sprawiedliwość przejmuje władzę w woj. śląskim. Był to najgłośniejszy transfer polityczny ostatnich lat. Radnym, który dał PiS władzę na Górnym Śląsku był Wojciech Kałuża. Od jego słynnej i – dla wielu – niechlubnej wolty minął właśnie rok.
Nowy wicemarszałek
Kiedy na korytarzu gmachu sejmu śląskiego Wojciech Kałuża w towarzystwie Grzegorza Tobiszowskiego ogłaszał swoją decyzję, brakowało mu pewności siebie, pocił się, zjadały go nerwy. Zdołał tylko wykrztusić, że jego partią jest Śląsk i nie zawiedzie wyborców. Chwilę potem, kiedy składał na sali ślubowanie, został “wybuczany” przez radnych Koalicji Obywatelskiej. Padały okrzyki: “zdrajca”, “sprzedawczyk”, “hańba”. Mimo to w ekspresowym tempie, w atmosferze skandalu, został wybrany wicemarszałkiem.
Wtedy o sprawie Wojciecha Kałuży mówiła cała Polska. Wszyscy usłyszeli o radnym z Żor, o “jedynce” na liście KO, kandydacie wskazanym przez Nowoczesną. Dla wielu stał się symbolem zdrady i korupcji politycznej. Byli koledzy i koleżanki nie szczędzili ostrych słów krytyki. Wytykano mu, że za pensję (teraz zarabia ok. 11 tys. zł miesięcznie) sprzedał twarz i ideały. Mieszkańcy Żor, którym Kałuża zawdzięczał mandat, zorganizowali protesty.
Brali w nich udział również ci, którzy dali mu “jedynkę” na liście KO, a szefowa Nowoczesnej na Śląsku i posłanka – Monika Rosa – na wiecu przez wszystkie przypadki odmieniała słowo “ciul”, które kierowała pod adresem byłego kolegi. Sytuacja zrobiła się tak gęsta, że Kałuża przestał być widywany w swoim domu i mieście.
– Oszukał nas wszystkich. Oszukał wyborców, kolegów, znajomych i przyjaciół. Wciąż nie mogę uwierzyć, że można się tak haniebnie sprzedać – mówiła o Wojciechu Kałuży w rozmowie z Onetem Monika Rosa.
Na fali oburz … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS