Pan Adam napisał do „Wyborczej” ze szpitalnego łóżka: „Ponieważ to jest dłuższa troszkę historia, a pisanie w łóżku nie jest najłatwiejsze i najwygodniejsze, bardzo proszę o telefon”. Zadzwoniliśmy i wysłuchaliśmy historii, która – na zdrowy rozum – nie powinna się zdarzyć…
Taksówką na szczepienia na COVID-19
A więc pan Adam leży na oddziale w szpitalu Rydygiera. Jest po ciężkiej operacji, nie chodzi. Za dwa tygodnie też pewnie nie będzie mógł wstawać, ale właśnie na 19 marca otrzymał termin szczepienia pierwszą dawką przeciwko COVID-19. System przekierował go do punktu szczepień, który prowadzi właśnie szpital Rydygiera. Można byłoby pomyśleć, że się dobrze złożyło. Nic bardziej mylnego!
Szpital Rydygiera ma zorganizowane dwa punkty szczepień: węzłowy – w samym szpitalu, dla pracowników placówki, oraz populacyjny – w hali EXPO przy ul. Galicyjskiej, jakieś 10 km od nowohuckiej placówki. Tam właśnie pan Adam został skierowany: do tego na hali. – Zaproponowałem, że zapłacę za taksówkę zespołowi z EXPO, żeby tylko do mnie przyjechali – mówi chory. Dostał odpowiedź, że nie ma takiej możliwości.
Próbował jeszcze kontaktować się z mobilnym punktem szczepień, choć miał świadomość, że wzywanie osobnego zespołu do wykonania zastrzyku do szpitala, który zatrudnia setki lekarzy i pielęgniarek, jest absurdalne. Usłyszał jednak, że może i mogliby go zaszczepić w szpitalu, ale… nie mają szczepionek.
Jedna decyzja: podesłać szczepionkę
Problem mogłaby rozwiązać jedna decyzja dyrektora szpitala, aby podesłać szczepionkę i personel do pacjenta. Ale taka sugestia dyrektora szpitala Rydygiera Artura Asztabskiego tylko rozdrażniła. – Nie wiem, co się wydarzy 19 marca – usłyszeliśmy jedynie.
Tylko kto ma wiedzieć?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS