„Piłka nożna to gra błędów” w zestawieniu piłkarskich frazesów stoi gdzieś między „derby rządzą się swoimi prawami” i „to były dwie różne połowy”. Czasami jednak bywa tak, że ktoś postanawia wprowadzić to powiedzenie w życie. Tak było dzisiaj w Tychach, gdzie obcinali się i piłkarze GKS-u i zawodnicy Zagłębia. Co z tego wynikło? To, co wynikało z każdego wiosennego meczu tyszan. Zwycięstwo zespołu Artura Derbina.
Trzy spotkania, trzy wygrane i trzecie miejsce w lidze. Nic dziwnego, że GKS Tychy wygrał dzisiaj 3:1. Ale zanim Damian Nowak pięknym trafieniem z dystansu postawił stempelek na tym zwycięstwie, gospodarze musieli się trochę podenerwować. Na Zagłębiu widać już bowiem rękę Kazimierza Moskala, który być może nie krzyczy zza linii bocznej gegenpress, ale ustawia zespół tak, że ten pressing widać na każdym kroku. To właśnie próba zamknięcia rywali na ich połowie sprawiła, że w 10. minucie meczu sosnowiczanie objęli prowadzenie.
- Grzeszczyk skiksował pod pressingiem podając do Paprzyckiego
- Paprzycki stracił piłkę na rzecz Misaka
- Pawłowski napędził kontrę, a potem sam wykończył akcję
0:1, nie pomógł nawet Konrad Jałocha, który wyciągnął pierwszy strzał z ostrego kąta. GKS został postawiony w nietypowej sytuacji – musiał gonić wynik.
Regularność Biela
Nietypowej, bo tyszanie ostatnio głównie grę prowadzili. Ale banda Artura Derbina wiedziała, co należy robić. Przede wszystkim – skoro ustaliliśmy już, że piłka to gra błędów – dać rywalom okazję do popełnienia tego błędu. Dlatego Bartosz Szeliga bombardował bramkę Zagłębia strzałami z dystansu. Dlatego odpowiedzią na wysoki pressing gości były równie odważne wyjścia GKS-u. I w końcu udało się mur obronny sforsować. Oczywiście – po błędzie. A nawet całej ich serii, bo zanim Łukasz Grzeszczyk pół-przewrotką przerzucił piłkę za plecy do Kacpra Piątka, obrońca Zagłębia przedłużył podanie głową, wyręczając rywala. A kiedy już Piątek piłkę pod nogami miał, niewiele, żeby go zatrzymać, zrobił Dawid Gojny. I wreszcie finalizacja – obrońcy nie rzucili się pod nogi Bartosza Biela, który przedłużył swoją nietypową passę. Nietypową, bo skrzydłowy trafia do siatki w co drugim spotkaniu.
Zawsze są to jednak ważne bramki.
- Widzew – na 2:1
- ŁKS – na 1:0
- Zagłębie – na 1:1
Centrostrzał numer dwa
Gol Biela pozwolił GKS-owi pójść za ciosem po przerwie. I tu już możemy mówić o konkretnym babolu. Damian Nowak w pomeczowym wywiadzie powiedział, że cały tydzień przygotowywali się pod grę Zagłębia. Wydaje nam się, że jeden z treningów był poświęcony centrostrzałom. Skoro wyszło ze Stomilem, to musiało wyjść i tym razem. Wyszło. W dość komiczny sposób. Szeliga przecież całe 45 minut spędził na próbie zmieszczenia piłki pod poprzeczkę, przy słupku. Mierzył, próbował – i nic. A tu proszę, wystarczyło posłać niskie dośrodkowanie, wynająć Wiktora Żytka do „kamuflażu”, bo to on zmylił bramkarza, markując strzał, i piłka wpadła do siatki.
Centrostrzał wiele ma twarzy, ale efekt zawsze ten sam.
Obrońca GKS-u był dzisiaj jednym z lepszych graczy na boisku. Ale warto też docenić Żytka, który ewidentnie się „spłaca”. Dzisiaj sporo nerwowych zagrań miał Oskar Paprzycki, ale Żytek zawsze był gdzieś obok, starał się pomóc, zaasekurować. Oddał bardzo groźny strzał głową i – jeśli dobrze widzieliśmy – był też bliski asysty, kiedy Łukasz Moneta trafił głową w poprzeczkę. Aha, tak – Zagłębie dopuściło do strzału głową Monety. Zupełna abstrakcja i spory kamyczek do ogródka sosnowieckiej defensywy.
Jak daleko dojedzie GKS?
Nie tak wielki jednak jak to, co stało się przy trzecim trafieniu. Nowak zimą strzelał sporo, dlatego można było się dziwić, że trzeci mecz z rzędu zaczyna na ławce. Ale chyba długo na niej nie zostanie, bo dzisiaj wszedł na boisko i zrobił swoje. Jego bramka była kapitalna – przyjęcie klatką, podprowadzenie, strzał lewą nogą z jakichś 25-30 metrów pod ladę. Bramkarz bez szans. Tyle że do obrońców Zagłębia znów można mieć „ale”. Bo nie było tak, że nie mieli nic do powiedzenia. Wręcz przeciwnie – Lukas Duriska cały czas obserwował to, co robi przeciwnik. I zamiast do niego wyskoczyć, żeby próbę strzału zablokować, postanowił się cofać.
Jeśli chciał mieć dobry widok na bramkę, którą zapewne pokazałyby „Eurogole” – udało się. Jeśli jednak chciał pomóc swojej drużynie – nie był to dobry plan.
Ciekawi nas, jak daleko dojedzie GKS na paliwie z dystrybutora z napisem „udany start”. Wiadomo, że takie wyniki zawsze napędzają i powodują serie. Przed tyszanami mecze z dołem tabeli: Sandecja, GKS Bełchatów, Resovia. Nikomu punktów przed pierwszym gwizdkiem nie przypisujemy, ale wiadomo, że Derbinowi i spółce łatwiej będzie punktować niż np. Arce, z którą zmierzą się za miesiąc. Gdynianie, z którymi walczą o miejsce w czołowej dwójce, mają na rozkładzie Górnika, Miedź i Bruk-Bet.
Żal byłoby nie skorzystać z takiej okazji do wypracowania sobie przewagi. Punktowej i psychicznej.
GKS Tychy – Zagłębie Sosnowiec 3:1
Biel 39′, Szeliga 55′, Nowak 86′ – Pawłowski 10′
fot. Newspix
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS