A A+ A++

Siostry Maryi Niepokalanej modlą się o beatyfikację swojego założyciela ks. Jana Schneidera (do takiej modlitwy można dołączyć w każdy I wtorek miesiąca w kościele pw. NMP na Piasku na Mszy św. o 18.00), ale nie tylko. Toczy się również proces beatyfikacyjny należącej do zgromadzenia s. Marii Dulcissimy. Zmarła w Brzeziu, ale jej drogi prowadziły także przez Wrocław.

Z przyjaciółką z nieba

Helena Hoffmann urodziła się w Zgodzie, dziś dzielnicy Świętochłowic. Jednym z jej szczególnych rysów była zażyła przyjaźń ze św. Teresą od Dzieciątka Jezus, która rozmawiała z nią w snach i nie tylko. Kiedyś znalazła na polu medalion z postacią dziewczyny z krzyżem i różami – i potem odkryła w niej świętą z Lisieux. Samą Dulcissimę nazywa się czasem „śląską św. Tereską”. – 17 marca 1928 r. rozpoczęła we Wrocławiu postulat u sióstr Maryi Niepokalanej. To było w domu macierzystym naszego zgromadzenia, przy dzisiejszej ul. kard. B. Kominka – mówi s. Małgorzata Cur, zajmująca się popularyzacją postaci służebnicy Bożej. Dodaje, że szybko okazało się, iż postulantka ma problemy ze zdrowiem. – Siostry myślały, że źle się czuła we Wrocławiu, bo jej nie służyło miejskie powietrze. Skierowały ją do Henrykowa, gdzie wtedy miałyśmy placówkę – mówi. Niestety, w wieczór wigilijny 1928 r. pojawiły się bardzo poważne symptomy choroby. Na początku stycznia henrykowski lekarz Georg Krische zdiagnozował zapalenie mózgu. Helena raz po raz traciła przytomność, miała problemy z mówieniem. Siostry zawiadomiły mamę dziewczyny, panią Albinę. Gdy przyjechała, była między innymi świadkiem rozmowy swojej córki ze św. Teresą. Siostra Małgorzata wspomina o kolejnych konsultacjach lekarskich – w Ziębicach, we Wrocławiu. – Znów miała bóle głowy, spadła ze schodów, traciła przytomność – mówi. Poważne dolegliwości powinny stanąć na przeszkodzie do życia zakonnego, ale stało się inaczej. Profesor z uniwersyteckiej kliniki chorób nerwowych – do którego skierowano dziewczynę razem z inną jeszcze kandydatką – stwierdził: Helenę obłóczcie, a tamtą odeślijcie. Czy jego opinia była decydująca? Nie wiadomo, ale ostatecznie Helenka – choć wciąż cierpiała w związku z rozwijającym się guzem mózgu – została dopuszczona do obłóczyn. Odbyły się w październiku 1929 r. Otrzymała imię Maria Dulcissima (co znaczy „najsłodsza”). Już w habicie i białym welonie wraz z innymi nowicjuszkami pojechała do Nysy.

Weź mój wzrok

Siostra Dulcissima rozmawia ze świętymi, z Matką Bożą, z Aniołem Stróżem, ale i przeżywa rozmaite rozterki. Ma poczucie, że nic nie umie, że się w zakonie do niczego nie przyda. Święta Tereska ją poucza, podaje intencje, w jakich ma ofiarować swoje cierpienie. Po pierwszym roku nowicjatu znowu jedzie do Wrocławia, gdzie ma się m.in. opiekować dziewczętami, potem do Nysy. „Zbawiciel obdarzał mnie wciąż chorobą” – notuje. Potwierdzają się diagnozy mówiące o guzie mózgu. Tymczasem wiosną w 1932 r. siostra składa śluby czasowe, a w 1935 r. – wieczyste. Ostatni etap drogi wyznacza Brzezie. Siostra Dulcissima ma wizje, otrzymuje niewidoczne dla innych stygmaty. Modli się za Kościół, za swoje zgromadzenie, za kapłanów. Jednocześnie chce pomagać chorym – także biorąc niejako na siebie ich schorzenia. Gdy zaczyna modlić się za małego Janka, który stracił wzrok i słuch, ona sama wkrótce ślepnie, a dziecko odzyskuje sprawność jednego oka i jednego ucha. Jan Darowski stanie się potem znanym tłumaczem oraz poetą. W Brzeziu s. Dulcissima odwiedza domy mieszkańców razem z s. Lazarią. Ta druga służy jako pielęgniarka, ta pierwsza, chodząca o kuli, ofiaruje za chorych modlitwę, błogosławi – robiąc krzyżyki na czołach. Gdy umiera, pogrzeb zmienia się w wielkie święto. Wszak odeszła święta; to nie czas na żałobę! Wkrótce zaczyna znikać ziemia z grobu zakonnicy. – Kiedy wybuchła wojna, matki szyły woreczki dla synów idących do walki i napełniały je tą ziemią. Wierzyły, że siostra pomoże im wrócić szczęśliwie do bliskich. Ludzie brali ziemię do swoich domów, gdy mieli jakiekolwiek problemy – wyjaśnia. W Brzeziu trwa wśród ludzi żywa pamięć o s. Dulcissimie. Także we Wrocławiu chętnie zwracają się do niej jej współsiostry. Gdy przechodzimy ulicą kard. B. Kominka, warto pamiętać o postulantce sprzed lat, która w tym właśnie miejscu przeżywała wielkie cierpienie, ale i ogromną radość bliskości z Panem.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułW Dzienniku Ustaw opublikowano wyrok TK ws. aborcji!
Następny artykułPolicja Giżycko: Policjanci ostrzegają – uważajmy na zabójczy czad!