STARA WIEŚ/PODKARPACIE. Siostry Służebniczki, prowadzące dom opieki społecznej dla dzieci w Starej Wsi przez ponad pół roku nie dostały ani złotówki za pobyt dzieci z Izdebek, choć reguluje to ustawa o opiece społecznej. Zdecydowały się wreszcie przekazać sprawę prawnikom. W zeszły piątek nastąpił ostatni akord dramatu, który ujawnił się w 2018 roku.
Dorota Mękarska
W listopadzie 2018 roku wyszło na jaw, że w rodzinie z Izdebek dochodziło do wielu patologicznych sytuacji, od nadużywania alkoholu, przez zastraszanie, aż po molestowanie seksualne.
Po ujawnieniu sprawy ojca aresztowano, a matka trafiła do szpitala. Rodzeństwo zostało natomiast umieszczone w domu dziecka w Sanoku, z którego przeniesiono je w połowie zeszłego roku do domu pomocy społecznej dla dzieci i młodzieży w Starej Wsi pod Brzozowem.
Można powiedzieć, że w tym nieszczęściu uśmiechnęło się do dzieci trochę szczęście, gdyż nie zostały rozdzielone.
– Rzadko się zdarza, by w takiej placówce jak nasza było w jednej chwili 10 wolnych miejsc – podkreśla s. Edyta Wójtowicz, dyrektor DPS w Starej Wsi. – Akurat w czerwcu zeszłego roku tak się u nas zdarzyło.
Dzięki temu cała rodzeństwo, w wieku od 4 do 15 lat, wciąż pozostaje razem.
Od Annasza do Kajfasza
W tym samym czasie rodzice zostali pozbawienie opieki rodzicielskiej nad dziećmi i rozpoczęła się procedura ustanowienia dla nich opiekuna prawnego.
Zgodnie z ustawą o pomocy społecznej za pobyt dzieci w DPS powinna zapłacić gmina Nozdrzec, której mieszkańcami są rodzice dzieci. Jednakże po pozbawieniu ich przez sąd praw rodzicielskich gmina stanęła na stanowisku, że ten obowiązek na niej nie ciąży. Scedowała go na gminę Brzozów, gdyż dzieci zamieszkały na jej terenie. Gmina Brzozów uznała zaś, że nie ma żadnego tytułu prawnego do ponoszenia tych koszów.
– Od sierpnia ub.r. zostałyśmy z tym problemem same – podkreśla siostra dyrektor.
Zaczęła się wędrówka po urzędach. Można rzec, że siostry wędrowały od Kajfasza do Annasza. Bez skutku.
– Wszyscy zasłaniali się prawem, mówiąc, że nie mogą finansować dzieci, a z drugiej strony to przecież przedstawiciele prawa przekazali nam dzieci pod opiekę – wskazuje na paradoks tej sytuacji siostra dyrektorka. – Dzieciom trzeba zapewnić odpowiednie warunki do rozwoju i godne życie, a nie da się tego zrobić bez pieniędzy.
Jak każdy wie, dzieci sporo kosztują. W przypadku domu pomocy społecznej ten koszt wzrasta ze względu na konieczność zatrudnienia opiekunów. Koszt jednego dziecka to 3,8 tys. zł za miesiąc. W placówce w Starej Wsi co miesiąc brakowało więc 38 tys. zł. To już nie są małe pieniądze, które można np. zaoszczędzić obcinając inne wydatki.
– To są bardzo duże kwoty, ale nikt się tym nie przejmował – mówi siostra Edyta, ale dodaje. – Z drugiej strony samorządy dysponują pieniędzmi publicznymi i nie mogą bez tytułu prawnego wydawać środków.
Nie chodzi o 20 zł
Siostry Służebniczki stanęły przed bardzo trudną sytuacją, więc po prostu zaczęły się zapożyczać. Siostra dyrektor nie chce ujawniać kwoty zadłużenia, wspomina tylko, że jest duża.
– Muszę te długi spłacić – wyjaśnia nasza rozmówczyni. – To nie jest przyjemna sytuacja, gdy muszę tłumaczyć się z niezapłaconych faktur na koniec miesiąca, przekonując, że spłacę je w następnym miesiącu. To nie jest kwestia, że brakuje nam 20 zł na życie. Mamy na utrzymaniu dzieci i cały dom. Ponoszę też odpowiedzialność za kilkudziesięciu pracowników, których zatrudniamy. Muszę zapłacić im wynagrodzenie, bo pracownicy mają rodziny na utrzymaniu. Pieniądze nie spadają z nieba. Naprawdę trzeba się dobrze „nagłówkować”, by je zdobyć.
Zdesperowane siostry zwróciły się więc do prawników. Przy pomocy Stowarzyszenia „Europa Tradycja” z Komborni zorganizowały konferencję prasową, podczas której ujawniono problem. Poinformowano też Urząd Wojewódzki.
– To była decyzja prawników, ale my liczyłyśmy na obiektywne potraktowanie przez media – podkreśla s. Edyta, która w konferencji nie uczestniczyła ze względy na inne zajęcia.
Rozpętała się medialna burza, ale nagłośnienie sprawy pomogło. Na pomoc dzieciom z Izdebek przyszedł Fundusz Sprawiedliwości i Rzecznik Praw Dziecka. Siostry otrzymały też wsparcie od wielu prywatnych osób, w tym zainteresowanie i życzliwość.
– To poczucie solidarności było niesamowite – nie kryje nasza rozmówczyni.
Rodzeństwo z Izdebek nie miało świadomości, że znowu zagościło w mediach, gdyż siostry izolują dzieci od medialnego zgiełku.
– Chronimy dzieci przed takimi informacjami – mówi siostra Edyta. – Mają mieć spokojne warunki do życia i rozwoju. Troszczymy się o nie. Im już wystarczy tego, co przeszły.
Dzieci, ja każde inne maluchy, spokojnie uczą się, nadrabiając deficyty. Siostra Edyta jest pod wrażeniem efektów, które osiągnięto dzięki pracy pedagogów z domu dziecka w Sanoku. Rodzeństwo kontaktuje się z matką, która odwiedza dzieci i ma z nimi kontakt telefoniczny.
Za dzieci ma płacić powiat brzozowski
Konferencja prasowa nie zakończyła jednak prawnych potyczek. Gmina Brzozów, wywołana do tablicy przez gminę Nozdrzec, skierowała sprawę do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Kolegium stanęło na stanowisku, że za dzieci powinien zapłacić powiat brzozowski, który pokrywał koszty, gdy przebywały w domu dziecka. Władze powiatu jednak nie chciały takiego wydatku ponosić bez żadnej wykładni prawnej. Sprawę skierowały do sądu.
– To są drogi prawne, które trwają już pół roku, a tak nie da się funkcjonować. Jedna dostawa oleju opałowego, którym ogrzewamy budynek kosztuje 18,5 tys. zł, a w obecnym czasie wystarczyło to na miesiąc. Pytanie jest, z czego mamy zapłacić za następną dostawę, bo dzieci przecież muszą mieć ciepło? – pyta s. Edyta.
W ostatni piątek sąd wydał w tej sprawie orzeczenie. Orzekł, że za pobyt dzieci w domu pomocy społecznej ma zapłacić powiat brzozowski.
ZOBACZ RÓWNIEŻ:
Tablety i tornistry dla dzieci pokrzywdzonych przestępstwem (VIDEO, ZDJĘCIA)
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS