Poniższy tekst jest fragmentem książki Stanisława Płużańskiego pt. „Mróz, głód i wszy. Życie codzienne Wyklętych” (Wyd. Fronda)
Mimo oczywistych przekłamań w tej kwestii trzeba dostrzec typowe dla wszystkich formacji wojskowych, a tym bardziej dla jednostek ochotniczych i partyzanckich, przykłady demoralizacji i przekraczania norm moralnych przez pojedynczych żołnierzy lub poszczególne pododdziały. Ryzyko zbandycenia aktualnych i byłych żołnierzy podziemia było większe niż w przypadku wojska czy organizacji paramilitarnych działających w warunkach normalnego państwa. „Partyzanta od bandyty dzieli tylko jeden krok”– uważał Olgierd Christa.
Pamiętać należy, że działania podejmowane przez organizacje konspiracyjne są utajnione zarówno przed obserwatorami zewnętrznymi, jak i przed większością własnych członków. Podyktowane jest to względami bezpieczeństwa i zmniejszaniem ryzyka dekonspiracji. Zagrożenie upadku dyscypliny w powojennym podziemiu w swojej książce opisał Rafał Wnuk: „Rodzący postawę pogardy dla życia codzienny kontakt z przemocą i śmiercią, łatwy dostęp do broni i uniemożliwiona warunkami konspiracyjnymi dostateczna kontrola nad żołnierzami sprawiały, że wielu partyzantów stawało się przestępcami. Niekiedy dotyczyło to całych oddziałów AK. (…) Jednym z ważniejszych zadań oddziałów zbrojnych i bojówek podziemia była likwidacja bandytyzmu. Choć podjęte wiosną 1945 r. działania w dużym stopniu osłabiły przestępczą aktywność, to walka z bandytyzmem, także we własnych szeregach, trwała do końca istnienia zorganizowanego podziemia. Świadczą o tym liczne wyroki śmierci na pospolitych przestępcach, jak i oskarżonych o bandytyzm członkach AK-DSZ-WiN wykonane w latach 1945-1946”.
Problemy z niesubordynacją z czasem dotykały w mniejszym lub większym stopniu praktycznie każdy oddział partyzancki. Im dłużej oddział leśny istniał, tym bardziej te problemy się ujawniały. Od charyzmy dowódcy zależało, czy był w stanie opanować te tendencje. „Wojna jest rzeczą straszną i brudną. Nie ma samych bohaterów i samych kanalii. Jest bardzo, bardzo różnie. Tylko u nas mogły się zdarzać jakieś niezbyt chwalebne incydenty. Natomiast u innych były one regułą. Myślę tu o grupach komunistycznych” – stwierdził Tadeusz Michalski.
Problem z oceną
Pod koniec wojny niektórzy dowódcy AK zdawali sobie sprawę z groźby rozprzestrzenienia się bandytyzmu wśród żołnierzy. W książce Andrzeja Przemyskiego opisującego życie gen. Leopolda Okulickiego znajduje się wiele mówiący rozkaz z 18 stycznia 1945 roku wydany przez komendanta okręgu AK Kraków Przemysława Nakoniecznego do komendantów obwodów: „Zwrócić uwagę na skrupulatne odebranie, zakonserwowanie i zamelinowanie broni i sprzętu. Broń nie może pozostać w rękach pojedynczych żołnierzy AK ze względu na możliwość nieodróżniania żoł[nierzy] powstania od bandytyzmu”.
Niektóre działania powojennego podziemia trudno oceniać. Jak bowiem traktować akcję, w wyniku której ukrywająca się na własną rękę grupa złożona z byłych AK-owców dokonała napadu na państwowy sklep celem zdobycia artykułów niezbędnych do przeżycia? Taki czyn jedni potraktują jako działalność bandycką, inni jako moralnie usprawiedliwione działanie. Istotna jest tu ocena Polski Ludowej. Jednak kluczowe przy ocenie powojennych wydarzeń muszą być motywy działań danej jednostki bądź grupy. Jeśli za danym czynem stała chęć wzbogacenia się, uzyskania dóbr materialnych lub osobistych korzyści bądź zaspokojenia innego rodzaju potrzeb, należy mówić o czynie bandyckim. Dodatkowo takie działanie powinno być też całkowicie dobrowolne i oddolne. Natomiast działania podjęte z polecenia przełożonego, a przede wszystkim dyktowane wyższymi pobudkami, jak dobro ogółu, lub działanie na rzecz oddziału nie mogą być traktowane tak samo.
Jednocześnie należy podkreślić, że rozkazy również podlegają ocenie. Mogą być złe i w takim wypadku obciążają zarówno dowódcę, jak i wykonawcę. Trudne do zaklasyfikowania mogą też być działania po 1947 roku, kiedy w większości przypadków de facto nie działały już większe struktury konspiracyjne, a poszczególne oddziały lub nawet jednostki były całkowicie samodzielne. Zdzisław Broński przekonywał, że odpowiedni dobór ludzi odpowiedzialnych za poszczególne jednostki sprawiał, że oddziały były w stanie zachować dyscyplinę mimo coraz większej swobody działania. Brak dobrych dowódców natomiast określał jako anarchię i najniebezpieczniejszą rzecz dla oddziałów. Według niektórych żołnierzy to właśnie coraz większa samodzielność poszczególnych dowódców wpływała szczególnie negatywnie na dyscyplinę.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS