A A+ A++

Tydzień temu w okolicy miasta Dikwa w nigeryjskim stanie Borno bojownicy Prowincji Afryki Zachodniej Państwa Islamskiego zaatakowali bazę nigeryjskich sił zbrojnych. Uderzenie było dobrze zaplanowane i skoordynowane: jedna grupa nadeszła od północy wzdłuż drogi do Marte, druga – z północnego wschodu trasą na Gajibo. Gdy żołnierze zorientowali się, że lada chwila nastąpi atak, porzucili pozycje i się wycofali.

Kontratak rozpoczęto dopiero, kiedy udało się zorganizować wsparcie lotnicze. Po kilkugodzinnej walce nigeryjscy żołnierze odzyskali kontrolę nad bazą. Nie ma żadnych wiarygodnych informacji o stratach obu stron, jednak niezależnie od tego starcie może mieć donioślejsze skutki. Baza w Dikwie – leżącej pięćdziesiąt kilometrów od granicy z Kamerunem i dziewięćdziesiąt kilometrów od Maiduguri – jest bowiem jednym z tak zwanych superobozów. Tak łatwe jej zdobycie przez bojowników może oznaczać klęskę całej tej kontrowersyjnej koncepcji.

Silnie ufortyfikowane bazy miały być odpowiedzią na ataki ze strony terrorystów. Siły zbrojne wyszły z założenia, że opierający się na szybkich uderzeniach bojownicy nie będą mieć wystarczającej siły ognia, aby przełamać obronę, nawet jeśli uda się im uzyskać zaskoczenie. Tymczasem w 2021 roku członkowie Boko Haram zdobyli (choć tylko tymczasowo) już dwa superobozy – oprócz Dikwy także superobóz numer 21 New Marte, który ostatecznie musieli pomóc odbić żołnierze właśnie z Dikwy. Cała koncepcja stanęła pod znakiem zapytania.

Co gorsza, superobozy nie tylko nie pomagają, ale też aktywnie szkodzą. Teoretycznie mają pozwalać na równoczesne wysyłanie oddziałów szybkiego reagowania w wielu kierunkach, w praktyce stanowią istną kotwicę. Malik Samuel, analityk afrykańskiego Institute for Security Studies, przekonuje, że wycofanie żołnierzy z mniejszych posterunków w leżących na uboczu wsiach oznacza zostawienie ich mieszkańców na pastwę terrorystów. Z jednej strony cywile mogą stać się ofiarami lubujących się w brutalności islamistów, z drugiej – mogą zostać przekonani lub zmuszeni do współpracy.

W wielu częściach stanu Borno ekstremiści utworzyli swoiste alternatywne struktury państwowe, nakładają na ludność podatki, kontrolują ruch na drogach i okradają podróżnych ze wszystkich wartościowych przedmiotów (w tym dokumentów, które potem wykorzystywane są w działalności przestępczej).

W tym kontekście ironiczno-tragicznego wydźwięku nabierają słowa byłego szefa sztabu generalnego, generał Tukura Burataia (notabene twórcy taktyki superobozów). Podczas wystąpienia przed senacką komisją spraw zagranicznych – w związku ze spodziewaną nominacją na stanowisko ambasadora – generał stwierdził, że siły zbrojne nie są w stanie pokonać Boko Haram bez współpracy z partnerami międzynarodowymi i – przede wszystkim – z przedstawicielami lokalnych społeczności. Tych samych społeczności, które przez strategię Burataia stanęły w obliczu dużo większego ryzyka ze strony islamistów.

Generał podkreślił również, że również rząd federalny musi wywiązać się ze swoich obowiązków. Jest to bardzo poważne oskarżenie ze strony oficera, który przez pięć i pół roku odpowiadał między innymi za walkę z ekstremistami. Podczas wystąpienia ujawnił wiele problemów, z którymi borykają się siły walczące z Boko Haram. Jednym z największych jest brak poparcia ze strony ludności wiejskiej.

Znaczna część mieszkańców Północy już i tak – niezależnie od klęski koncepcji superobozów – popiera ekstremistów, udziela im schronienia i pomocy materialnej. Powodem tak złego stanu rzeczy jest nadmierne skupienie się rządu na walce zbrojnej i zaniedbanie potrzeb cywilów. Stany objęte walkami są skrajnie niedofinansowane. Brakuje dróg, linii energetycznych i podstawowego dostępu do infrastruktury komunalnej. Bez wsparcia projektów cywilnych wojna, zdaniem generała, może potrwać kolejne dwadzieścia lat.

W podobnym tonie wypowiedział się, stający wcześniej przed tą samą komisją, generał w stanie spoczynku Abayomi Olonisakin, który prognozuje, iż kolejnym polem zmagań może być opanowanie północnonigeryjskich lasów. Zapewnienie bezpieczeństwa na tym polu znajduje się wyłącznie w kompetencjach władz stanowych, które wyraźnie nie radzą sobie z tym zadaniem. Wiele lasów stało się więc bastionami terrorystów, którzy zakładają w nich kryjówki przypominające niewielkie miasteczka. Symbolem nieudanych prób opanowania tych terenów są lasy Sambisa, które co kilka miesięcy muszą być ponownie odbijane z rąk Boko Haram.

Według przeciwników administracji prezydenta Muhammadu Buhariego wybranie generałów na ambasadorów jest posunięciem politycznym obliczonym na ochronę swoich stronników. Wysłanie oficerów na placówki dyplomatyczne ma ochronić ich przed postawieniem zarzutów dotyczących naruszeń praw człowieka. Wcześniej kilkukrotnie oskarżano dowódców o brutalność między innymi podczas tłumienia protestów zwolenników niepodległej Biafry czy o torturowanie zatrzymanych podejrzewanych o przynależność do Boko Haram.

Mimo czarnych scenariuszy kreślonych przez generałów nigeryjskie wojska odniosły dość istotny symboliczny sukces. W mediach społecznościowych pojawiło się nagranie z lasów Sambisa. Nigeryjscy żołnierze zdobyli gospodarstwo, którego właścicielem miał być sam Abubakar Shekau. W ataku wzięły udział lokalne grupy samoobrony, dzięki czemu szybko zdobyto i zniszczono całą farmę. Na miejscu szybko pojawiły się grupy cywilów, którzy bezzwłocznie rozpoczęły plądrowanie. Nagranie przedstawia grupy żołnierzy drwiąco pytających, gdzie jest poszukiwany dowódca Boko Haram.

Sytuacja w Nigerii

Nigeria składa się z kilkuset grup etnicznych i religijnych. Spójność społeczna jest ogromnym problemem, którego nie rozwiązano od czasu uniezależnienia się od Wielkiej Brytanii. Kraj boryka się z problemami natury społeczno-politycznej, z których największym jest walka z islamistyczną Boko Haram, kontrolującą znaczną część stanów północnych. Ekstremiści regularnie odnoszą sukcesy w starciach z wojskiem, któremu nie ustępują pod względem wyposażenia.

Równie niebezpiecznie wygląda sytuacja na południu. Zazwyczaj uwagę władz przyciągały działania zwolenników niepodległej Biafry, jednak uaktywniły się również grupy paramilitarne działające rzekomo w imieniu mieszkańców delty Nigru. W tym przypadku konflikt, choć mniej medialny niż walka przeciw Boko Haram, jest znacznie groźniejszy dla państwa. Uderzenia na instalacje naftowe mogą zniechęcić inwestorów zagranicznych i poważnie naruszyć wizerunek Nigerii przyjaznej wielkim koncernom. Napięcia etniczne i religijne podsyca plaga fake newsów.

Zobacz też: Siły zbrojne Ukrainy w misjach ONZ

(premiumtimesng.com, prnigeria.com)

ministerstwo obrony Nigerii

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułLirene Natura zadba o Twoje ciało
Następny artykułMaciej Masłowski, niezależny kandydat na prezydenta Rzeszowa, do ugrupowań politycznych: “Siądźmy do wspólnych rozmów”