A A+ A++

Niemal 200 rannych policjantów, 82 aresztowania, pięć ofiar śmiertelnych. Splądrowane biura polityków, pobicia reporterów, uszkodzenia radiowozów. Obelgi oraz groźby kierowane zarówno pod adresem demokratów („Pelosi to szatan”), jak i republikanów („Powiesić Mi­ke’a Pence’a!”). Lista strat spowodowanych styczniowymi zamieszkami na Kapitolu jest niepokojąco długa, a i tak brakuje na niej prawdopodobnie najważniejszego ubytku – wizerunkowego. Znacznie skromniejszy jest natomiast wykaz winnych, który właściwie ogranicza się do jednego nazwiska – Donalda Trumpa. Tak można interpretować werdykt, jaki w sprawie zamieszek wydały najpotężniejsze amerykańskie firmy społecznościowe – Facebook, Twitter, a potem także YouTube – decydując się na blokadę kont ustępującego prezydenta.

Za późno – ocenia część analityków. Trzeba było interweniować, zanim człowiek-bizon pokazał światu szaloną twarz spiskowej i skrajnie prawicowej Ameryki. Niepotrzebnie – twierdzą inni, lamentując nad deptanie wolności słowa. Ale są też tacy, którzy widzą w tej zagrywce wyłącznie element większej biznesowej gry, nastawionej na zdobycie przychylności demokratów. Jak zauważył na łamach amerykańskiego „Forbesa” Michael Pachter, analityk firmy Wedbush Securities: „Facebook próbuje pokazać Kongresowi, że stoją za nim dobrzy goście”.

Regulatorzy kontra giganci technologiczni

Zresztą nie tylko on. Ostatnie miesiące to festiwal politycznego lizusostwa ze strony tzw. Big Techów, czyli największych amerykańskich firm technologicznych. Facebook postawił na blokadę konta Trumpa. Amazon wstrzymał fundusze dla parlamentarzystów głosujących przeciwko zatwierdzeniu przez Kongres prezydenta elekta Joe Bidena. Google i Microsoft zainwestowały w demokratów łącznie ponad 40 mln dolarów w trakcie ostatniego cyklu wyborczego. Do tego dochodzi lobbing. Polityczna ekspansja przedstawicieli cyfrowego świata zmobilizowała koalicję ponad 40 organizacji pozarządowych do wystosowania apelu do prezydenta, aby przestał zatrudniać ludzi z bigtechową przeszłością na stanowiskach związanych z regulacjami rynku.

Dogłębnie zrozumieć modele biznesowe internetowych gigantów, a potem uregulować ich działalność bez szkody dla gospodarki, małych biznesów i konsumentów. To zadanie, jakie stoi przed amerykańskimi legislatorami. Czy jest wykonalne? Fot.: Getty Images

Działaniom korporacji trudno się dziwić, ponieważ antymonopolowa fala wzbiera coraz mocniej. Wydawało się, że jej kulminacyjny moment przypadnie na połowę 2020 roku, kiedy Kongres wirtualnie ściągnął do Waszyngtonu szefów Facebooka, Apple, Google i Amazona (odpowiednio Marka Zuckerberga, Tima Cooka, Sundara Pichaia i Jeffa Bezosa) i odpytał ich z praktyk biznesowych. Ale to było dopiero preludium. W październiku Departament Sprawiedliwości oraz 11 prokuratorów stanowych oskarżyło Google o faworyzowanie własnych produktów w wynikach wyszukiwania i wykorzystywanie swojej pozycji na rynku reklamowym. Kilka tygodni później Federalna Komisja Handlu oraz 48 amerykańskich stanów wytoczyły pozwy przeciwko Facebookowi, zarzucając mu antykonkurencyjne działania – m.in. poprzez akwizycje Instagrama i WhatsAppa – w celu „zdławienia” rywali. Widma bliźniaczych problemów wiszą nad Amazonem, któremu zarzuca się dominację nad sprzedawcami na swojej platformie, oraz Apple podejrzewanym o monopolistyczne praktyki App Store’a.

Krótko mówiąc: krucjata antymonopolowa przeciwko Big Techom trwa w najlepsze. A wraz z nią mnożą się pytania o przyszłość i nowe zasady funkcjonowania największych spółek technologicznych. W tym najważniejsze z nich: czy podział tych biznesów w ogóle jest możliwy?

Monopol technologicznych gigantów

– Wielkie antymonopolowe sprawy rzadko kończyły się rozłamami firm, a przynajmniej nie bezpośrednimi. Ani IBM, ani Microsoft nie zostały ostatecznie rozbite. AT&T podzielono na początku lat 80., ale poprzedziło to siedem dekad regularnego monopolu i mnóstwo antytrustowych kampanii – mówi prof. Margaret O’Hara z University of Washington, która bada historię technologii. – Ale nawet jeśli ostatecznie nie dojdzie do rozłamu, samo wniesienie pozwów antymonopolowych może wpłynąć na zmianę praktyk biznesowych. A także pożreć mnóstwo czasu, energii i pieniędzy, powodując, że firmy będą mniej agresywnie wkraczać na nowe rynki.

Nie wiadomo tylko, czy w przypadku Facebooka, Google i pozostałych gigantów technologicznych historyczne kampanie antymonopolowe mogą stanowić punkt odniesienia. Działania podejmowane przeciwko Standard Oil (podzielonemu w 1911 roku na 34 mniejsze podmioty petrochemiczne) czy AT&T (w 1982 r. wydzielono z jego struktur siedem regionalnych oddziałów telekomunikacyjnych) dotyczyły jednorodnych biznesów. Z kolei spór regulatora z Microsoftem odnosił się głównie do dominacji w obszarze jednego rodzaju produktów – systemów operacyjnych. Tymczasem dzisiejszym internetem rządzą wieloproduktowe i silnie zdywersyfikowane koncerny. Odcięcie którejkolwiek z głów może spowodować, że w jej miejscu powstaną dwie następne.

Google to nie tylko wyszukiwarka internetowa i wielki kombajn reklamowy, ale też właściciel aplikacji pocztowej (Gmail), przeglądarki (Chrome) czy mobilnego systemu operacyjnego (Android), na którym działa około 2,5 mld urządzeń. Apple jest gigantem w produkcji elektroniki, a oferuje także streaming muzyki i filmów (Apple Music i Apple TV), posiada autorski system płatności (Apple Pay), zaś poprzez App Store daje użytkownikom swoich urządzeń dostęp do 2 mln aplikacji. Amazon to nie tylko gigantyczna platforma handlowa, ale również oscarowy producent filmowy (Amazon Studios), dostawca streamingu wideo (Prime Video), twórca popularnego wirtualnego asystenta (Alexa) czy właściciel sieci supermarketów (Whole Foods), a głównym motorem napędowym jego biznesu jest Amazon Web Services, który według firmy analitycznej Canalys ma 32 proc. udziałów w globalnym rynku dostawców chmury obliczeniowej. Znamienne, że o prymat w tym sektorze walczy z microsoftową platformą Azure i google’owskim Cloudem…

Sundar Pichai, Tim Cook, Jeff Bezos i Mark Zuckerberg. Bezprecedensowe ściągnięcie – choć tylko zdalnie – do Waszyngtonu szefów Google, Apple, Amazona i Facebooka było wyraźnym sygnałem, że Kongres nie zamierza się kłaniać „cesarzom gospodarki internetowej” Fot.: Getty Images

Co dalej z Big Techami?

– Z Big Techami nie można walczyć, używając metod z wczorajszych wojen. Problem w tym, że legislatorzy w Stanach i Europie zupełnie nie rozumieją ich sieciowych modeli biznesowych, co było widać już podczas pierwszego senackiego przesłuchania Marka Zuckerberga po aferze Cambridge Analytica – uważa prof. Piotr Płoszajski, teoretyk zarządzania ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. – W przypadku Standard Oil czy AT&T dało się zastosować najbardziej klasyczny podział: regionalny. Wobec Big Techów nie bardzo wiadomo, jak dzielenie w ogóle miałoby się odbyć. Po pierwsze, są globalne, a po drugie – ich działalność jest dziś dużo bardziej zdywersyfkowana niż na początku.

– Podział jest możliwy, ale w ostatnich latach to bardzo rzadko stosowane antymonopolowe remedium. Najbardziej prawdopodobne wydaje się cofnięcie facebookowych akwizycji Instagrama i WhatsAppa. To byłaby na pewno istotna zmiana, ale wątpię, aby mogła fundamentalnie zmienić obecną dominację firm technologicznych – mówi prof. Mark Lemley ze Stanford Law School.

Technoentuzjaści zauważają – i słusznie – że tego typu firmy to nie tylko monopolistyczne monstra, ale i architekci najważniejszych konsumenckich innowacji ostatnich lat. Wiele osób nie wyobraża sobie podróżowania bez google’owskich map, spędzania wieczorów bez Netfliksa czy jeżdżenia taksówkami bez znajomości prognozowanej ceny przejazdu, co dzięki Uberowi powoli staje się standardem. Poza tym sieciowe biznesy oferują infrastrukturę dla całych sektorów i stanowią trampolinę dla mniejszych biznesów. Trudno sobie wyobrazić, jak influencerzy funkcjonowaliby bez Instagrama czy YouTube’a, twórcy gier i aplikacji bez App Store’a czy Google Play, a mali sprzedawcy bez Amazona, eBaya czy – schodząc na nasze podwórko – Allegro. A skoro tak, to lepiej zachować status quo, żeby przypadkiem czegoś nie zepsuć.

Ekonomiści w większości są zgodni, że podział gigantów mógłby narazić na szwank portfele konsumentów i małych przedsiębiorców, co siłą rzeczy rykoszetem uderzyłoby w gospodarkę. Jak zatem przywrócić rynkową równowagę? Pomysłów nie brakuje. Według prof. Lemleya regulatorzy powinni przede wszystkim blokować akwizycje start-upów przez dominatorów. Prof. Herbert Hovenkamp z University of Pennsylvania sugeruje, że w Amazonie decyzje dotyczące polityki handlowej mogłyby być podejmowane w porozumieniu ze sprzedawcami obecnymi na platformie – mającymi swoją reprezentację w zarządzie spółki Bezosa – a Facebook i Google powinny dzielić się z konkurencją danymi na temat użytkowników, o … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNiewybuch przy podstawówce nr 5
Następny artykułDruga sesja Rady Miejskiej właśnie się rozpoczęła