A A+ A++

Prokuratura Rejonowa w Pszczynie skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko Grażynie M.T., prezesce jednej z fundacji, która prowadzi przedszkole w Goczałkowicach-Zdroju. Do śledczych wpłynęło zawiadomienie z gminy, że przedszkole pobrało dotacje na dzieci, które faktycznie do przedszkola nie uczęszczały. Chodzi o prawie 20 tys. zł.

Urzędnicy z Goczałkowic-Zdroju sami przepytali rodziców

Prokuratura została powiadomiona o podejrzeniu popełnienia przestępstwa po kontroli, którą gmina przeprowadziła w placówce w 2019 r. – Do odpowiedzialności powinni być pociągnięciu rodzice, nie my. Z każdym rodzicem podpisujemy umowę. Później zdarza się, że jego dziecko przestaje przychodzić, a my nie jesteśmy o tym informowani. Rodzice rezygnują, dziecko jest na długim zwolnieniu lekarskim albo wyjeżdża gdzieś z rodzicami. Piszemy wniosek do gminy na określoną liczbę dzieci, ale może się zdarzyć, że któreś z nich przez miesiąc albo dwa nie uczęszcza na zajęcia. Nie rozwiązujemy wówczas umowy, bo takie miejsce musi na dziecko czekać – mówi Grażyna M.T. Dodaje, że gmina, zanim powiadomiła prokuraturę, sama urządziła przesłuchania rodziców. – Urzędnicy ustalili, że 10 dzieci z różnych przyczyn przez pewien czas nie chodziło do przedszkola – mówi prezeska.  

Maria Ożarowska, sekretarz gminy Goczałkowice-Zdrój, przyznaje, że urzędnicy kontaktowali się z rodzicami. – Obowiązkiem gminy jest przeprowadzanie kontroli wszędzie tam, dokąd kierowane są środki publiczne z budżetu gminy. Ze względu na fakt, że nie mogliśmy pewnych informacji zweryfikować, nie było innej możliwości jak rozmowa z rodzicami. Zadaliśmy im pytania związane z funkcjonowaniem przedszkola. Czynności odbyły się po konsultacjach z naszym radcą prawnym – mówi Ożarowska.

Gmina: Przedszkole zostało zarejestrowane

Grażyna M.T. uważa, że stała się ofiarą nagonki, jaką prowadzą na nią urzędnicy z Goczałkowic. – Przez pół roku rzucano mi kłody pod nogi, żebym w ogóle nie mogła tu prowadzić przedszkola. Pytali, skąd wezmę dzieci, przecież ich tak wiele w Goczałkowicach nie ma. A przecież to moje ryzyko, mój biznes – zauważa prezeska fundacji.

Sekretarz Ożarowska inaczej: – We wrześniu 2016 r. wniosek o zarejestrowanie przedszkola został odrzucony z powodu braków formalnych. Fundacja ponownie złożyła go kilka miesięcy później, w grudniu. I znowu brakowało kilku dokumentów, m.in. pozytywnej opinii komendanta Państwowej Straży Pożarnej czy informacji o kwalifikacjach kadry. Zwróciliśmy się o ich uzupełnienie. Gdy tak się stało, przedszkole zostało wpisane do ewidencji w styczniu 2017 r..

Dwa przedszkola w jednej gminie to za dużo?

Grażyna M.T. uważa, że jej placówka stała się w Goczałkowicach konkurencją. I że urzędnicy szukali na nią haka. – W gminie przedszkole prowadzi syn byłego wójta. Od kiedy zaczęliśmy działalność, miałam kontrolę za kontrolą – od sprawdzania kwalifikacji osób, które pracują w przedszkolu, po sanepid. Raz nawet urzędnicy chcieli sprawdzać, czy mam piasek z certyfikatem w piaskownicy. Tyle tylko, że my nie mamy piaskownicy – mówi prezeska fundacji.

– To, że syn byłego wójta prowadzi w mieście przedszkole, nie ma tutaj nic do rzeczy. Otrzymywaliśmy różne sygnały – anonimowe, ale też pisma podpisane przez konkretne osoby, że w placówce może dochodzić do nieprawidłowości. Musieliśmy je sprawdzać ze względu na bezpieczeństwo dzieci. Proszę sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby taka informacja została przez nas zbagatelizowana – zauważa Ożarowska.

Spór rozstrzygnie wkrótce sąd.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułOtwarto przetarg na budowę sali sportowej
Następny artykułKara 116 zł od osoby za brak segregacji już w lipcu?