Jeszcze jakiś czas temu to byłoby coś nie do myślenia, że Lech ze Śląskiem będą mieli ze sobą tyle wspólnego. Przede wszystkim oba kluby uprawiają sport piłkopodobny. Daleko im po przerwie zimowej do poziomu, który zadowoliłby nawet przeciętnego kibica Ekstraklasy. Poprzeczka nie jest przecież zawieszona wysoko, a mimo to trenerzy Lavicka i Żuraw przykładają rękę do tworzenia malowidła rozpaczy. Z jednej strony widzimy paździerz po wrocławsku, z drugiej poznańską degrengoladę. Co by nie mówić, nieźle się panowie dobrali.
Tylko że akurat dzisiaj śmiechu może być niewiele. Ten mecz dla obu szkoleniowców może być początkiem końca. Jasne, o ile w przypadku Dariusza Żurawia sprawa wydaje się bardziej klarowna, to znaczy: mało kto uważa, że trenera nie należy zwalniać, o tyle Vitezslav Lavicka zaczął stąpać po naprawdę kruchym lodzie. Czech może nie tonie jeszcze ze swoją załogą, tak jak jego kolega po fachu, ale tylko ślepiec by nie zauważył, że ten okręt osiadł na mieliźnie.
Niech nie myli was liczba punktów w tabeli, która w tej chwili jawi się jako jedyny plus pracy szkoleniowca Śląska. Powiecie: jedyny, ale najważniejszy. No, w końcu trenera rozlicza się z wyników, z tym faktem nie ma co polemizować. Ale – jak w każdym dobrym projekcie biznesowym – inwestujesz coraz więcej, chcesz iść do przodu. Oddajesz do pewnego stopnia wodze ludziom, którym ufasz. Spodziewasz się po nich, że popchną firmę do rozwoju, nie stagnacji.
- Ostatni wygrany mecz wyjazdowy Śląska: 28 listopada z Podbeskidziem
- Ostatnie trzy mecze Śląska: pięć celnych strzałów, jeden strzelony gol
Gilotyna nad głową obu trenerów
Rzadko kiedy los podsuwa na tacy taki mecz, o którym rzeczywiście możemy powiedzieć, że decyduje o losach obu trenerów. Gdyby Lech znów „odstawił chałturę”, po której kibic czułby wstyd, zażenowanie czy frustrację – powiedzmy, że przy wyniku 0:2 po bezbarwnej – niewykluczone, że ktoś straciłby w końcu resztki swojej cierpliwości. I to bez względu na liczbę wcześniejszych deklaracji o wieloletniej współpracy. Zresztą, naprawdę trudno w tej chwili znaleźć argumenty na obronę Żurawia:
- Ostatnie zwycięstwo Lecha: mecz z Podbeskidziem
- Ostatni moment, kiedy Lech strzelił więcej niż jedną bramkę: mecz z Podbeskidziem (6 grudnia)
- Ostatnia bramka z gry: 13 grudnia
Nieco inaczej sprawy mają się we Wrocławiu, gdzie ewentualne rozstanie z trenerem raczej rozbudziłoby falę burzliwych dyskusji. Jedni kibice Śląska uważają bowiem, że zwolnienie trenera przed końcem sezonu, zwłaszcza, że drużyna WKS-u okupuje miejsce w czołówce tabeli, byłoby nieporozumieniem. Drudzy zaś na każdym kroku powtarzają, że Śląsk z Lavicką za sterami osiągnął sufit. Obie tezy są racjonalne, ale najlepsze będzie stwierdzenie, że dzisiejszy wynik wrocławian wyznaczy dalszą drogę działania klubowych działaczy. Przy kolejnym słabym meczu może się okazać, że nie tylko Maciej Stolarczyk otrzyma telefon od prezesa Waśniewskiego z sondowaniem opcji na zatrudnienie. Skoro pierwsze przymiarki już za nami – przeciągające się rozczarowania raczej notowań Lavicki nie poprawią.
W MECZU LECHA ZE ŚLĄSKIEM NIE PADNĄ WIĘCEJ NIŻ DWIE BRAMKI – KURS 2,20 W SUPERBET
Lavicka zresztą odniósł się do tej sytuacji na konferencji prasowej: – Skupiam się na swojej pracy, każdym najbliższym treningu i meczu. Dużo rozmawiam z kolegami-trenerami ze sztabu, moja komunikacja z dyrektorem sportowym oraz zarządem klubu również stoi na bardzo dobrym poziomie. Myślenie o tym, że klub rozgląda się za nowym trenerem, tylko odbiera mi energię, dlatego wolę tego nie robić.
Oba zespoły pozbawione argumentów
Nastroje w Śląsku i Lechu nie mogą być zbyt optymistyczne. W jednym obozie pojawiały się przedsezonowe zapowiedzi, że zespół będzie grał trochę bardziej ofensywnie, z zachowaniem dotychczasowego szkieletu. Szkoda, że ten sam zespół zaczął punktować gorzej niż Stal Mielec. Wyobraźmy sobie jednak, co muszą czuć piłkarze Lecha. Śląsk, mimo mizernych występów w rundzie wiosennej, przynajmniej nie może narzekać na pozycję w tabeli, a Lech? Jest w ciemnym lesie. Oj, tam dopiero mają chłopcy zabawę, skoro gra o najwyższe cele przerodziła się w szukanie własnej tożsamości. Ten stan oczywiście trwa od jesieni i, prawdę mówiąc, nie zdziwilibyśmy się, gdyby nagły zwrot akcji nastąpił właśnie w spotkaniu ze Śląskiem.
Sęk w tym, że nijak nie potrafimy wskazać atutów, którymi „Kolejorz” byłby w stanie zagiąć swojego rywala. Poznańscy piłkarze zawodzą w każdej formacji, niektórzy po całej linii. Nie najlepiej wygląda Karlstroem czy Ramirez, trochę poniżej kreski jest Tiba czy Kamiński. To, co boli jednak najbardziej? Styl, w jakim to wszystko się odbywa. Styl godny pożałowania.
Śląsk? Śląsk może z Lechem przybić piątkę.
W MECZU LECHA ZE ŚLĄSKIEM PADNIE REMIS – KURS 4,30 W TOTALBET
W drużynie wrocławian nie strzela napastnik, do poziomu przeciętności spadli skrzydłowi, środek pola na czele z Sobotą zakopał się w dołku. Do tego wątpliwa dyspozycja obrońców i brak ognia w oczach. Pomijając pozycję bramkarza, gdzie Matus Putnocky jako jedyny prezentuje swój optymalny pułap, jest naprawdę słabo. Cóż, może to nie przypadek, że ten jedyny wyróżniający się zawodnik to właśnie Putnocky. Pod opieką trenera bramkarzy, nie Lavicki.
Lech w rundzie wiosennej też strzelił jedną bramkę. Celnych strzałów całe sześć, jeden więcej od Śląska. Chyba nie musimy tego komentować, wiele słów zostało już na ten temat wypowiedzianych. Trzeba tylko dodać, że swój trafił na swego. Gdybyśmy obracali się w realiach portalów randkowych, lepszego „matcha” jak ten byśmy po prostu nie znaleźli.
Dlatego, jak na przekór, spodziewajcie się fajerwerków Wyniku 3:3, show a’la Łukasz Broź w końcówce 2019 roku, hatrricka Exposito i koncertu Johannsona. Trzeba się zabezpieczyć na wypadek klątwy Weszło.
Fot. FotoPyk
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS