A A+ A++

Dla jasności: Cracovia wygrała w tym roku mecz, ale w Pucharze Polski. W lidze ciągle czeka, w czterech meczach zebrała dwa punkty, a widzom oglądającym jej grę kazała męczyć się przed telewizorami.

W Mielcu piłkarze Cracovii zamierzali pokazać zawzięte oblicza, więc natychmiast rzucili się do ataku. Przejęli środek pola, chcieli jak najszybciej zdobyć gola. Po nędznych poprzednich meczach bardzo potrzebowali wstrząsu. Nawet nie zwykłego zwycięstwa – takiego wydartego ledwo, ledwo po golu zdobytym goleniem w 89. minucie. Potrzebowali zwycięstwa pewnego, zdecydowanego – potrzebowali pokazania, że potrafią być mocni, dominować, i że niektórzy za szybko ich skreślili.

Nic z tego. W ich grze brakowało precyzji. O strzałach, które w sobotę oddawali, można napisać tyle dobrego, że przynajmniej były. Bo w poprzednich meczach zdecydowanie ich brakowało.

Nie było jednak kogoś, kto potrafiłby wejść w buty skutecznego egzekutora. Marcos Alvarez? Kilka razy nieźle się zastawił, ale bywało też tak, że piłka odbijała się od jego nogi jak od deski. Rivaldinho? Miał parę zrywów, ale parę to za mało. Inni? Po raz pierwszy w tym roku w wyjściowym składzie Cracovii znalazł się Daniel Pik i wypadł przyzwoicie. To jego strzał w pierwszej połowie był najlepszy.

Cracovia miała przewagę, ale za nic nie potrafiła przekuć jej w konkrety. Tymczasem gospodarze – tak się wydawało – nie mieli ochoty na szaleńcze kontrataki. Zdążyli uśpić rywali i telewidzów, aż nagle, po ponad półgodzinie, wyrwali się pod pole karne Karola Niemczyckiego i prawie zdobyli gola. Maciej Jankowski dostał piłkę tuż pod bramką. Mógł zrobić wszystko, a zrobił nie to, co trzeba – kopnął piłkę wprost w bramkarza. Lepszej sytuacji w tym meczu nikt już nie miał.

Choć w drugiej połowie o włos od szczęścia był jeszcze Petteri Forsell. Grzmotnął z całej siły i gdyby nie znakomita interwencja Niemczyckiego, piłka wpadłaby pod poprzeczkę. Fin być może w ten sposób próbował wyrzucić z siebie złość na… trenera Cracovii. Bo Forsell miał grać pod Wawelem, ale Michał Probierz w ostatniej chwili zablokował jego transfer.

Cracovia nie powinna się tym usprawiedliwiać, ale była osłabiona. I nie chodzi nawet o kontuzje wszystkich lewych obrońców (na tej pozycji znów z konieczności musiał zagrać skrzydłowy Sergiu Hanca). Chodzi o brak pauzującego za żółte kartki Pellego van Amersfoorta. To lider, momentami jeden z nielicznych jasnych punktów w drużynie, który dotąd miał miejsce w pierwszym składzie zawsze, niezależnie od okoliczności.

Bez niego Cracovia była jeszcze bardziej nieskuteczna niż zwykle. Spróbować to zmienić miał m.in. Marcin Budziński, który wszedł na boisko na 20 minut. Jego historia jest zresztą ciekawsza od meczu: 31-letni pomocnik dwa tygodnie temu został przedstawiony jako nowy piłkarz… rezerw. Miał pomóc drugiej drużynie w utrzymaniu się w trzeciej lidze i pomóc też sobie w odbudowaniu się. Szybko jednak dostał od trenera zaproszenie do ekstraklasy. Był to jego powrót do gry w Cracovii po 21 miesiącach.

Pomóc jednak nie zdążył. W drugiej połowie na boisku rządził chaos, skończyło się bezbramkowym remisem. Cracovia czeka na zwycięstwo od grudnia ubiegłego roku.

Stal Mielec – Cracovia 0:0

Stal: Strączek – Granlund Ż (46. Dadok Ż), Matras, Czorbadżijski, de Amo, Getinger Ż – Jankowski (71. Mak), Tomasiewicz Ż, Domański, Prokić (46. Forsell Ż) – Kolew (79. Zjawiński)

Cracovia: Niemczycki – Rapa, Szymonowicz, Rodin Ż, Hanca – Fiolić (56. Thiago), Sadiković, Loshaj, Alvarez (74. Strózik), Pik Ż (74, Budziński) – Rivaldinho. 

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPrzywódcy G7 zapewniają, że chcą wspólnie rozwiązywać problemy światowe
Następny artykułProf. Jabłoński: Na opozycji dominuje byt zwany “nie wiem”