autor: Maciej Pawlikowski
Poza grami zajmuje się krytyką literacką, czasami trochę życiem, czasami trochę przeżyciem.
Pokemon Sword i Shield to niezwykle bezpieczne inwestycje – dostajemy to samo, co dostaliśmy 23 lata temu, ale w nowej oprawie graficznej. I choć seria wciąż bawi i uwodzi, tak nie można pozbyć się wrażenia, że zmurszałe drewno wyziera spod pięknej farby.
Recenzja powstała na bazie wersji Switch.
- śliczna, kolorowa, w pełni trójwymiarowa oprawa graficzna;
- dobrze wykonane modele pokemonów;
- efektowna, pełna eksplozji walka;
- walcząc w Pokemon Gym w końcu mamy wrażenie, że rzeczywiście walczymy o mistrzostwo;
- przepiękne i klimatyczne lokacje, po których chce się biegać i jeździć;
- przystępna dla najmłodszych i nowych graczy.
MINUSY:
- to bodaj najłatwiejsze pokemony, w jakie graliście;
- irytująca techniawka – muzyka to koszmar;
- współczesna oprawa nie ukryje faktu, że mechanika gry ma już ponad 20 lat;
- niewykorzystany potencjał Dynamax;
- fabuła jest naiwna i głupia – nawet jak na pokemony.
Od 23 lat gramy w gry z serii Pokemon ze studia Game Freak. I wyobraźcie sobie, że w najnowszej części – Pokemon Sword (oraz Pokemon Shield) wciąż odnajdziecie te same mechaniki, które witały nas w Pokemon Red i Blue w latach 90. Jeśli marzył wam się powrót do tamtych lat uroczego dzieciństwa, to najnowsze Pokemony są ku temu świetnym pretekstem. To najlepsza gra o wojowniczych stworzeniach pod względem technologii i przystępności, choć na kilku płaszczyznach nowy atak studia Game Freak można określić dobrze znanym sformułowaniem: „It’s not very effective…”.
Nie będę szczególnie rozwodził się nad tym, czym Pokemony są, bo wychodzę z założenia, że ta seria zdążyła przez lata skostnieć na tyle mocno, aby stać się częścią DNA graczy. Dla tych, którzy nigdy Pokemonów nie widzieli, streszczam: to opowieść o młodym bohaterze, który pewnego dnia opuszcza swoje rodzinne miasteczko, aby zostać mistrzem pokemonów. W czasie wyprawy łapie kolejne stworki, trenuje je i wystawia do walk w turowym, klasycznym systemie RPG. Gdy zbierze 8 odznak, stanie do finałowej walki. I tak już od 23 lat.
Startowe pokemony do wyboru są absolutnie czarujące!
Najpiękniejsze pokemony
Kilka lat temu, gdy ogrywałem bodaj Pokemon Pearl, wznosiłem ręce ku niebiosom, krzycząc: Jak można?! Jak można w dobie pięknych, trójwymiarowym gier, tworzyć coś, co wygląda jak żywcem wyciągnięte z RPG Makera! Mój głos najwyraźniej odbił się echem przez kontynenty i oceany, bo w końcu otrzymaliśmy grę pod wieloma względami może nie nowoczesną, co po prostu współczesną.
Początek wielkiej przygody – ładnie, prawda?
Stary, by nie powiedzieć archaiczny, gameplay znany od kilkudziesięciu lat w końcu obudowano śliczną, kolorową i w pełni trójwymiarową grafiką. Teraz wioski, miasteczka, kopalnie, jaskinie czy lasy wyglądają tak, jak oczekujemy od magicznego i przedziwnego świata zamieszkiwanego przez pokemony. Koniec z walecznymi i rozpikselowanymi bitmapami. Modele stworków jak i ludzi zostały dobrze przygotowane – w tej odsłonie zdecydowanie mniej musimy używać wyobraźni, bo ataki przestały być umowne. Czekają nas za to wybuchy, lasery, wzburzone żywioły, trzęsienia ziemi i inne specjalne animacje. I choć pewne rzeczy mogłyby zostać dopracowane (niektóry istoty zostały potraktowane raczej po macoszemu), tak nie zmienia to ogólnego wrażenia. Za sprawą grafiki walka stała się efektowna i pełna wybuchów tak, jakby reżyserował ją Micheal Bay.
DLACZEGO SIEDEM A NIE SZEŚĆ?
Zastanawiałem się, jak podejść do pisania tej recenzji, bo nowe dzieło Game Freak to duże recenzenckie wyzwanie. Jeśli zastanawiacie się, dlaczego gra ma wystawioną ocenę 7,5, a w tekście narzekam i bezlitośnie punktuję, to już tłumaczę: jeśli oceniać to, co Pokemon Sword zrobiło, to gra zasługuje na pewne 7,5. Jeśli natomiast oceniać to, czego nie zrobiono, choć zrobić można było, to sprawa zdecydowanie się komplikuje. Świadom tego, że każdy wie, czym są growe Pokemony, zamiast pisać wam po raz dziesiąty to samo, zdecydowałem się – obok oceny samej gry – porozmawiać z wami o tym, czego może nam brakować, czego nie możemy się doczekać i czego zwyczajnie potrzebuje ta seria.
Starcia wielkich pokemonów robią wrażenie.
Najważniejszym jednak elementem tej małej, ale długo wyczekiwanej „rewolucji”, są wspomniane lokacje. Wystarczy, że zobaczycie, jak prezentuje się rodzinna, sielankowa wioska Postwick czy magiczna, pełna kolorowych i świecących grzybków Ballonlea, a szybko zrozumiecie, czego tak naprawdę brakowało tej serii od lat. A brakowało stosownego ukazania pokręconego świata. Stolica regionu Galar, Wyndon to tak naprawdę baśniowy Londyn, z Tamizą, Big Benem, Okiem Londynu, placem Trafalgar i Piccadilly Circus, z czerwonymi telefonicznymi budkami i metrem. I nawet jeśli w tych miejscach tak naprawdę nie mamy za wiele do roboty, to zwiedza się je z największą przyjemnością.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS