Rodziny w pewnym momencie mają już dość braku poczucia stabilizacji, ciągłych przeprowadzek. Żony sugerują, żeby dali sobie spokój i zostawili pole do popisu młodszym piłkarzom. Znajomi dziwią się, że jeszcze chce im się biegać za piłką. Oni zaś cały czas podporządkowują życie pod treningi i mecze. Wolne weekendy? Sporadycznie, kilka razy do roku. Najczęściej zaraz po zakończeniu rundy. Nierzadko, zamiast niedzielnego spaceru i relaksu w gronie najbliższych, odsypiają kilkugodzinną podróż powrotną z drugiego krańca Polski. O kim mowa? O piłkarskich weteranach na poziomie centralnym.
„Panowie w poważnym wieku” – tak Łukasz Trałka określił siebie i innych doświadczonych kolegów po fachu – już coraz częściej ustępują miejsca młodszym zawodnikom. Kluby, co zresztą zrozumiałe, wolą stawiać na graczy perspektywicznych niż na tzw. rutyniarzy. Jednak w szerokiej kadrze zespołów z II oraz I ligi, a także z Ekstraklasy, znajdziemy grupę piłkarzy powyżej 35 roku życia. Starzeją się z godnością? Czy nie mają innego pomysłu na siebie? Poświęcają zdrowie i czas, bo wciąż sprawia im to radość? A może przez tyle lat gry w piłkę zakodowali sobie, że trening i mecz to ich obowiązek i inaczej nie potrafią funkcjonować?
Choć żaden z tych graczy nie powie tego wprost, że boi się „życia po życiu”, to między wierszami można wychwycić delikatną nutę strachu. Już teraz zaczynają mieć dylematy. Jedni chcą zacząć kursy trenerskie i spróbować sił w tej roli. Niektórym kiełkuje myśl w głowie: rozmienić się na drobne, zaszyć się gdzieś w okręgówce i cały czas zgarniać jakieś tam pieniądze za boiskowe występy. Inni zaś kompletnie chcą odciąć się od futbolu i otwierają swoje biznesy. Z kolei łączy ich jedno – niepewność odnośnie do przyszłości.
Idzie młodość
– Jest Pro Junior System, są przepisy nakazujące, aby w II lidze występowało dwóch młodzieżowców, w I lidze i Ekstraklasie po jednym, zatem nic dziwnego, że teraz stawia się już na młodych. I bardzo dobrze, że obserwujemy taki proces. Wiadomo, że trafiają się kontuzje, kartki i w kadrze musi być już kilku młodzieżowców. Ale kiedyś, jak młody zawodnik dobrze wyglądał, to się przebijał do składu i grał. Nie był dobry, to musiał siedzieć. Problemem jest to, że dopóki grają, to są potrzebni. Kończą wiek przydatności, to kluby żegnają się z nimi. Moim zdaniem już lepszy byłby przepis, mówiący o tym, że musi występować jakiś wychowanek, a nie młodzieżowiec-najemnik. Wtedy akademie też musiałaby stawiać mocniejszy akcent na szkolenie młodzieży – Sławomir Szeliga, obecnie piłkarz drugoligowej Stali Rzeszów.
Słuszność istnienia przepisu nakazującego obowiązkową obecność w składzie młodzieżowca była już przedmiotem wielu dyskusji i analiz, tak więc nie ma sensu – kolejny raz – dokonywać szczegółowej oceny tej regulacji. Natomiast ciekawym spostrzeżeniem podzielił Marcin Radzewicz, który na poziomie centralnym jest obecnie najstarszym zawodnikiem grającym w polu (1980 r.). Dwukrotny reprezentant Polski w obecnej edycji rozgrywek wystąpił w 15 spotkaniach i uzbierał łącznie 848 minut na placu gry. Wspomina, że dawniej rozwój młodego zawodnika bardzo często był hamowany przez trenerów.
– Za moich czasów przeżyłem taką sytuację, że trener mi powiedział: jesteś bardzo dobrym graczem, ale masz tylko 18 lat i jesteś za młody, by wpuścić cię na boisko. Biorąc pod uwagę przeszłość, przychylam się do opinii, że ten przepis był jednak potrzebny. Czytałem też wywiad z trenerem Fornalikiem i podzielam jego sugestię oraz uwagi. Ten przepis spowodował, że młodzi są teraz trochę rozkapryszeni. Nie ma co ukrywać: jest deficyt dobrych młodzieżowców. Im mniej tych ludzi ma umiejętności na przyzwoitym poziomie, tym bardziej się o nich zabiega – uważa Marcin Radzewicz, KKS Kalisz.
***
To rzeczywiście kluby na poziomie centralnym nie chcą już zatrudniać bardzo doświadczonych graczy? Na pewno, tak jak zauważył Sławomir Szeliga, przepis wymusił większą liczbę młodych graczy w szerokiej kadrze danego zespołu. Z tym że włodarze wciąż decydują się na to, by w ich drużynach byli gracze, którzy będą służyć swoim doświadczeniem oraz cenną wiedzą. Zazwyczaj jest to jeden „rutyniarz”. Czasem dwóch, góra trzech. Aktualnie w kadrach zespołów – w II lidze, I lidze oraz Ekstraklasie – znajduje się łącznie 62 zawodników w wieku co najmniej 35 lat (urodzonych w 1986 r.) .
II liga – 21 graczy
- Górnik Polkowice: Mateusz Piątkowski 1984 r.
- Wigry Suwałki: Martin Dobrotka 1985 r.
- KKS Kalisz: Mateusz Żytko 1982 r, Adrian Łuszkiewicz 1986 r., Marcin Radzewicz 1980 r.,
- Sokół Ostróda: Rafał Siemaszko 1986 r.
- Stal Rzeszów: Sławomir Szeliga 1982 r.
- Motor Lublin: Rafał Grodzicki 1983 r.
- Pogoń Siedlce: Rafał Misztal (br.) 1984 r., Marcin Burkhardt 1983 r.
- Bytovia Bytów: Maciej Czyżniewski (br.) 1985 r., Krzysztof Bąk 1982 r., Paweł Zawistowski 1984 r.
- Olimpia Elbląg: Janusz Surdykowski 1986 r.
- Znicz Pruszków: Dariusz Zjawiński 1986 r.
- Lech II Poznań: Łukasz Radliński (br.) 1983 r., Grzegorz Wojtkowiak 1984 r.
- Olimpia Grudziądz: Łukasz Sapela (br.) 1982 r.,
- Hutnik Kraków: Piotr Stawarczyk 1983 r.
I liga – 22 graczy
- Bruk-Bet Nieciecza: Vlastimir Jovanović 1985 r.
- ŁKS Łódź: Arkadiusz Malarz (br.) 1980 r.
- Górnik Łęczna: Tomasz Midzierski 1985 r., Leandro 1983 r.
- Arka Gdynia: Paweł Sasin 1983 r., Marcus Vinicius 1984 r.
- Odra Opole: Krzysztof Janus 1986 r., Arkadiusz Piech 1985 r.
- Chrobry Głogów: Michał Ilków-Gołąb 1985 r.
- Stomil Olsztyn: Janusz Bucholc 1985 r., Piotr Skiba (br.) 1982 r.
- Widzew Łódź: Marcin Robak 1982 r.
- GKS Jastrzębie: Mariusz Pawełek (br.) 1981 r., Lukas Bielak 1986 r.
- GKS Bełchatów: Mariusz Magiera 1984 r.
- Sandecja Nowy Sącz: Michal Piter-Bucko 1985 r., Dawid Szufryn 1986 r., Maciej Małkowski 1985 r.
- Zagłębie Sosnowiec: Matko Perdijić (br.) 1982 r., Piotr Polaczak 1986 r. Szymon Pawłowski 1986 r.
- Resovia: Konrad Domoń 1986 r.
Ekstraklasa – 19 graczy
- Legia Warszawa: Artur Boruc (br.) 1980 r., Radosław Cierzniak (br.) 1983 r., Igor Lewczuk 1985 r., Inaki Astiz 1983 r.
- Raków Częstochowa: Piotr Malinowski 1984 r.
- Śląsk Wrocław: Matus Putnocky (br.) 1984 r., Piotr Celeban 1985 r., Mariusz Pawelec 1986 r.
- Lechia Gdańsk: Dusan Kuciak (br.) 1985 r., Flavio 1984 r.
- Jagiellonia Białystok: Pavels Steinbors (br.) 1985 r.
- Piast Gliwice: Tomasz Jodłowiec 1985 r., Jakub Szmatuła 1981 (br.)
- Wisła Płock: Jakub Rzeźniczak 1986 r., Giorgi Merebaszwili 1986 r., Bartłomiej Sielewski 1984 r.
- Wisła Kraków: Jakub Błaszczykowski 1985 r., Rafał Boguski 1984 r.
- Warta Poznań: Łukasz Trałka 1985 r.,
- Podbeskidzie B-B: Michal Pesković (br.) 1982 r.
***
– W szatni wszyscy są potrzebni: trochę młodsi zawodnicy oraz ci bardziej doświadczeni. Młodzi muszą mieć się od kogo uczyć. Trzeba się po prostu dogadywać między sobą. Rozmawiać na temat danego meczu – co zrobił źle, co zrobił dobrze. My – starsi piłkarze – mamy za zadanie im pokazywać, co należy robić, aby osiągnęli więcej od nas, jakich błędów nie można popełniać. Przecież nie chodzi o to, by robić sobie na złość. Ja będę miał satysfakcję, jeżeli moje rady komuś pomogą. A to co robię na boisku, co mogę zaoferować drużynie, to na pewno jest jeszcze jakaś tam wartość dodana – kontynuuje Marcin Radziewicz.
Zdrowie i motywacja
Kilkanaście lat występów w różnych drużynach. Wiele przeprowadzek. Obozy przygotowawcze z trenerami, którzy ładowali im solidne dawki obciążeń fizycznych – góry, bieganie i jeszcze raz bieganie. Wielu z tych zawodników ma sobą poważniejsze kontuzje. A jednak wciąż im się chce i wciąż nierzadko są ważną częścią swojego zespołu. Owszem, zdarza się, że doświadczeni gracze są dokooptowani do szerokiej kadry na sztukę, ale w dalszym ciągu codziennie trenują oraz układają życie pod piłkę. Oczywiście nie robią tego za darmo – w dalszym ciągu otrzymują za to niezłe wynagrodzenie.
Z kolei zawodnicy, którzy zostali zapytani o powody dalszego kontynuowania kariery, jak jeden mąż odpowiadają: „czuję się dobrze fizycznie, nie odstaję od młodszych kolegów”.
***
Krzysztof Bąk (Bytovia Bytów, II liga): – Jak jest moja motywacja do dalszego grania w piłkę na tym poziomie? Odpowiem wprost: nie czuję się wypalony. Wciąż sprawia mi to radość. Nie chcę i nie lubię oszukiwać samego siebie. Gdybym tylko zauważył, że nie daję sobie rady z – nie ma co ukrywać – dużo młodszymi ode mnie piłkarzami, to powiedziałbym sobie: stop. Przede wszystkim nie chciałbym działać na niekorzyść swojego klubu, w którym gram od siedmiu lat. W tej chwili wciąż czuję się na siłach, aby dalej grać dla Bytovii i pomagać jej na boisku. Na szczęście moje zdrowie jest w jak najlepszym porządku. No, ale treningi podczas zimowego okresu są już pewnym ryzykiem dla mojego organizmu. Jednak wstaję rano i bez problemów mogę dojść do samochodu. Cały czas wytrzymuję trudy treningów. To dlaczego miałbym zakończyć przygodę z piłką?
Mateusz Piątkowski (Górnik Polkowice, II liga): – Nie chcę kończyć z futbolem, bo aktualnie czuję się bardzo dobrze fizycznie. Nawet mieliśmy w tym tygodniu robione testy i moje wyniki są na bardzo dobrym poziomie, tak jak u młodych zawodników. Nie traktuję grania w piłkę jako obowiązku – wciąż mam przyjemność i radość z tego. A jeżeli chodzi o moje występy boiskowe, to w poprzedniej rundzie, w dziewięciu meczach strzeliłem cztery bramki. Może nie jest to oszałamiający wynik, ale wciąż sportowo się bronię.
– Ktoś powie, że w pewnym momencie przychodzą jakieś kryzysowe chwile, bo występuje zmęczenie. Natomiast, gdy nie miałem ostatnio przez trzy miesiące klubu, to tak naprawdę mocno tęskniłem za zapachem szatni, za atmosferą i dniem meczowym. Niby miałem wolne weekendy i siedziałem w domu, ale ciągnęło mnie już plac gry. Teraz gram w klubie, który ma perspektywy i ambicje dotyczące awansu do I ligi. Jest poukładany – to też ma wpływ, że mówiąc ogólnie, wciąż mi się chce. Codzienny trening sprawia mi radość, a też traktuję pobyt w Polkowicach jako wyzwanie, a nie odcinanie kuponów.
***
– Nie nudzi mi się piłka. Dalej mam marzenia, dalej mam cele. Chcę rozegrać 200 meczów w Ekstraklasie, więc przede wszystkim w tym znajduję motywację. Podobne są te zajęcia, nie da się ukryć, ale nie ma we mnie zmęczenia. Nie narzekam, nie zawalam treningów. Przykładam się, koncentruję się, staram, bo chcę grać jak najdłużej. Uważam, że lekceważący stosunek do najmniejszych rzeczy nie przyniósłby dobrych efektów. To, że jestem doświadczony, niczego nie zmienia. Muszę pracować na dużej intensywności, żeby utrzymać się na dobrym poziomie w Ekstraklasie. Wiesz, u mnie też jest inaczej, miałem w karierze okresy, kiedy pozostawałem bez klubu i trenowałem trzy razy w tygodniu, żeby znaleźć nowego pracodawcę. Do tego mnie zmuszała sytuacja. Teraz mam komfort, za czym idą obowiązki i powinności. Doceniam to, co mam, serio – w rozmowie z Janem Mazurkiem opowiedział o swojej motywacji Michal Pesković.
Ciekawa historia z kontynuowaniem kariery wiąże się z osobą Łukasza Trałki. Powoli nosił się zamiarem odstawienia futbolu na boczny tor. Nawet zaczął występować jako ekspert w programie Kanału Sportowego dotyczącym Ekstraklasy. To był jasny sygnał, że zaczyna sobie już inaczej układać życie. Ale nieoczekiwany awans jego zespołu do najwyżej ligi był dla niego niezwykle silnym bodźcem, aby nie ogłosić rozstania z piłką nożną.
– Tak naprawdę ostateczną decyzję o tym, że dalej będę występował w Warcie, podjąłem na trzy dni przed meczem z Lechią Gdańsk. Wprawdzie przygotowywałem się cały czas z zespołem, lecz trener oraz prezesi mieli z tyłu głowy myśl, że mogę się pożegnać z Wartą. Jednak doszliśmy z rodziną do wniosku, że skoro – odpukać – nic mnie nie boli, nie kłuje, czuję się dobrze, to jeszcze jeden rok spróbuję pograć. Wpływ na moją decyzję miało to, że nie musiałem wyjeżdżać z Poznania. Wszystko na pod nosem, na miejscu. Występy wciąż sprawiają mi radość – to jest najważniejsze. Chodzić sobie na trening i odbębnić go, to mógłbym nawet do sześćdziesiątki tak funkcjonować, ale lubię atmosferę w szatni, lubię rywalizację. To są czynniki, które powodują, że wciąż mam z tego frajdę. Z kolei ja już też nie chcę niczego deklarować. Życie potrafi zaskoczyć i zmienić plany – szczerze opowiada Łukasz Trałka.
Definitywny koniec kariery?
Obecnie w niższych ligach wielu prezesów nie szczędzi grosza na „ligowców”. W czwartoligowych drużynach, a także w okręgówce znajdziemy pokaźną liczbę graczy, którzy odcinają sobie kupony. Klub jest zadowolony, bo zyskuje marketingowo. Szatnia posiada silny charakter. Na boisku zazwyczaj są oni wartością dodaną. Zatem nic dziwnego, że działacze bardzo często specjalnie robią kominy płacowe, tylko po to, by jakiś gracz z dobrym CV zawitał do ich klubu. Dla tego typu zawodników to kusząca opcja. Zero presji, treningi dwa razy w tygodniu plus mecz. Ba, nierzadko przyjeżdżają tylko na sam spotkanie ligowowe. W dodatku nie muszą już udawać się na dalekie wyjazdy. Po prostu sielanka.
Stąd zapytaliśmy się kilku „panów piłkarzy w poważnym wieku”: czy rozważają w najbliższym czasie występy na boiskach z dala od blasku fleszy i kamer telewizyjnych? Czy też planują ostatecznie zakończyć karierę na poziomie centralnym? Ostatni rywalizacja – benefis, podziękowania i kwiaty. Na trybunach rodzina i znajomi. Piękna przemowa na koniec i impreza ze złocistym trunkiem oraz kiełbaskami.
A potem już tylko bieganie za piłką gdzieś w „oldboyach” lub podczas okolicznościowych turniejów.
***
Mateusz Piątkowski: – Nie rozważam też na razie gry na zdecydowanie niższym szczeblu, jakaś czwarta liga albo okręgówka, choć nie wiem, co czas pokaże. Nie chcę nikomu umniejszać, ale przez moment, gdy byłem na bezrobociu, trenowałem sobie gościnnie w Lechii Dzierżoniów i poziom IV ligi, delikatnie rzecz ujmując, no nie jest oszałamiający. Trochę, by mnie to denerwowało. Frustrowało, że człowiek w czymś takim uczestniczy. Ale nie wykluczam, że kiedyś dla zdrowia, hobbystycznie być może będę sobie kopał piłkę w niższych ligach.
Sławomir Szeliga: – Szczerze mówiąc, nie wiem, czy chciałoby mi się jeszcze gdzieś grać w niższych ligach. Może ewentualnie w rezerwach Stali mógłbym sobie pograć po takim oficjalnym już zakończeniu przygody z piłką. Mógłbym młodszym chłopakom pomóc co nieco. Tak więc nie wykluczam tego. Oczywiście, jeśli klub zaproponowałby mi to. Wiem o tym, że w niższych ligach można nieźle dorobić sobie, ale nawet nie rozważałem takiej opcji.
Łukasz Trałka: – Raczej nie przewiduję takiego wariantu, że zakotwiczę gdzieś w niższych ligach. Na ten moment, bo nigdy nie wiadomo, jak to będzie w przyszłości. Dla zdrowotności to mogę sobie pobiegać w parku lub w lesie dziesięć kilometrów. Tak, aby połapać tlenu i dbać o to, by nie zwisał mi brzuch. Może, gdy skrzykniemy się w dziesięć osób, to pójdę sobie pokopać gdzieś w sobotę wieczorem z kumplami, ale nie mam zamiaru już jeździć po jakiś mniejszych miejscowościach i rozmieniać się na drobne. Podoba mi się, jak integrują się ze sobą byli piłkarze Pogoni. Wciąż tworzą „team spirit”. Jeżdżą na ogólnopolskie turnieje oldboyów. Cały czas spotykają się, aby poganiać za piłką na boisku. Ewentualnie w takiej formie mógłbym mieć styczność z murawą.
Rodziny
Sławomir Szeliga: – Są czasami jakieś tam zgrzyty z żoną. Zdarzają się momenty, kiedy coś tam podrzuci mi. Zasugeruje: „a może już tak zostawiłbyś pole do popisu dla młodszych chłopaków”(śmiech). Ale moja rodzina wie, że robię to co kocham. Cały czas wspierają i mówią: „jeżeli masz zdrowie, to graj dalej w piłkę”. Moi bliscy, wiedzą że bardzo wiele poświęciłem piłce i cały czas trzymają za mnie kciuki. Teraz jest nam o tyle łatwiej, tak jak już wspomniałem, że mieszkamy w rodzinnym Rzeszowie.
Mateusz Piątkowski: – Dla mnie nie ma aż tak dużego problemu, gdy muszę wyjechać w Polskę. Oczywiście jest utrudnienie, bo aktualnie jestem ojcem dwójki dzieci. Dlatego te przeprowadzki trochę kosztują, ale to są kwestie dobrej organizacji. To da się wszystko zrobić. Choć wiadomo, nie jest to łatwe.
Krzysztof Bąk: – W swoim życiu sportowym starałem się wszystko układać tak, aby pogodzić przyjemne z pożytecznym. Absolutnie na pierwszym miejscu jest dla mnie rodzina, czyli moja żona i dzieci. Ja nie żyję sam dla siebie, tylko żyję dla nich i z nimi. To jest najważniejsze, dlatego też na stałe osiedliliśmy się w Gdańsku. Codziennie dojeżdżam do Bytowa na treningi. Jest to trochę męczące, ale zmieniamy się za kierownicą. Kilku chłopaków też mieszka w Trójmieście, także można uciąć sobie drzemkę, rozłożyć nogi i trochę wypocząć. Bytovia to rodzinny klub, w zdecydowanej większości oparty na lokalnych podmiotach, tak więc, gdy musimy zostać w Bytowie na noc, zawsze mamy udostępnione nieodpłatnie jakieś zakwaterowanie w pensjonatach lub hotelach. Oczywiście, może gdybym dzień w dzień nie dojeżdżał, moja forma byłaby na wyższym poziomie, ale ja nie widzę jakiś dużych minusów takie rozwiązania. Dostrzegam więcej plusów.
„Życie po życiu”
Bardzo często widzimy przypadki, gdy po zakończeniu kariery byli piłkarze pracują poza piłką. Część z nich zainwestowała pieniądze w nieruchomości i żyje z wynajmu nieruchomości. Odnajdziemy grupę dawnych zawodników posiadającą biznesy gastronomiczne. Zdarzają się przypadki osób, które wstąpiły do wojska i są obecnie zawodowymi żołnierzami. Słowem: sposoby na „życie po życiu” są różne.
Obecnie coraz więcej graczy, jeszcze przed końcem kariery, zaczyna robić kursy trenerskie i odpowiednie licencje. Tylko że wakatów trenerskich, wbrew pozorom, wcale nie jest tak dużo. Natomiast kluby coraz częściej wyciągają pomocną dłoń dla swoich weteranów. Proponują stanowisko koordynatora ds. młodzieży, etat trenerski w grupach młodzieżowych, a także pracę w sieci skautingu.
Działacze zdają sobie sprawę, że nie każdemu piłkarzowi udaje się miękko wylądować. Ich poważne problemy zaczynają się z dniem, kiedy oficjalnie pożegnali się z boiskiem.
***
Mateusz Piątkowski: – Nie boję się tego, co będzie po zakończeniu poważnej przygody z piłką. Gdyby nagle miało ono nastąpić, myślę, że spokojnie bym sobie poradził i zabezpieczył swoją rodzinę, by niczego jej nie brakowało. Jednak zdaję sobie sprawę z tego, że jeśli zakończę granie w piłkę, powiem sobie stop, to mogę zapomnieć o powrocie na ogólnopolski poziom. Nie chcę teraz rezygnować, bo jak już zawieszę buty na kołku, będzie to oznaczać koniec poważnego grania z mojej strony. Czasem mam ochotę zacząć trenować jakieś grupy młodzieżowe, ale jestem zwolennikiem twierdzenia, że lepiej skupić się na jednej rzeczy.
Kiedyś miałem okazję – co ciekawe, w Górniku Polkowice – prowadzić grupy młodzieżowe i uzmysłowiło mi to, że nie da rady łączyć profesjonalnego grania w piłkę z innymi zajęciami. Znaczy można, ale próżno liczyć na dobre efekty takiego miksu. Może od biedy jako grający asystent trenera można łączyć występu na boisku z innymi zajęciami. Albo się jest zawodnikiem, albo trenerem.
Krzysztof Bąk: – Mam już plan na „życie po życiu” i chciałbym zostać trenerem. Nieważne, czy to w grupach młodzieżowych, czy w zespole seniorskim. Pragnę się w ten temat już zagłębiać i zamierzam, jak czas pozwoli, zacząć robić papiery trenerskie. Bez uprawnień, to ja sobie mogę co najwyżej chcieć. Nie wiadomo, jak to życie się poukłada, lecz muszę już powoli torować sobie jakoś drogę do tego, aby to przejście było bezbolesne. Z drugiej strony, dopóki sam będę mógł spojrzeć sobie w lustro i powiedzieć: ej gościu dajesz radę i jesteś w stanie dalej grać, to mam zamiar jeszcze biegać na boisku za piłką. Prezesi Bytovii oraz znajomi wiedzą o tym, że nie będę miał problemu z tym, żeby w odpowiednim momencie dać jasny sygnał: dość, przestaję grać, dziękuję za wszystko.
Sławomir Szeliga: – Myślę cały czas o tym, co będę robił po zawieszeniu butów na kołku. Mam zamiar iść zrobić kursy trenerskie. Chciałbym zostać przy piłce. Biznesy gastronomiczne? To nie jest mój świat. Aktualnie nie wyobrażam sobie, żebym był poza światem futbolu. Nie ukrywam, że z początku będzie mi się trudno odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Mam nadzieję, że w Rzeszowie, ktoś szybko wciągnie do mnie rękę.
***
Tak więc dobra forma fizyczna i frajda z dalszego grania w piłkę stanowią główne przyczyny tego, że wciąż w wielu klubach na poziomie centralnym możemy spotkać piłkarzy powyżej 35 roku życia. Z całą pewnością, dopóki grają i przebywają z młodszymi kolegami, czują się młodsi, a przede wszystkim potrzebni i docenieni. Czy z roku na rok ich liczba będzie się zmniejszać? Z jednej strony obserwujemy tendencję do odmładzania kadr oraz coraz odważniejszego stawiania na młodzieżowców. Z drugiej zaś – na skutek coraz bardziej skutecznych diet oraz umiejętności odpowiedniego prowadzenia się przez danego gracza – coraz więcej piłkarzy jest w stanie występować na solidnym poziomie nawet do 40 roku życia.
PIOTR STOLARCZYK
Fot. FotoPyk, 400mm.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS