„To uderzenie w media komercyjne i spełnienie marzeń Kaczyńskiego sprzed lat. Chodzi mu o osłabienie tych nadawców i wydawców, którzy są od PiS niezależni” – histeryzowała Agnieszka Kublik na łamach przybranej w żałobny kolor czerni „Gazety Wyborczej”. Z kolei Michał Kokot, powołując się na Gabora Polyaka, analityka mediów, przyznał, że ustawa wprowadzająca podatek od reklam jest zgodna z unijnym prawem.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
-TYLKO U NAS. Sellin: Protestują media, które wspierają opozycję. Warto spokojnie rozmawiać, a nie napinać się emocjonalnie
-Kempa: Podatek od reklam musi być nałożony, bo musi być równość wobec prawa. Nie może być tak, że jedni płacą bardzo dużo, a inni nie
Agnieszka Kublik na łamach „Gazety Wyborczej” zarzuciła prezesowi Prawa i Sprawiedliwości, że nie chce dopuścić do tego, „by media były wolne, silne i niezależne od władzy Kaczyńskiego”.
Dlatego, gdy PiS wybory wygrywa, to zmienia prawo tak, by kontrolować media publiczne
— pisze publicystka „GW”, jakby o niezależności i wolności mediów decydowały podatki. Wyliczając, ile to pieniędzy rząd przeznaczył na media publiczne stwierdziła:
Efekt? W TVP produkuje się rządową propagandę sukcesu.
A to nie koniec wspierania przychylnych mediów. Do tygodnika „Sieci” i portalu wPolityce.pl braci Karnowskich czy „Gazety Polskiej” Tomasza Sakiewicza płynie strumień pieniędzy w postaci reklam spółek skarbu państwa. Te same spółki mają zakaz dawania reklam „Wyborczej” czy TVN
— oburzała się Kublik.
W obronie interesów zachodnich koncernów
Odnosząc się do projektu podatku od reklam w mediach, publicystka histeryzowała:
To uderzenie w media komercyjne i spełnienie marzeń Kaczyńskiego sprzed lat. Chodzi mu o osłabienie tych nadawców i wydawców, którzy są od PiS niezależni. I których „dobra zmiana” teraz przejąć nie jest w stanie, ale kiedy nowy podatek ich wykończy, to kto wie – może jakiś państwowy koncern te media dla Kaczyńskiego wykupi?
Tak wygląda chora demokracja
— oświadczyła.
Prof. Tadeusz Kowalski z Wydziału Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii UW w rozmowie z Agnieszką Kublik wskazywał, że nowy podatek uderzy głównie w Agorę i zagraniczne koncerny medialne.
Nie widzę absolutnie najmniejszego powodu, dla którego media miałyby się zrzucać na fundusz odnowy zabytków. Z pełnym szacunkiem dla zabytków i do potrzeby ich odnawiania, leży to w zakresie obowiązków państwa, władz krajowych i samorządowych, które z budżetu państwa i ze środków europejskich powinny o zabytki dbać
— mówił prof. Kowalski, jakby nie rozumiał, że pieniądze w budżecie państwa nie biorą się znikąd, ale m.in. z podatków, niezależnie od tego co jest przedmiotem opodatkowania. Przedstawił przy tym swoją wizję pozyskania pieniędzy na służbę zdrowia:
Wystarczyłoby mediom publicznym dać mniej pieniędzy i pieniądze na zdrowie by się znalazły.
Odnosząc się do Funduszu Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów, prof. Kowalski ocenił:
Cele tego funduszu, wymienione w uzasadnieniu, powiem szczerze, są kuriozalne.
W uzasadnieniu mowa jest jeszcze o obowiązku nasycania przestrzeni publicznej polskimi treściami
— dodał.
I jeszcze jedna rzecz, na którą chciałem zwrócić uwagę, bo wydaje mi się ona mocno wątpliwa – podniesienie progu polskiej zawartości w programach telewizyjnych do 49 proc., a w przypadku radia nawet do 60 proc. Standard europejski to 33 proc. zawartości europejskich
— podkreślał, jakby polska zawartość programów mu przeszkadzała.
„Przykład przyszedł z Węgier”
Przykład przyszedł z Węgier
— grzmiał w „Gazecie Wyborczej” Michał Kokot, wskazując, iż pojawił się tam pomysł progresywnego podatku od mediów.
Podatek miał dotknąć wszystkie media w kraju, ale powszechnie było jasne, że najwyższy próg przewidziany jest pod sieć RTL mającą największe spółki. Dla tej spółki należącej do niemieckiej grupy Bertelsmann oznaczało to faktycznie zrzeczenie się wszystkich zysków na rzecz Węgier
— napisał, opisując reakcję spółki.
Rozbudowali znacznie dział informacji, zaczęli nagłaśniać skandale z politykami Fideszu, które odkrywali inni dziennikarze. A ponieważ mieli i nadal mają ogromny zasięg w kraju, nawet do ludzi na węgierskiej prowincji zaczęły docierać afery, które władza chciała przemilczeć – mówi Polyak
— stwierdził Kokot, nie wnikając, ile z owych „informacji o skandalach” w ogóle było prawdą.
W maju 2015 r. po wielomiesięcznych przepychankach węgierski parlament uchwalił ustawę o nowym podatku, jednak w zupełnie innym kształcie. Zamiast progresywnego został nałożony podatek liniowy na wszystkie media z obrotami powyżej 100 mln forintów w wysokości 5,3 proc.
— przypomniał.
Odnosząc się do faktu, iż RTL przegrał w sprawie podatku od mediów z węgierskim rządem w TSUE, Kokot zacytował słowa Gabora Polyaka, analityka mediów:
To zła wiadomość dla was. Węgierski rząd nie wiedział wtedy, że ta ustawa jest zgodna z prawem unijnym, i zachowywał się ostrożnie. Ale teraz polski rząd już ma tę wiedzę i może robić, co chce.
Pytanie, czy kir okładki „GW” i absurdalne zarzuty o ograniczaniu niezależności i wolności mediów w Polsce są obliczone jedynie na polskiego odbiorcę, czy też mają za zadanie wpisać się w trwającą w UE nagonkę na rząd Zjednoczonej Prawicy? Wkrótce zapewne się o tym przekonamy.
aw/Gazeta Wyborcza
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS