Część mediów ogłosiła w środę protest, którego powodem jest projekt nowego podatku od reklam. Niektóre stacje telewizyjne i radiowe oraz część portali internetowych ogłosiły, że nie będą publikować żadnych treści, aby pokazać „jak będzie wyglądać świat bez niezależnych mediów”. Lewicowy publicysta Rafał Woś zwrócił przy okazji uwagę na to, jaka jest różnica między „strajkiem” a „protestem”.
CZYTAJ TAKŻE:
— Protest części mediów. Internauci odetchnęli z ulgą: „Cisza i spokój od rana”; „Szkoda, że to jeden dzień”; „Chwila oddechu od hejtu”
— Część opozycji lansuje się na proteście mediów. Są również głosy krytyczne: „Wolność słowa umiera. Ale zupełnie gdzie indziej”
— Farsa! Agora protestuje, a jej pięcioosobowy zarząd zarobił w 2019 r. 4,77 mln zł! Jednocześnie zwolniono kilkuset pracowników
Protest części mediów
Na początku lutego do wykazu prac legislacyjnych rządu wpisano projekt ustawy, której konsekwencją będzie wprowadzenie składki z tytułu reklamy internetowej i reklamy konwencjonalnej. Chodzi o projekt ustawy o dodatkowych przychodach Narodowego Funduszu Zdrowia, Narodowego Funduszu Ochrony Zabytków oraz utworzeniu Funduszu Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów. Zgodnie z założeniami połowa wpływów ze składek od reklam ma trafić do NFZ. Przeciw wprowadzeniu nowej składki protestują liczne media prywatne.
Protest czy strajk?
Tylko nie nazywajmy dzisiejszego protestu „strajkiem”. To jest normalny protest koncernów przeciwko planom ich opodatkowania. „Strajk” byłby wtedy, gdyby nie ukazały się media z powodu protestu dziennikarzy przeciw coraz gorszym warunkom pracy i płacy
— napisał na Twitterze Rafa Woś.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS