Przed meczem w Sosnowcu najwięcej znaków zapytania dotyczyło stanu murawy. Gospodarze obiektu wzięli na siebie dużą odpowiedzialność, gdyż zdecydowali się ugościć aż dwa mecze 1/8 finału Pucharu Polski. Oprócz tego Puszczy z Lechią (w Niepołomicach nie ma podgrzewanej murawy i nie było szans na rozegranie meczu), także czwartkowy – Radomiaka z Lechem Poznań.
Przygotowania trwały od kilku dni, m.in. boisko przykryto specjalną plandeką z agrowłókniny, do ściągnięcia z niej śniegu zaangażowanych było kilkadziesiąt osób. Efekt – jak na warunki panujące obecnie w Polsce – uznać należy za zadowalający. Boisko było zielone i w miarę swobodnie dało się na nim operować piłką.
Lechia Gdańsk ze sporą liczbą zmian
Trener Piotr Stokowiec po słabiutkim początku roku w wykonaniu jego zespołu postanowił mocno zamieszać w składzie. Do Sosnowca w ogóle nie pojechał Kenny Saief, wciąż kontuzjowani są również Łukasz Zwoliński oraz Zlatan Alomerović. Brak Serba – który zazwyczaj strzegł bramki Lechii w Pucharze Polski – oznaczał, że Dusan Kuciak wystąpił w tych rozgrywkach po raz pierwszy od grudnia 2018 r.
Kompletnemu przemodelowaniu uległa formacja ofensywna. Na pozycji “10” zamiast Macieja Gajosa zagrał Jakub Kałuziński, z kolei na skrzydłach pojawili się Joseph Ceesay i niespodziewanie Żarko Udovicić. Mający ostatnio duże problemy zdrowotne Serb (komplikacje po przejściu koronawirusa) po raz ostatni w pierwszym składzie pojawił się w finale poprzedniej edycji Pucharu Polski. W rundzie jesiennej tylko pięć razy wchodził z ławki.
Jeszcze dłużej na występ w pierwszym składzie czekał Jakub Arak, który zastąpił słabego na początku roku Flavio Paixao. Poprzednio taka sytuacja miała miejsce 16 marca 2019 r., co ciekawe, również w Sosnowcu – podczas ligowego meczu z Zagłębiem.
Najgroźniejszy Ceesay
Ze wspomnianego wyżej grona zdecydowanie najlepiej prezentował się Ceesay. Szwed imponował techniką i dynamiką, a już w 3. min ładnie znalazł się pod bramką rywala. Po rzucie wolnym Rafała Pietrzaka i małym bilardzie w polu karnym przytomnie skierował piłkę do siatki z najbliższej odległości.
Lechia od początku osiągnęła dużą przewagę, ale podobnie jak w ostatnich meczach miała spore problemy z kreowaniem dogodnych sytuacji w ataku pozycyjnym. W pierwszej połowie, poza jak zwykle groźnymi stałymi fragmentami gry, najlepszą akcją gości był szybki kontratak. Tomasz Makowski zagrał do Ceesaya, który łatwo zgubił obrońców, jednak w sytuacji sam na sam nie dał rady młodziutkiemu bramkarzowi Puszczy, 18-letniemu Gabrielowi Kobylakowi. Za chwilę dobijał jeszcze Arak, ale zrobił to bardzo nieporadnie, trafiając w nogi rywala.
Samobój Nalepy początkiem nieszczęść
W tym momencie było już 1:1, gdyż swój niezwykle pechowy sezon kontynuuje Michał Nalepa. Obrońca Lechii idzie w tym sezonie na kartkowy rekord (w lidze zobaczył już 10 żółtych i trzy czerwone kartki), a teraz dołożył jeszcze gola samobójczego. Po dośrodkowaniu w pole karne pechowo odbił piłkę, która wpadła do bramki obok bezradnego Kuciaka.
Ten przypadkowy gol dodał piłkarzom Puszczy sporo animuszu i z każdą minutą grali oni coraz odważniej. A lechiści znów popadli w niewytłumaczalny marazm. Zupełnie niewidoczny był Udovicić, słabo wyglądał Arak, niewiele kleiło się w grze środkiem pola. Zatem mimo ogromnej przewagi Lechii (posiadanie piłki na poziomie niemal 70 proc) wynik do przerwy należało uznać za sprawiedliwy.
Co dalej ze Stokowcem?
Po przerwie Lechia wciąż strasznie męczyła się w ofensywie, na dodatek po raz kolejny przytrafił jej się fatalny błąd w obronie. Dalekiego podania nie potrafili przeciąć ani Bartosz Kopacz, ani Nalepa i zupełnie z niczego w znakomitej sytuacji znalazł się Hubert Tomalski. Do bramki miał co prawda daleko, ale nie dał się dogonić i pokonał Kuciaka.
Nie minęło kilka minut i Puszcza zdobyła kolejną bramkę. Kapitalnym strzałem z linii pola karnego popisał się Erik Cikos. To był nokaut.
Trener Stokowiec próbował ratować się zmianami, jednak on również się pogubił, gdyż na przykład, nie wiedzieć czemu, zdjął z boiska Ceesaya. A rezerwowi nie wnieśli do gry nic wielkiego. Gdański zespół niby atakował, ale to było klasyczne bicie głową w mur. Jakieś szanse udawało się stworzyć, jednak bramka Kobylaka była jak zaczarowana. Piłkarze Puszczy bronili się bardzo ambitnie i dowieźli korzystny wynik do końca.
Należą im się za to wielkie brawa, tym bardziej że są w trakcie okresu przygotowawczego, gdyż rozgrywki I ligi zaczynają się dopiero pod koniec lutego. Za to obraz Lechii na dziś wygląda katastrofalnie. Nie funkcjonuje ona ani w ofensywie, ani w defensywie. Trener Stokowiec podejmuje coraz bardziej karkołomne decyzje personalne, ale to jeszcze bardziej dezorganizuje drużynę. Wygląda na to, że jego pomysł na zespół chyba się wyczerpał. W obecnej sytuacji zwolnienie szkoleniowca nie byłoby wielką niespodzianką, choć jeszcze do niedawna cieszył się on ogromnym zaufaniem prezesa Adama Mandziary. Jednak w tej chwili na jego obronę nie ma zbyt wielu argumentów.
Puszcza Niepołomice – Lechia Gdańsk 3:1 (1:1)
Bramki: Nalepa (17. samobójcza), Tomalski (54.), Cikos (62.) – Ceesay (3.).
Puszcza: Kobylak – Cikos, Stefanik, Czarny, Mikołajczyk – Serafin Ż, Stępień – Knap (79. Klec Ż), Tomalski (90. Spławski), Górski (68. Pięczek) – Kobusiński (68. Radionow).
Lechia: Kuciak – Fila Ż (78. Haydary), Kopacz, Nalepa, Pietrzak – Kubicki, Makowski – Ceesay (63. Conrado), Kałuziński (55. Gajos), Udovicić (55. Żukowski) – Arak (63. Flavio Paixao).
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS