A A+ A++

Wizyta Josepa Borella w Moskwie, o której chciałoby się szybko zapomnieć ma swoją kontynuację, jako, że obie strony, zarówno europejska, jak i rosyjska dokonały oceny jej efektów. Zaczyna się zatem dyskusja, której efekty z perspektywy Warszawy i państw naszego regionu, mogą być nawet ważniejsze niźli pamiętna moskiewska konferencja prasowa.

Sam Borrell na swoim blogu napisał krótki artykuł podsumowujący wizytę w Moskwie i będący wstępem, tak w mojej ocenie należy to wystąpienie odczytywać, do dyskusji w gronie liderów Europy na temat kształtu relacji z Rosją. Jest też oczywiście próbą usprawiedliwienia czy zracjonalizowania własnej porażki, ale bardzo spokojną w tonie, raczej w stylu, że „należało do Moskwy polecieć aby przekonać się jak się sprawy mają” niźli poszukiwania winnych kompromitacji.

Agresywnie zaaranżowana konferencja prasowa i wydalenie trzech unijnych dyplomatów podczas mojej wizyty wskazują, że rosyjskie władze nie chciały wykorzystać tej okazji do bardziej konstruktywnego dialogu z UE

—ocenia efekty swej wizyty unijny komisarz ds. zagranicznych.

Jak pisze, taka postawa Moskwy, choć nie powinna być zaskoczeniem, jest błędem, również biorąc pod uwagę długofalowe interesy strategiczne Rosji.

Jako UE będziemy musieli wyciągnąć konsekwencje, zastanowić się uważnie nad kierunkiem, jaki chcemy nadać naszym stosunkom z Rosją i postępować zgodnie oraz z determinacją

—kontynuuje swe rozważania Borrell.

W jego opinii rosyjskie władze podjęły już jakiś czas temu decyzję o osłabieniu związków z Europą i dlatego zaostrzają kurs w polityce wewnętrznej oraz nie są zainteresowane poszukiwaniem pragmatycznych pól współpracy.

Wróciłem do Brukseli głęboko zaniepokojony perspektywami rozwoju rosyjskiego społeczeństwa i geostrategicznymi wyborami Rosji. Moje spotkanie z ministrem Ławrowem i przesłanie władz rosyjskich podczas tej wizyty potwierdziły, że Europa i Rosja oddalają się od siebie. Wydaje się, że Rosja stopniowo odłącza się od Europy i traktuje wartości demokratyczne jako zagrożenie egzystencjalne

—pisze Josep Borrell.

Dalej Borrell formułuje myśl, która wydaje mi się kluczowa, jeśli chcemy zrozumieć powody, jego moskiewskiej podróży. Otóż jego zdaniem Europa znajduje się obecnie na rozstaju dróg i dokonuje właśnie wyborów, które mogą i najprawdopodobniej przesądzą dynamikę relacji międzynarodowych w XXI stuleciu. Chodzi o to, czy żyć będziemy w świecie nastawionym na kooperację czy silnie spolaryzowanym, w którym dominowały będą mechanizmy rywalizacji. Borrell kreuje się w konkluzji swego wystąpienia na polityka, który nie boi się wyzwań, nawet jeśli wiąże się to z obowiązkiem wizyty u „innych na ich własnym terenie” wtedy kiedy sytuacja rozwija się w złym kierunku.

Wolę to od pozostawania reaktywnym i czekania, aż coś się wydarzy. Jeśli chcemy jutro bezpieczniejszego świata, musimy dziś działać zdecydowanie i być gotowi na podjęcie pewnego ryzyka

—argumentuje.

Z całego artykułu Borrella dwie myśli wydają się ważne. Europa zabiegając o swoje bezpieczeństwo w szybko zmieniającym się świecie musi testować różne możliwości, w tym próbować porozumieć się z Rosją. Oraz druga, jasno zaprezentowana, iż ten kierunek współpracy, nawet jeśliby zawęzić go do obszarów na których interesy wydaję się wspólne nie wydaje się być perspektywicznym. Chciałoby się wierzyć, że oznacza to otrzeźwienie tej części europejskiego establishmentu, który najwyraźniej hołduje myśli, iż budowa strategicznej suwerenności Europy musi oznaczać porozumienie z Moskwą. Tak jednak nie jest, bo przekonanie o potrzebie wybicia się Europy na geostrategiczna niepodległość wydaje się na tyle silnie ugruntowane, że zwolenników budowania mostów do Moskwy jedna porażka raczej nie zniechęci. Dość wyraźnie ten tok argumentacji przebija się w ostatnich wystąpieniach Emmanuela Macrona, czy francuskiego ministra spraw zagranicznych Jean-Yves Le Driana, którzy już po aresztowaniu Nawalnego i tłumieniu protestów w rosyjskich miastach uparcie wzywali Europę do podjęcia prób budowy porozumienia z Moskwą.

Wyraźnie widać to też w głosach tych analityków, głównie wywodzących się z krajów „starej Europy”, których o nowy kształt relacji atlantyckich pytał niedawno francuski Groupe d’études géopolitiques, niezależny powołany w 2017 roku francuski think tank. Precyzyjnie rzec ujmując badaczy interesowała opinia specjalistów czy prezydentura Joe Bidena, jego wezwania do odbudowy jedności atlantyckiej, są zagrożeniem dla europejskiej samodzielności strategicznej. Już samo pytanie pokazuje, że umocnienie więzi atlantyckiej postrzegane jest w kategoriach zagrożenia dla europejskiej samodzielności, jednak odpowiedzi na nie (zwłaszcza, że ankietowani mieli możliwość stwierdzenia, iż kwestia jest źle postawiona) są jeszcze ciekawsze. I tak Emil Brix, austriacki dyplomata jest zdania, że zagrożeniem dla europejskiej samodzielności strategicznej jest brak jednego spojrzenia wśród państw członkowskich, co skutkuje brakiem decyzyjności. Aby Europa mogła myśleć o odegraniu niezależnej roli potrzebne jest więcej jedności, pogłębienie integracji, po to aby potrafić mówić jednym głosem. Drugim zagrożeniem jest bipolarny układ sił na świecie. Rywalizacja Stanów Zjednoczonych i Chin spycha Europę na margines, a co oznacza taka geostrategiczna marginalizacja pokazuje przykład Rosji, której znaczenie w świecie maleje właśnie z tego powodu, że nie jest ona w stanie równoważyć silniejsze mocarstwa. Michele Duclos z Institut Montaigne jest przekonany, że za administracja Bidena „Stany Zjednoczone będą nadal traktować priorytetowo kwestie inne niż Europa, jeśli chodzi o zarządzanie kryzysowe i alokację swoich zasobów”. A to oznacza, że właśnie z tego powodu Europa winna być bardziej samodzielna i zacząć dbać sama o swoje bezpieczeństwo. Mamy tu w istocie wizję nie konfliktowego, ale uzgodnionego z Waszyngtonem przyjęcia przez Europę, po wodza Francji, roli samodzielnego, regionalnego rozgrywającego. Maya Kendel z Uniwersytetu Sorbonne Nouvelle jest przekonana, iż w gruncie rzeczy o rozejściu się Europy i Stanów Zjednoczonych w głównych kwestiach geostrategicznych przesądzi różnica interesów, albowiem, jak zauważa – „Modernizacja stosunków transatlantyckich wymaga zidentyfikowania i zaakceptowania, przez nas jako Europejczyków, zbieżności i rozbieżności interesów po obu stronach Atlantyku. Dotyczy to zwłaszcza Chin, gdzie mamy różne cele. Dla Stanów Zjednoczonych jest to kwestia hegemonii; podczas gdy Europejczycy nie mają globalnych roszczeń hegemonicznych.” Jacob Kirkegaard z German Marshall Fund zwraca uwagę na brak w Stanach Zjednoczonych międzypartyjnego konsensusu w kwestiach pożądanego kształtu relacji atlantyckich. A to oznacza, że obecne posunięcia Bidena nie mogą być traktowane jako definitywne, zwłaszcza w obliczu możliwego sukcesu Republikanów w przyszłości. Taka ocena sytuacji nakazuje Europejczykom prowadzenie ostrożnej polityki w tej kwestii i zwracanie większej uwagi na własne a nie koalicyjne interesy. Hans Kribbe, jest zdania, że o stopniowym rozchodzeniu się dróg Europy i Stanów Zjednoczonych decyduje nie to kto zasiada w Gabinecie Owalnym, ale strukturalnie inne, konfliktowe interesy. Już za Obamy Ameryka ogłosiła „pivot to Asia” i taka polityka będzie kontynuowana przez Bidena. Europa nie odczuwa zagrożeń ze strony Chin, wręcz przeciwnie jest zainteresowana równoprawną współpracą i to ten czynnik będzie miał decydujący wpływ na strategiczną samodzielność starego kontynentu. Właśnie z powodu zmiany geostrategicznych priorytetów Stanów Zjednoczonych, jak uważa Charles Kupchan z Georgtown University „im Europa stanie się silniejsza geopolitycznie, tym lepszym będzie partnerem dla Stanów Zjednoczonych. Więcej Europy wzmocni, a nie osłabi więź transatlantycką.” „Chiny naznaczą stosunki transatlantyckie – uważa Bruno Maçães, były minister spraw zagranicznych Portugalii. – UE chce bardzo jasno powiedzieć, że zamierza prowadzić autonomiczną politykę wobec Chin.” Bruno Tertrais, uznawany za jednego z najważniejszych francuskich myślicieli strategicznych jest przekonany, że „Administracja Bidena powinna prawdopodobnie uznać za dobrą rzecz, ideę aby Europa wzięła większą odpowiedzialność za własny los.” Nathalie Tocci, główny doradca ds. polityki zagranicznej Josepa Borrella podkreśla w odpowiedzi na ankietę konieczność przezwyciężenie europejskich podziałów i różnicy zdań oraz potrzebę działania a nie czekania na to aż Waszyngton „przełamie europejski instynkt bezczynności.”

Wiele głosów, wiele opinii, ale w gruncie rzeczy jeden przekaz. Europa ma własne interesy geostrategiczne, które są różne niźli interesy Stanów Zjednoczonych (Chiny). Nie musi oznaczać to konfliktu, ale nie można też myśleć, że inni zadbają o nasze sprawy. Europa może pewnego dnia obudzić się opuszczona przez zaatlantyckiego sojusznika dla którego od pewnego czasu znacznie ważniejszy jest pozaeuropejski kierunek politycznego oddziaływania. Po to aby przygotować się na taką ewentualność trzeba działać zarówno na poziomie wewnętrznej organizacji Unii Europejskiej (więcej jedności, porzucenie polityki jednomyślności) jak i relacji międzynarodowych (zaznaczenie własnej, odrębnej pozycji w kwestiach szczegółowych). Wizyta Borrella w Moskwie była do pewnego stopnia próbą wyjścia naprzeciw tym oczekiwaniom europejskich elit. Oczywiście próbą nieudaną, ale sam problem, sama dyskusja na temat zarówno potrzeby większej samodzielności jak i narzędzi, którymi Europa dla obrony swoich interesów będzie dysponowała, nie kończy się. Wydaje się nawet, że ta debata będzie się w najbliższym czasie nasilała i Polska, ale również Europa środkowa winna być do niej lepiej przygotowana.

Nieco pomaga nam w tej dyskusji minister Ławrow, który również, tak jak Borrell, uznał za stosowne omówić (odpowiadając na pytanie dziennikarza) na oficjalnej stronie swojego resortu wizytę europejskiego urzędnika w Moskwie. Pretekstem był ów, cytowany przeze mnie fragment z blogu Borrella w którym pisał on o oddalaniu się Rosji od Europy. Otóż zdaniem Ławrowa, to Europa doprowadziła do destrukcji rosyjsko – europejskich relacji uznając „niekonstytucyjny” przewrót w Kijowie i godząc się na represje wobec rosyjskojęzycznej populacji w Państwach Bałtyckich. W języku politycznym Ławrow powiedział, że powrót do partnerskich relacji między Moskwą a Brukselą jest możliwy o ile Unia Europejska uzna punkt widzenia Federacji Rosyjskiej zarówno w kwestiach związanych z Ukrainą, jak i zaakceptuje możliwość oddziaływania Rosji na wewnętrzną politykę Bałtów. Nie oznacza to niczego innego jak zaakceptowanie przez Brukselę uprzywilejowanej rosyjskiej strefy wpływów na Wschodzie. Najprawdopodobniej tak zarysowane przez Moskwę stanowisko, uniemożliwi jej osiągnięcie celów, a nawet zniechęcić może europejskich zwolenników szukania możliwości porozumienia ze wschodnią satrapią. Borrell po powrocie z Moskwy zaczął pisać o nowych, antyrosyjskich sankcjach, wydaje się zatem, że jego zapał, przynajmniej jeśli chodzi o flirty z Rosją, osłabł. Nie oznacza to jednak, że dyskusja na temat strategicznej samodzielności Europy kontynentalnej skończy się. Będzie trwała i obecny będzie w niej głos tych, którzy uważają, że po to aby równoważyć Chiny i Stany Zjednoczone, trzeba porozumieć się z Rosją. Na lekceważeniu takiego podejścia polega strategiczny błąd Moskwy, o którym w swym blogu napisał Borrell. Ale i my w Europie środkowej nie powinniśmy lekceważyć tego pragnienia Zachodu aby w kwestiach kluczowych być bardziej samodzielnym. Warto abyśmy w tej dyskusji nie tylko wzięli udział, ale również przedstawili spójny, uzgodniony z państwami regionu i możliwy do realizacji program w tym zakresie, czyli odpowiedzieli na pytanie czy Europa może być samodzielna, jakie narzędzia winna zbudować i jaką politykę wobec Waszyngtonu uprawiać. Samo podkreślanie wagi sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi, biorąc pod uwagę stan nastrojów w Europie Zachodniej, może już nie wystarczyć.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSpider-Man 3 jednak bez trzech Pająków? Tom Holland zaprzecza ciekawej plotce
Następny artykułRadny uderza w podstawy demokracji?