A A+ A++

Jak informuje ukazujący się w Hong Kongu dziennik „The South China Morning Post”, Stany Zjednoczone wystąpiły z propozycją odbycia pierwszego szczytu porozumienia QUAD, zrzeszającego również Australię, Indie i Japonię z nadzieją przekształcenia tej współpracującej ze sobą w kwestiach strategicznych grupy państw w „mini NATO”.

CZYTAJ TAKŻE: Jak uniknąć przegranej wojny z Chinami o Tajwan. Pekin gotów jest do rozstrzygnięcia wojskowego, jeśli wyspa ogłosi niepodległość

Budowa porozumienia państw powstrzymujących Chiny

Dziennik przytacza też zeszłotygodniową wypowiedź w tej sprawie Jake’a Sullivana, który miał powiedzieć, że obecna administracja ma zamiar kontynuować politykę Donalda Trumpa zmierzającą do zbudowania porozumienia państw powstrzymujących Chiny. Sullivan powiedział też, że tego rodzaju alians jest „fundamentem, na którym można zbudować znaczącą politykę amerykańską w regionie Indo-Pacyfiku”.

South China Morning Post przywołuje wypowiedź Shi Yinhongma specjalisty ds. stosunków międzynarodowych z Uniwersytetu Renmin w Pekinie, który jest zdania, iż powstanie bloku wojskowego, do którego gotowość wejścia wyraziła już Wielka Brytania jest bardzo prawdopodobne, ale powodzenie tych amerykańskich planów zależy od postawy Indii, które nie przesądziły jeszcze o swojej orientacji geostrategicznej. Tokio, ze swej strony, w czasie niedawnej rozmowy telefonicznej jaką Joe Biden przeprowadził z premierem Japonii Yoshihide Sugą zadeklarowało aktywne działanie na rzecz przekształcenia QUAD w sojusz wojskowy.

Eksperci rozważają scenariusze koalicyjnej wojny z Chinami

Równolegle, jak informuje dziennik Asahi Shimbun Tokio zaproponowało Stanom Zjednoczonym, aby o rok odłożyć rozpoczęte jeszcze za czasów Donalda Trumpa i pod naciskiem Waszyngtonu, rozmowy na temat wysokości opłat, jakie Japonia uiszcza Stanom Zjednoczonym odwdzięczając się za stacjonowanie amerykańskich żołnierzy na swoim terytorium. Obecny poziom, wynoszący 1,97 mld dolarów miałby zostać utrzymany jeszcze przez rok, a jego wzrost, jak miał powiedzieć w rozmowie telefonicznej z Antonym Blinkenem Toshimitsu Motegi japoński minister spraw zagranicznych, stałby się tematem nadchodzących negocjacji. Ten niewątpliwy przykład polityki transakcyjnej, tym razem w wydaniu Japonii, nie zmienia faktu, że eksperci, zresztą po obydwu stronach Pacyfiku, rozważają scenariusze koalicyjnej wojny z Chinami i tego co należy zrobić aby przygotować się na scenariusz tego rodzaju.

Jeffrey W. Hornung, analityk Korporacji RAND, jest przekonany, iż nawet jeśli perspektywa konfliktu zbrojnego jest odległa, to już dziś Waszyngton i Tokio muszą się do nowej wojny dobrze przygotować. A jak dowodzi na łamach The War on the Rocks, portalu specjalizującego się w kwestiach wojskowych dziś nie można mówić o dobrym przygotowaniu do realnego przecież scenariusza konfliktowego. Przede wszystkim brak jest, jak argumentuje Hornung, wystarczającego „oprzyrządowania” prawnego które ułatwiłoby obydwu państwom, ale przede wszystkim Japonii, na odpowiednio szybkie włączenie się do działań zbrojnych w razie chińskiej agresji na Tajwan i wielce prawdopodobnego w takiej sytuacji uderzenia na Japonię. Brak narzędzi prawnych umożliwiających rządowi Japonii autoryzowanie wsparcia dla sił amerykańskich, tajwańskich, czy operacji nie mających charakteru obronnego może, w opinii Hornunga, negatywnie wpłynąć na skuteczność działań sojuszniczych już po rozpoczęciu wojny. Podobnie sprawy się mają jeśli zaatakowane zostanie terytorium Japonii. Chodzi nie tylko o bazy wojskowe rozbudowane w ostatnich latach przez Tokio na najdalej wysuniętych w stronę Tajwanu wyspach archipelagu Ryuku, ale również o Okinawę oraz Japonię właściwą. Hornung zastanawia się czy nie powinno rozmawiać się o powiększeniu w tym regionie amerykańskiego kontyngentu wojskowego oraz o przesunięciu japońsko–amerykańskiej współpracy wojskowej na wyższy poziom, wręcz zespolenia dowodzenia oraz ćwiczenia wspólnych operacji na masową skalę, w tym ewakuacji wielkiej liczby ludności cywilnej z obszarów narażonych na chińskie ataki. Już sam charakter tych rozważań amerykańskiego eksperta wojskowego, a analizuje on m.in. udzielając negatywnej zresztą odpowiedzi, to czy społeczeństwo Japonii przygotowane jest na wielkie straty wśród ludności cywilnej, wskazuje, że scenariusze wojenne poważnie brane są pod uwagę.

Kevin Rudd, były dwukrotny premier Australii, na łamach The Foreign Affairs również zastanawia się na ile nieuchronną jest wojna Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników z Chinami i co należy zrobić, aby ten katastroficzny scenariusz, który jest bardzo prawdopodobny, się nie ziścił. Rywalizacja między obydwoma państwami, jest w opinii Rudda nieuchronna i rozpoczynająca się dekada będzie czasem narastających napięć, które nie muszą, ale oczywiście mogą skończyć się wojną. W świetle oficjalnych dokumentów modernizacja chińskich sił zbrojnych ma zostać zakończona w 2027 roku, a nie jak pierwotnie zakładano w 2035, a już dziś obserwowany wyraźny wzrost pewności siebie Pekinu będzie w najbliższych latach przybierał na sile. W oczach chińskiej elity, jak argumentuje Rudd, już dziś Stany Zjednoczone są państwem nieuporządkowanym, rozdzieranym wewnętrznymi konfliktami i w ekspresowym tempie słabnącym. Stany Zjednoczone, co w jego opinii może okazać się niezwykle trudne, muszą w krótkim czasie zarówno doprowadzić do odbudowy własnego potencjału, określenia celów i obszarów strategicznej rywalizacji z Chinami, zbudować trwałe sojusze oraz, co w tym kontekście wydaje się najważniejsze, od zera wznieść gmach reagowania w sytuacjach kryzysowych i rozwiązywania konfliktów, na wzór rosyjsko – amerykańskich porozumień za czasów zimnej wojny. Opóźnienia, błędy czy złe odczytanie intencji przeciwnika niemal w każdym z tych obszarów może prowadzić do uruchomienia scenariusza konfliktowego.

Ale w tym wypadku chodzi nie tylko o ewentualne złe odczytanie sytuacji przez Stany Zjednoczone. Znacznie groźniejsza jest, w opinii Rudda, ewolucja polityki chińskiej, która w ostatnich latach pod rządami Xi Jingpinga staje się na użytek wewnętrzny znacznie bardziej autorytarna, a w kwestii zjednoczenia z Tajwanem zdaje się stawiać na rozwiązania wojskowe. Aplikowanie wobec Tajwanu polityki „jedno państwo dwa systemu” po doświadczeniach Hong Kongu staje się mało realistyczne, a Pekin w niedwuznaczny sposób zdaje się stawiać na osiągnięcie regionalnej przewagi wojskowej wobec Stanów Zjednoczonych, co ma skłonić pozbawione militarnej protekcji Tajpej do kapitulacji wobec żądań komunistycznych Chin. Pekin, w opinii Rudda będzie w najbliższych latach rozbudowywał swój potencjał wojskowy i wywierał presję na mniejsze państwa Azji Płd. – Wschodniej aby te dystansowały się od ewentualnych trwalszych aliansów z Waszyngtonem, ale nie zaryzykuje otwartego konfliktu zbrojnego. „Ale Chiny obawiają się – argumentuje Rudd – że Waszyngton zaatakuje Pekin w najbliższych latach, zanim potęga USA w końcu się rozpadnie. Obawa Xi to nie tylko potencjalny konflikt zbrojny, ale także szybka i radykalna polityka gospodarczego decouplingu”, zablokowania perspektyw rozwoju kraju i sprowokowania wewnętrznych niepokojów. Paradoksalnie, Pekin niezainteresowany rzuceniem bezpośredniego wyzwania pod adresem Waszyngtonu będzie realizował twardą strategię polityczną wobec najbliższych regionalnych sojuszników Ameryki, czyli państwa grupy QUAD, chcąc w ten sposób zmusić administrację Bidena do przyjęcia bardziej pokojowej formuły rywalizacji. Jedyna możliwością uniknięcia przez Waszyngton zagrożeń na tym polu jest, prócz osiągnięcia ponadpartyjnego wewnętrznego konsensusu w zakresie polityki przeciwdziałania Chinom, utrzymanie przez Stany Zjednoczone regionalnej przewagi wojskowej. To, zdaniem byłego australijskiego premiera, w obliczu trudności budżetowych doprowadzi w efekcie do realokacji obecności wojskowej, bowiem „aby strategia Bidena była postrzegana jako wiarygodna w Pekinie, jego administracja będzie musiała utrzymać obecny poziom łącznego budżetu obronnego i pokryć zwiększone wydatki w regionie Indo-Pacyfiku poprzez przekierowanie zasobów wojskowych z dala od mniej zagrożonych teatrów, takich jak Europa”. A zatem opuszczenie przez Amerykę Europy, niezależnie od retoryki nie jest, w opinii Rudda kwestią decyzji, ale czasu jej realizacji.

Alternatywą jest polityka „zarządzania rywalizacją”

Alternatywą wobec scenariusza wojskowej konfrontacji między Chinami a Stanami Zjednoczonymi jest polityka „zarządzania rywalizacją”. Na czym miałaby ona polegać? W opinii Kevina Rudda musimy mieć do czynienia z wyrzeczeniem się, zarówno przez Pekin jak i Waszyngton, polityki prowokacyjnych i agresywnych posunięć. I tak Stany Zjednoczone powinny ponownie uznać doktrynę „jednych Chin”, co w praktyce oznacza redukcję wsparcia dla Tajwanu, a Chiny zrezygnować z budowy sztucznych wysp na Morzu Południowochińskim będących w istocie bazami wojskowymi. Chiny powinny zmniejszyć liczbę prowokacyjnych manewrów i ćwiczeń wojskowych w regionie, a Ameryka i jej sojusznicy, podobnie, ograniczyć intensywność patrolowania tamtejszych wód międzynarodowych. Póki co niewiele wskazuje na to, że tego rodzaju opamiętanie, po obu stronach potencjalnego konfliktu, do czego nawołuje Rudd, ma miejsce. Czy oznacza to, że jesteśmy na początku scenariusza starcia wojskowego? Wiele wydarzeń i deklaracji z ostatnich tygodni wskazuje, że zarówno na Zachodzie jak i w Azji, politycy coraz poważniej biorą pod uwagę taką ewentualność.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł​Holandia: Godzina policyjna będzie obowiązywać do 3 marca
Następny artykułZawodnicy LKS Stal Mielec startowali w weekend