Lech Poznań zamierza wspierać trenera Dariusza Żurawia jak tylko się da, aby nie wrócić do trenerskiej karuzeli sprzed dwóch lat. To jednak Poznań – tu poparcie dla trenera nie ma nic do rzeczy, o ile nie pójdą za tym wyniki.
Może w innych miastach, innych klubach można wyobrazić sobie taki eksperyment, w którym klub i jego władze idą pod prąd opinii publicznej i zatrzymują szkoleniowca, za którym nie stoją wyniki. Abstrahują od krytyki, nacisków i niezadowolenia w imię wyższych celów. Tymi celami są stabilizacja i długofalowa perspektywa. To możliwe, ale raczej nie w Poznaniu.
Mimo tego Lech Poznań już wiele miesięcy temu zapowiedział, że takiej polityki zamierza się trzymać. Jego właściciel Piotr Rutkowski mówił o tym, że obecne czasy mają stanowić przełom w podejściu Kolejorza do kwestii zatrudniania trenerów. Od czasów zwolnienia Nenada Bjelicy w 2018 roku klub miał ich bowiem już trzech – Ivana Djurdjevicia, Adama Nawałkę i wreszcie Dariusza Żurawia, najpierw jako szkoleniowca tymczasowego, wreszcie na stałe. On pracuje z zespołem najdłużej, bo już niemal dwa lata – objął poznaniaków w marcu 2019 roku, przed wielką czystką kadrową i wymianą piłkarzy.
Pod tym względem trener Żuraw przebił już wielu swoich poprzedników – nawet Nenada Bjelicę czy Jose Mari Bakero, nie mówiąc o Macieju Skorży, Janie Urbanie czy swoich dwóch zwolnionych poprzednikach. Te niemal dwa lata pracy oznaczają, że piętno szkoleniowca na zespole, styl jego pracy i pomysły powinny być widoczne.
Tymczasem Lech Poznań zawodzi. Nie wygrał pięciu ligowych spotkań, w tabeli jest dziesiąty z zaledwie czterema wygranymi, co sprawia że więcej zwycięstw od niego ma chociażby Warta Poznań. Strata do lidera, Pogoni Szczecin wynosi już piętnaście punktów, czyli niewiele mniej, ile ‘Kolejorz” sam zdobył. Do miejsca spadkowego poznaniacy mają znacznie bliżej niż do miejsca gwarantującego udział w europejskich pucharach, to zaledwie pięć punktów.
Wygląda to bardzo źle, a czwartkowy mecz Pucharu Polski z pierwszoligowym Radomiakiem Radom to już nie tylko mecz o ratowanie miejsca w europejskich pucharach w kolejnym sezonie, ale o ratowanie czegokolwiek. Kto wie, czy i nie posady trenera Dariusza Żurawia, którego trudno będzie ocalić w wypadku potknięcia Lecha z ekipą z niższej ligi. To byłby już domiar złego.
Deklaracje władz klubu, że chcą stabilizacji, a trener Dariusz Żuraw ją wreszcie po latach gwarantują zdadzą się na nic, jeśli nie poprą ich wyniki. Nie deklaracje utrzymują bowiem szkoleniowców na posadzie, w każdym razie nie w Poznaniu. Na nic plany, koncepcje i wizje przyszłości, o ile zaskrzeczy teraźniejszość.
Latem prezes Piotr Rutkowski mówił: – Wreszcie trener, dyrektor sportowy i szef skautingu przepracowali razem trzy okienka transferowe. Tego do tej pory nie mieliśmy. Mieli czas, by dopasować graczy do profili, które wytypowaliśmy. Wcześniej, od Macieja Skorży aż po Ivana Djurdjevicia, mieliśmy za każdym razem kompletnie innych trenerów, z odmiennymi wizjami. Z koncepcjami gry i profilami sprowadzanych piłkarzy odbijaliśmy się od ściany do ściany. Przydatni zawodnicy przestawali być przydatni, trzeba było szukać nowych. Chaos, który wywoływała nasza gonitwa, wyścig szczurów, nasz pościg za tym, żeby w końcu coś wygrać. Powiedzieliśmy wtedy: stop!
Sprawdź!
Nowy trener ma pracować długo i Lech deklaruje, że tej koncepcji będzie bronił do upadłego, choćby wbrew niekorzystnym wynikom. Obawiam się, że to plan nie do zrealizowania. Żadnego szkoleniowca Lecha nie da się ocalić i zachować wbrew rezultatom i pozycji w tabeli.
Być może plan zakładający, że trener ma pracować latami w ogóle nie jest do zrealizowania w Poznaniu. Aby mógł zostać wcielony w życie, wymaga bowiem wsparcia go tym, co przeprowadzi takiego trenera przez te wszystkie lata pracy. I nie są to deklaracje ani zapewnienia. Jedynie wyniki. Prezes twierdzący, że zatrzyma szkoleniowca bez względu na cokolwiek tylko zrobi sobie z gęby cholewę – nawet jeśli to w swym założeniu pomysł bardzo słuszny.
Poznań jednak wymaga, wymaga także Wielkopolska, a ponieważ Lech najczęściej tych wymagań nie jest w stanie spełnić, generuje to żądanie zmian. Nie postulat, ale właśnie żądanie. Żaden szkoleniowiec poznańskiego Lecha czasów nowożytnych nie zdołał przeprowadzić go przez mielizny niepowodzeń i rafy wpadek zbyt długo – Czesław Michniewicz i Franciszek Smuda byli ostatni. Trener Smuda był zarazem ostatnim szkoleniowcem “Kolejorza”, który wypełnił swój kontrakt.
Wydawać się może, że wobec pustych stadionów i braku skandujących to czy tamto kibiców abstrahowanie od opinii publicznej będzie łatwiejsze, ale o jedynie pozory. Dzisiejszymi trybunami są bowiem przede wszystkim strony internetowe, portale, serwisy społecznościowe, fora i rzeczywistość wirtualne. Tutaj podnosi się albo opada temperatura wokół Lecha.
“Kolejorz” założył stabilizację, ujednoliconą wizję prowadzenia drużyny i szkolenia grup młodzieżowych, unifikację taktyki i sposobu gry, wyobraził sobie pewną spójność. Ta dobra koncepcja, na której rzeczywiście można by budować sensownie klub zostanie jednak wysadzona w powietrze błyskawicznie, o ile klub ten nie zacznie wygrywać. I to nie w przyszłości, ale natychmiast.
Ekstraklasa – wyniki, terminarz i tabela
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS